A jednak to możliwe. Wczoraj znowu nikomu nic nie mówiąc mój ojciec stanął na starcie Biegowej Korony Himalajów w Katowicach. Tym razem nie poprzestał na półmaratonie tylko trzasnął cały! Mając w wysokim poważaniu zdobycia najnowszej techniki ubrał się w dres, kurteczę z lidla, tanie buty z decathlonu i wziął magiczny płyn z miodu, cytryny i soli.
Poszedł z zamiarem przebiegnięcia połowy dystansu ale jak biegł to zaczął sobie myśleć "jeśli nie teraz to kiedy". I po przebiegnięciu półmaratonu pobiegł dalej.
Do wszystkiego przyznał się dopiero jak wrócił do domu. Trudno pewnie było nie zauważyć jego 3.5 litrowego odwodnienia. Tak czy owak zaimponował mi. Biega od 3 lat...
a wyszło krótkie bieganie i bardzo krótki rower. A wszystko przez drapanie gardła i katar nad ranem no i zwiększone tętno. Więc w czasie robienia pierwszej pętelki w lesie dało się słyszeć pukanie zdrowego rozsądku, który mówił, że jedna pętla wystarczy. Więc mimo, że krótko było to wyhamowałem.
Dzisiaj bieganie + wieczorem basen. Chciałem poćwiczyć spokojnie elementy oddechu i lepszej pracy rąk. No i wszystko znowu się rozsypało. Utraciłem balans i prędkość. Zresztą niezbyt widziałem przez to sens ciągnięcia nisko ręki. Ale cóż. Nikt nie mówił, że będzie łatwo :-)
Wychodzę a kierowcy skrobią szyby. Wszystko pokryte szronem. Ale fotki nie pstryknąłem. Pomyślałem, że pstryknę w parku bo będzie ładnie. Zanim dojechałem do parku to cała biała szadź zniknęła i wyszło słońce. Musiałem przykręcać żaluzje w pracy by coś widzieć na ekranie.
Wiewióra w drodze do pracy (zahaczyłem znowu o park).
Rano pochmurno i nawet trochę jakby mgliście ale w ciągu dnia przebłyskiwało znowu słońce. Niestety poświecić mogło mi tylko na twarz przez szybę.
W drodze powrotnej chyba pobiłem na rekord na trasie (coś prawie poniżej 40 minut). Śpieszyłem się na umówioną pierwszą lekcję pływania z trenerem. Trochę się obawiałem jak to będzie...że np. będzie mi kazał uczyć się czegoś innego niż to co wyczytałem i wyćwiczyłem dzięki metodzie total immersion. Zwłaszcza, gdy powiedział, że coś czytał o tej metodzie ale tutaj proponuje klasyczne podejście.
Ale po testowym przepłynięciu dwóch basenów gość mi mówi, że większość rzeczy (które poprawiłem dzięki właśnie TI) jest bardzo dobrze. Więc mi ulżyło. Znaczy nie ma konfliktu. Zostaje mi na razie trochę pracy nad kończeniem ruchów ręką pod wodą, zmiana trajektorii w ruchu nad wodą, dopracowanie techniki oddechu, no i ileś tam innych kwestii. Więc na razie jest ok.
Idealne warunki. Słońce i ok 5C rano. Grzech jechać do pracy samochodem. Jedynym ale było chyba zbyt szybkie przegrzewanie się w zimowym komplecie. Trzeba pomyśleć jutro o wiosenno-jesiennej membrance.
Po drodze przejeżdżalem przez ogromne skrzyżowanie gdzie na środku stała astra tuż po stłuczce. Z jakiś dziwnych powodów pan kierowca nie śpieszył się by samochód zabrać. Stał z boku jezdni (na chodniku) z telefonem i gdzieś wydzwaniał. Inne samochody z trudem omijały astrę i aż się prosiło o kolejne zderzenie. Wyciągnąłem aparat i pstryknąłem fotkę. Wtedy zobaczyłem, ze ktoś ciągle jest w samochodzie. Z tylu siedziała kobieta. Masakra! Chyba to musiała być teściowa, skoro narażał ją na takie niebezpieczeństwo.
Cel był jeden. Pokręcić się po lasku by potem mieć pretekst do wstąpienia na grzane piwko w barowym namiocie. I kręciliśmy się i kręciliśmy aż dojechaliśmy do końca drogi i dalej jechać się nie dało (dowod poniżej).
Więc zygzakiem do baru...ale dupa. Bar zamknięty :-( Nie wiem jak można nie otworzyć baru z piwem i grzańcem o 10.30 w niedzielę :-))
Koniec końców grzańca w końcu doczekaliśmy ale typu Do It Yourself. Zły nie był...a jaki tani :-)
W lesie magicznie. Dawno nie byłem i gdy wjechałem zaskoczony byłem ilością liści na drodze. No tak...W mieście to liście zamiatają, pakują do dużych czarnych worków i wypierniczają gdzieś poza miastem. A w lesie nikt nie sprząta :-)
Głupio tak usłyszeć znowu od lekarza "5kg to mógłby pan zrzucić"... Ale i tak miałem takie plany. Rozluźnienie diety i treningów po wakacjach a zwłaszcza lody w czekoladzie zrobiło swoje.
No i tak. Dzisiaj pogoda jak wczoraj. Pochmurno, mulisto-mgliście i zimno (ok. 3C ). Druga połowa listopada ma swój deprymujący urok.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.