Etap przyjaźni i żurek

Niedziela, 5 stycznia 2014 · Komentarze(0)
a, luźno i w doborowym towarzystwie - tzn. M. Marathon Man. Dużośmy nie nakręcili ale za to rozkoszowaliśmy się pustymi drogami, słońcem i pozamiejskimi widokami. Miałem ukręcić potem solo drugie kółko ale w końcu zaraziłem się leniwym podejściem i odpuściłem. Może jutro pojadę z G.

Takie klimaty..:


W nocy popadało...asfalt mokry = tyłek mokry


Koło Paryża:


Leśne zapachy:

Fotka nieostra bo trzęsło jak cholera:


Wstępne pucowanko w kałuży:


Wiosna na całego:


Na koniec żurek w "ratuszowej".

Pogilgać mnie mogą po....

Sobota, 4 stycznia 2014 · Komentarze(2)
Rano z R2 na basen do Gliwic. Pierwszą godzinę pływa się super. Na torze po 2..3 osoby...co na 50m długości daje uczucie bycia samemu na torze. Potem...tzn o 9tej przychodzą kilkunastoosobowe grupy z instruktorami i zaczynają rozgrzewkę na brzegu. Potem zaczynają zajmować kolejne tory wyrzucajac ludzi na dwa boczne tory. Ja pływam. I pływam....aż dopływam do nawrotu a tu pochyla się ratownik i mi mówi bym przeszedł na pierwszy lub drugi tor bo tutaj będą zajęcia. Takiego wała. Sprawdziłem przed przyjazdem, że nie było żadnej rezerwacji toru i wszystkie miały być ogólnodostępne. Po prostu przychodzi grupa z instruktorem, są dogadani z ratownikiem a ludzie ustępują...i pływają jak sardynki na jednym lub dwóch bocznych torach.
Stawiam sprawę, że jeśli mi ratownik da pisemne oświadczenie, ze ten tor jest zarezerwowany to od razu przenoszę się na boczny tor. Ten zaczyna się wykręcać, że kierownik się pomylił i nie uwzględnił tego w rezerwacji. Super. Napisz mi pan, ze pana kierownik się pomylił i ja się przenoszę. Wypękali. Pobluzgali na mnie a instruktor dał pływającej młodzieży instrukcje by mnie wykurzyć. Tylko jak może 5ciu czy 10 ciu nastolatków wykurzyć triathonistę? Że na niego nachlapią? Że go pacną parę razy ręką, niby przypadkiem przepływając obok? Że założą łapki i płetwy i będą mnie próbować nimi uderzać? He he...Naiwność. Niektórzy trenerzy triathlonu na wodach otwartych płyną kajakiem i walą wiosłem po głowach i rękach swoich podopiecznych. A wszystko po to by przezwyczaić ich do startu w wodzie. Kto startował razem z kilkuset lub kilku tysiącami zawodników to wie o czym mówię. Triathlonowy kocioł w wodzie to coś co z jednej strony można nienawidzic, a z drugiej strony jest czymś co sprawia, ze tri to nie jest grzeczne bieganie w stylu run warsaw..

Kopniaki i uderzenia w głowę, przepychanie się w wodzie, strącanie okularów, czepka, łapanie za nogi, ręce to coś normalnego. Gdy masz za sobą szybszych zawodników to porzuć nadzieję, że bądą wyprzedzać bokiem. Przepłyną po tobie górą...jeden za drugim....wciskając pod wodę..tak, że czasem można mieć nawet problem z wypłynięciem na powierzchnie i złapaniem oddechu.

Tak więc drogie dzieciaki ze swoimi płetwami i łapkami to najwyżej mnie mogły pogilgać po przysłowiowych jajach. Wypływałem swoje. Za tydzień też pojadę na gilganie :-)

....
Po południu marszobieg. Było dobrze.

Można? Można 2

Środa, 1 stycznia 2014 · Komentarze(0)
Raz, że zaległy wpis, dwa że nie dotyczy bezpośrednio mnie. Tzn na miejscu byłem ale nie jako uczestnik ale jako kibic. Tak więc chodzi o to, że spora część ludzi zamiast dochodzić do siebie po zabawie i pijaństwie w Sylwestra - stawia się na starcie maratońskiego biegu w Nowy Rok. Wszystko oczywiście za sprawą superrunera Augusta Jakubika, który oprócz biegania z Polski do Rzymu ma jeszcze energię organizować takie biegi.

fot. marek bog
Biegaczy było tylu, że zabrakło medali finishera - ci biegnący cały maraton (bo można było biec i mniej) powyżej 4 godzin - zamiast medalu dostawali uścisk dłoni organizatora i moje brawa. Medale oczywiście zostaną dorobione i dosłane pocztą.


fot. marek bog.

A kibicowałem mojemu tacie....który mając 69lat przebiegł kolejny a jednocześnie pierwszy maraton w 2014 roku. 

No i tak

Można? Można!

Wtorek, 31 grudnia 2013 · Komentarze(6)
Czar Lipowej prysł odkąd rozbudowano tam hotel. Parking dzisiaj zapchany głównie służbowymi samochodami z rejestracjami na literę W.  Pełno też takowych "turystów" na asfaltówkach wokół ...samochodem ciężko przejechać bo idą całą szerokością jezdni. Ponieważ większość z nich pełzła wariantem prawym - gdzie ciągnął się asfalt, wybrałem wariant lewy by jak najszybciej o nich zapomnieć. No i nie był to najszczęśliwszy wybór bo tam gdzie zalesione było sporo śniegu i ciężko się podjeżdżało - wręcz trzeba było zejść z bika i go pochać. Nie byłoby za to problemu tą stroną jechać w dół. No nic..tak wyszło..i tak pięknie było.

Napełnienie bidonów


Cisnymy, cisnymy..



Zimno...coraz zimniej

Znowu da się jechać:



luknięcie za siebie:


I zjazdowo:


Było warto..

Trasa 8/10

Niedziela, 29 grudnia 2013 · Komentarze(0)

Do sprawdzenia był nowy wariant trasy - przez Świerklaniec, potem klasycznie powrót przez Zendek i Górę Siewierską. Trasa mi się podoba - pierwsza część widoki i lasy, druga z uwagi na pofałdowanie. 8/10...jeden brakujący punkt za kiepski wyjazd przez siemki, drugi za złą nawierzchnię tu i ówdzie (np. Zendek). Reszta bez zarzutu.

Za tych co chcą a nie mogą

Na prawo patrz:

Ruchliwość trasy rekompensuje wzorcowa nawierzchnia

Leśne klimaty i osłonięcie od wiatru:

No i zaczynają się pofałdowania :

I znowu

I znowu w górę (fotka wypłaszcza trochę)

I znowu klimaty jeziorek

I wyjazd z lasu:

Dzisiaj też piknie

Sobota, 28 grudnia 2013 · Komentarze(0)

Kolega dzisiaj nieszczęśliwie odpadł, więc solo do Gliwic na 50tkę. Gdy przyjechałem to pewna grupa akurat się zwijała po treningu...Twarze cosik znajome - chyba ich spotkałem albo w Sankt Poelten albo w Borównie.

Z okazji świąt - dzisiaj po jednym torze dla każdego. Woda jednak ciut za ciepła. W smaku taka sobie. Plan był taki by zrobić dzisiaj 90minutowe wolne wypływanie...ale już po 30minutach za wesoło nie było. Jednak jakoś dociągnąłem do końca obserwując na sobie jak zmienia się motoryka moich ruchów wraz ze zmęczeniem i czasem.

Po południu marszobieg - 2minuty biegu i 8 marszu. Łyda i achilles od zeszłego tygodnia daje znać o osbie i długo się zastanawiałem czy robić dzisiaj "bieganie". No ale słaba wola zwyciężyła i poszedłem. Nic złego się nie działo na szczęście. W Central Parku po prostu masakra. Tyyyyle ludzisków powychodziło. Ciężko było znaleźć coś ustronnego by posapać.


No i tak.

To najlepszy dzień swiąt odkąd pamietam

Czwartek, 26 grudnia 2013 · Komentarze(0)

Rowerzystów i biegaczy jak w pierwszy dzień wiosny. 12C rano. Jak sięgam pamięcią to ciężko coś wydobyć podobnego. Rewelacja! Dzisiaj szosa. Zaczęło się ciężko i rozmyślania o tym jak w słabej to formie jestem towarzyszyły mi do 20km. Potem zaczęło jechać się dobrze. I tak jechało się już do końca. Trasa rewelacyjnie pofałdowana. W Central Parku wysyp biegaczy i rowerzystów. Jeżeli chodzi o tych ostatnich to rozbawiła mnie sytuacja gdy przejeżdżałem przez Brzesiny Śląskie. Z naprzeciwka jechał gość na rowrze raczej downhillowym jub jakimś dirtowym. Ja pod górę, on rozpędzony z górki. Na kasku miał chyba kamerkę. No i tak się minęliśmy i pozdrowiliśmy się kiwnięciem w głowy. Ja kwinąłem, on kiwnął...tylko z tego kiwnięcia mu chyba kamerka odleciała ...he he...Coś brzdęknęło o asfalt i potem gdy się obróciłem gość ostro hamował i zawracał.

\

\

No i tak...

Tradycyjnie

Środa, 25 grudnia 2013 · Komentarze(2)

Już prawie mogę nazwać to tradycją, że pierwszego dnia świąt, rano daję czadu na Szyndzielnię i Klimczok. Dzisiaj z małym poślizgiem - niedzielne mission niewyspanie 2 tak mnie wybiło z rytmu, że dopiero wczoraj jako tako zacząłem dochodzić do siebie. Wiec dzisiaj wyjazd nastąpił dopiero ok 8 rano. Tradycyjnie pusto na drogach. Tradycyjnie pusto na podejsciu. Tradycyjnie rosnąca frekwencja podczas schodzenia.

No i wiało dzisiaj mocno. Tak patrzyłem przez okno na uginające się pod wpływem wiatru świerki...i nie wyglądało to bezpiecznie. Fotek nie było czasu robić bo śpieszyć się trzeba było na obiad.

No i tak.

Mission Niewyspanie 2

Niedziela, 22 grudnia 2013 · Komentarze(2)

Przez całą noc modliłem się by dostać smsa, że R2 odpada i anulujemy rowery. SmS nie przyszedł. Budzik, którego zawsze miałem za dobrego przyjaciela, tym razem bezlitośnie przerwał fazę snu błogiego. Ja pierdykam...

Ale nic. Trzeba było wstać, dopompować koła i jechać po zmrożonym podłożu.

A czasem po rozmokłym podłożu...

W połowie trasy nawet zaczęło przyświecać słońce.

Niedzielny rower zaliczony!

No i taka perełka:

The Invisible Bicycle Helmet | Fredrik Gertten from Focus Forward Films on Vimeo.

Łaskawie

Sobota, 21 grudnia 2013 · Komentarze(2)

Przecieram oczy ze zdumienia - nowe, zaawansowane okno edycji w bikestacie. Olalala...a ja myślałem, ze bikstats umiera..

Rano z R2 na basen. Jednak jazda z kimś mobilizuje...gdybym nie byl umówiony to bym tej soboty nie wstał o 6.30. Gdy w końcu wybiła ta straszna godzina pobudki - było tak ciemno i niewyspanie, że wszystkie zdrowe rozsądki mówiły "śpij dalej"...No ale już się człowiek umówił to wstałem i pojechałem. Przeprosiliśmy się na ten weekend z tym strasznym miastem na G. i plywaliśmy dzisiaj na 50tce. Było bosko. Czuć na tym basenie namiastkę prawdziwego pływania na głębokim. W dodatku wszystko umilało rozbłyskujące przez okna słońce.

Po obiedzie - marszobieg w Central Parku

\

I tradycyjne dogrzewanie w "chatce baby jagi"...tam też zmiany - zamiast kominka paliła się koza.

A wszystko dzisiaj odbyło się w takim nastroju: