Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2011

Dystans całkowity:304.00 km (w terenie 120.00 km; 39.47%)
Czas w ruchu:14:33
Średnia prędkość:18.56 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:30.40 km i 1h 37m
Więcej statystyk

Poniedziałek

Poniedziałek, 31 stycznia 2011 · Komentarze(2)
Głównym problemem dojazdu dnia dzisiejszego było dla mnie wymyślenie czemu tu dzisiaj zdjęcia zrobić...bo wszystko prawie już obfotografowałem w grudniu i styczniu. No i prawie pod domem pstryknąłem. Ku pamięci:

i jeszcze tak:

p.s.1.
Gość od kół po mailu w stylu "proszę o natychmiastowy zwrot pieniędzy" jakoś się znalazł "Wie Pan...bo dzieci, bo brak czasu , bo to bo tamto". Rzeczywiście ciężko napisać zdanie lub słowo wyjaśnienia.
p.s.2.
Amorek też już ponoć jedzie.
p.s.3.
Coś miałem jeszcze napisać ale wylecialo mi z głowy. A już wiem. Czeskie wina nie są takie złe. Na razie otworzyłem pierwsze - supermarketowe. Spodziewalem się czegoś złego a jest całkiem spoko. Jeszcze mam drugie...ze strefy bezcłowej.
p.s.4 Właśnie zapowiadają pogodę - w sobotę ma być +7. Czyli warunki na maratonie w Karczewie będą podobne jak w Makowie - błoto, mokry śnieg i lód polany wodą.
No i tak..

80,7

Niedziela, 30 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Ogólnie czuję się dużo lepiej niż przed tygodniem. Starałem się nie przemęczać no i chyba wypocząłem. Tydzień temu, w górach, w pewnym momencie poczułem się dość słabo i to uświadomiło mi, że trzeba złagodzić trochę cykl treningu. Serce zakołatało a przed oczami stanęły wszystkie wiadomości i artykuły o zawałach serca u sportowców. Tak więc wyhamowuję...
Wczoraj lajtowe biegu po śniegu, dzisiaj lajtowy basenik, na którym wyjątkowo dawałem się wyprzedzać wszytkim. No cóż...cel wymaga poświęceń.
p.s.1
Gość, u którego zamówiłem koła przepadł bez śladu..tzn. ostatnie słówa były "ok zaplatam, jak wplyna to wysylam, powiny byc dzis to jutro bede na poczcie...". Pieniądze wypłynęły a koleś zniknął. No nic poczekam jeszcze spokojnie dzień lub dwa a potem się wku..ę.
p.s.2
Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem by takiej Tory sobie nie wziąć. Toporna, prosta i tania. Jeszcze się z tym prześpię.
p.s.3
Wyrobiłem sobie kartę Benefit by zaoszczędzić trochę na basenie, który te karty akceptuje. No i poszedłem na basen dzisiaj z tą kartą, ale jak już byłem w klapkach to okazało się, że karta jeszcze nie aktywna. Dobrze, że miałem cash...ale jak na razie "oszczędności" dzięki karcie wynoszą (minus) -15PLN.
p.s.4
Dzisaj ojciec był na Pilsku. Przysłał fotki..i można się przewrócić (porównując z wyprawą z zeszłego tygodnia)...tzn. było tak:

No i tak...
ad postum.
Zamówienie na amorek poszło. Jednak nie Tora a Recon. Wahałem się i wahałem ale ponieważ miałem kupić SIDa, którego w końcu postanowiłem nie kupić to wziąłem Recona, który wagowo jest do niego zbliżony. Najważniejsze dla mnie to jednak by była blokada amorka i był lekki oraz niezawodny (tu niestety cholera wie jak będzie). Nie jestem typem zjazdowca a raczej podjazdowca.

Transfuzja elektrolitów (ost.)

Piątek, 28 stycznia 2011 · Komentarze(1)
Najnowsze badania ponoć dowodzą, że od piwa się nie tyje...tylko tyje się od tego co się do piwa zje i tego co zje się po piwie (ponoć piwo działa odwadniająco i zwiększa apetyt). Tak czy owak 3 dniowa kuracjo-regenracja odżywcza dobiega końca (i dobrze).

No i tak..

Wyhudlaj svego Kozla (part 2)

Czwartek, 27 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Rano z ręczniczkiem i butelką wody stawiłem się na portierni po klucz do hotelowego centrum spa. Potem po ciemku brnąłem przez labirynty szatni, łazienek by w końcu stanąć twarzą w twarz z bieżnią. Trochę się obawiałem jak to będzie bo nigdy na takowej nie biegałem a z opowieści różne rzeczy słyszalem.
Ale nie było źle. Najpierw wolno, potem trochę szybciej i tak przez 40 minut oglądając sobie CNN. Główne wrażenia to takie, że biegając w pomieszczeniu jest duszno. Drugie to takie, że czas jakoś szybko leci.

Tak czy owak to się nie zapomniałem i uniknąłem tej wątpliwej przyjemności zjechania po taśmie na posadzkę.
W końcu też załadowałem na flikra fotki z wczoraj, w tym pierwszą stronę hotelowego menu - czyli stawki za zniszczenia w pokoju :-)

Kilka wieczornych (niestety telefon nie nadaje się do robienia fotek przy slabym świetle):



No i tytularny Jelkopovnicki Kozel:

I fotka pstryknięta dzisiaj rano podczas czekania na taksowkę:

No i tak..
+ wieczorem znowu bieganie (50min) by choć trochę spalić dwa piwa, knedliczki z kaczką, pięć batonów musli, deli, lentilki i miśki haribo.
Ale być w Czechach i nie wypić piwa i nie zjeść kndedlików, batona deli i lentilek to jak nie być.
No ano.

Snil jsem o Praze...

Środa, 26 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Czesi mają Pragę i Warszawiacy mają Pragę...Hmmm...Jakby to skomentować..Każda ma po prostu swój styl (jakże różny). Ale są cechy wspólne - np. że i tu i tu trzeba pilnować swojego portfela.
Tak więc dzisaj odpoczywanie i regeneracja...i mała transfuzja alkoholu do krwi. Mała i nieszkodliwa.

Jutro rano zaplanowałem bieg na bieżni. Nigdy jeszcze w życiu nie biegałem w taki sposób. Chyba lepsze to niż bieganie po twardym bruku po starym mieście wśród pięciu tysięcy Japończyków, siedmiu tysięcy Amerykanów, Anglików i setek innych cudzoziemówc fotografujących wszystko co tylko da się sfotografować.
p.s.
Porobiłem telefonem foki i wyslałem na flickra by umieścić we wpisie ale niestety lecą i lecą i dolecieć jakoś nie mogą. Tak więc fotki będą jutro.

Na shledanou zítra!

No, ano ..

Should I stay or should I go...

Wtorek, 25 stycznia 2011 · Komentarze(2)
to pytanie było pierwszym dzisaij rano. Generalnie przyjąłem taką zasadę, że jak nie mam ochoty na trening to go nie robię. Zasada ta, przyjęta została przeze mnie gdy po powrocie z pracy w listopadowy wieczór 2007 roku strasznie nie chciało mi się iść biegać. Przemogłem się jednak i pobiegłem, ale niestety skręciłem nogę - co w efekcie unieruchomiło mnie na półtora roku w kontekście biegania. Skacząc po domu na jednej nodze przez kolejne 4 tygodnie postanowiłem, że 1) nie będę więcej nigdy biegał po ciemku i 2) nie będę się przełamywał do czegoś czego mi się w danym momencie bardzo nie chce.
Jak na razie się sprawdza, choć do rannego biegania to bardzo ciężko było mi się zebrać (patrz punkt 2 ;-) )

No ale w dzisiaj w końcu uznałem, że mi się chce i chyba było warto
Po wyjściu z domu było tak:

Potem tak:

No i w lesie tak:

i zamarznięte wiosenne podtopienia:

Piknie jak zwykle.

Zbiera mi się na płacz

Poniedziałek, 24 stycznia 2011 · Komentarze(7)
bo miało być super a jest...No właśnie. Nawet nie mogę dalej pisać. Buuuuuuuu.
A miało być super bo trochę napadało śniegu. A mnie, w przeciwieństwie chyba do większości rowerzystów to cieszy. Po prostu mam niesamowitą frajdę z jazdy po śniegu. Większą niż jazda na desce w górach.
Tak więc gdy zobaczyłem wczoraj prognozę, że ma padać i że będzie zimno to pojawił mi się na buźce uśmiech od ucha do ucha.
Tyle, że przed wyjśćiem z rowerem do pracy zrobiłem szybki jego przegląd i w trakcie tego przeglądu odkrykłem, że brakuje mi kolca...buuuuuu

I przez to cały dzień był do kitu.
Oczywiście żartuję :-D No trudno. Poszalałem trochę w zeszłym tydniu trochę na krawężnikach i się zgubiło kła. Tak to jest, gdy służby odśnieżają do gołego betonu...tak jak np. dzisiaj:

Przy najeżdżaniu na takie chodnikowe krawędzie, krawężniki i inne betonowe przeszkody niestety nie ma siły. Ryzyko zawodowe ;-)
No i tak...

Fotomaraton na Pilsko

Sobota, 22 stycznia 2011 · Komentarze(1)
Na dole -4C, na górze -10.
Na początku było tak:


A potem już tak:


Jeszcze wyżej tak:

i tak (coraz głębszy śnieg i coraz zimniej.)

A to na szczycie (mam nadzieję, że to był szczyt bo nic wokoło nie było widać_:


No i potem zejście:


No i zgrubsza to tak..

Małe biegu w styczniowym śniegu

Czwartek, 20 stycznia 2011 · Komentarze(3)
Czyli miękko jak na wykładzinie w angielskim domu. Jednym słowem w lesie super. A potem rowerem do pracy. W ostatniej chwili przed wyjściem przypomniałem sobie o dzwonku, który zdemontowałem przed maratonem w sobotę.

Więc sobie podzwoniłem : dryń, dryń, uciekać na boki!!!!

Pożegnanie z ognistą Vueltą

Środa, 19 stycznia 2011 · Komentarze(4)
I nie chodzi tutaj o wyścig a o niegdyś piękną czerwoną obręcz z czarnymi szprychami.

Prowizorycznie doprowadzona do porządku przednia piasta po maratonie w Makowie niestety nie nadaje się do użytku. Przetarła się na wylot i dojechałem jak się okazało tylko na trzymającym zacisku i szczękach hamulca. Ale i obręcz niestety w niektórych miejscach jest przetarta poza rowek. Więc nie było sensu zaplatać na niej nowej piasty i już wczoraj kupiłem czarnego Alexrima.
Cóż..liczę, że przejechałem na niej kilkanaście tysięcy kilometrów.
No i tak.
p.s.
A rowerkiem dzisiaj do roboty i do domu.