Na liście aktywnosci bikestatsowych brakuje pozycji "rehabilitacja". Oczywiście nie tylko tego. Ale dzisiaj jest to szczególnie widoczne. A dlaczego słodycz? Bo na dzisiejszej "reha" było mi dane przebiec sobie kilka minut na bieżni. Oczywiście wcześniej różne zabiegi, masaże, długi marsz by w końcu móc biec te kilka minut. Bosko! Nogi pierwszy raz w biegu od 3 miesięcy.
Czy ja już pisałem, że bieganie jest ze wszystkich dyscyplin najlepsze ? ;-)
Usztywnienie stopy zapewnia temperatura otoczenia. 2-4C. W zasadzie oprócz zimna i zdrętwienia palców innych dolegliwości w stopie nie odczuwałem :-) Czy to już ostatni rower w tym roku?...czy zima będzie na tyle łaskawa, że da pojeździć jeszcze przed końcem roku...
ku pamięci tych co nie mogą mieć w d. zaleceń lekarza i rehabilitantów (wcale nie jest łatwe to ujęcie) [
Wczoraj odrobiłem kije a dzisiaj miałem nadzieję wyskoczyć na rower. Przy powrocie z kijów zamiotło jednak z góry białym puchem i na szosówce raczej nie wyskoczę :-( Zostanie kolarstwo domowe. Może dokończę oglądanie "kapitana Philipsa".
to jeszcze z wczoraj:
przystanek na koniec pętli:
Co do kawy to przy trzeciej próbie wychodzi znacznie lepiej. Dzisiaj caffee lattee na Sumatrze Mandheling (Arabica) i mleku z Adlika.
wersja męska - bez czekolady:
O ile samo espresso z tej kawy wychodzi bardzo kwaskowate (co nie znaczy, że niedobre) to w zestawie daje ciekawą kompozycję.
Sobota i znowu 6.30 pobudka. Z R2 jedziemy tym razem do Rudy. Basen w Gliwicach dzisiaj "chiuso" a basen w Jaworzenie "troppo caldo". Zabrałem dzisiaj ze sobą aparat by w końcu podejrzeć jak to co tworzę wygląda.
Zadowolony jestem z balansu podłużnego, trzymaniu tłowia i nóg w "cieniu" ale do cała masa przodu do poprawy. R2 zauważył, ze przednią rękę zanużam zbyt głęboko. To, że ustawiam ją na godzinę 17 mnie nie martwi. Na filmie jednak wyszło, że początkowo ustawiam ją na 16 a potem już pod wodą robię jałowy ruch do 17.20. Kurcze...od razu bym poszedł na basen by trenować poprawki.
Po powrocie zabawa w małego baristę. W filiżance do cappuccino próbowałem zrobić caffee latte. Prawie się udało. Gdyby filiżanka była ciut głębsza - tą 3cią wartstwę widać by było znacznie lepiej. Ale i tak jestem dumny. No potwierdziło się. Sekret dobrego spieniania mleka nie leży w dobrym mleku ale w tej właściwej temperaturze. Musi być ok 60C. Wtedy spienia się pięknie kazde...2% 3%.
No ale co zrobić...Znowu kije. Atmosfera spacerowa w central parku bardzo sprzyjająca. Tydzień temu żegnałem się z jesienią - bo zapowiadany był śnieg ale zima jeszcze odpuściła (Czy ja już pisałem, że zimę też lubię?) W zasadzie to nawet tak pachniało wiosną jak pod koniec lutego. Mały telefoniczny fotoreportaż:
Zupa...no bo inaczej nie można tego nazwać. Obrażeni na Gliwice za przepołowiony basen tym razem obraliśmy kierunek przeciwny. Tzn. Jaworzno. Sobota a tu o 6.30 trzeba wstać i jechać z R2 do Jaworzna. Basen nadzwyczajnie niski...jak na basen..I płytki. Temperatura wody jakieś 11 stopni wyższa od temperatury powietrza, którą normalnie mam w mieszkaniu. Kolor lekko żółtawy. Okropność. Nigdy więcej. Co dwa baseny zerkałem na zegarek z przerażeniem patrząc jak ten czas wolno leci. Do wyrobienia było dzisiaj 1:10...i jakoś w końcu to z trudem wyrobiłem. Jak kiesyś będę startował na mistrzostwach świata w Konie to może pływanie w tak ciepłej wodzie się przyda.
Potem Paupa New Gwinea Lamari w wersji cappuccino i w wersji espresso. Po zmieleniu kawy zauważyłem, że zmielony proszek ma dziwną konsystencję...coś jak kakao. Smak a w zasadzie retronosowy zapach lekko czekoladowy..bo smak to mocno kwaskowaty. Tak czy owak w obu wersjach otrzymał noty wysokie.
Po obiedzie - kółka w central parku. Nawet wyszło słońce. Po drodze mam wrażenie, że spotkałem (o dziwo) biegającego osoza. Dziwnie na siebie spojrzeliśmy. Ja, że chyba znam tą buźkę, on pewnie, że tak zdychałem na prostej.
Po 4tym kółku przyczepił się znowu "mistrz 3 kółek" na swoim cubie-góralu. Jak zwykle bardzo go satysfkacjonowało wyprzedzanie mnie na tym lekkim podjeździe. I mimo, że dymiło się z niego jak z lokomotywy i był czerwony jak burak na twarzy to usilnie spoglądał na boki chyba chcąc pokazać, że sobie podjeżdża na luzie. I jak zwykle...po 3 kółkach skończyły się mu węglowodany i chęć na jazdę :-)
Chwila upamiętniająca tych co dzielnie walczą na Pawła.
Tutaj ku pamięci..że nawet w listopadzie jest słońce:
Chciałem zdążyć przed zapowiadanym w południe deszczem więc wyskoczyłem po 10tej z kijami. Kolejny trening zastępczy zamiast biegania - nie ma co jednak narzekać - robić trzeba to co można. Są tacy co mają znacznie gorzej. Atmosfera w parku naprawdę przyjemna. Lekko mżyło, ale w miarę ciepło bo ok 8C.
Zrobiłem więc pętelkę znosząc dzielnie spojrzenia politowania od tych biegających.
Na koniec zaszedłem do smugglera na herbatę.
W środku o dziwo sporo ludzi - takich 50-60 letnich. Siadam, odpoczywam...ale też słucham..Przymusowo..Trwało na dobre opowiadanie o operacji na oddziale onkologicznym. I że lepiej to robić w Warszawie niż w Krakowie bo w tym ostatnim to rzeźnicy. Potem zaczęła się historia 30letniej dziewczyny, która miała wylew i rodzice utrzymywali ją w śpiączce bo była w ciąży...itd. Nie wiem..może ja też będę wkrótce taką pierdołą i w taki piękny poranek mielił i propagował językiem takie opowieści wszystkim wokół. Już miałem ochotę wstać i poprosić państwa o zmianę tematu gdy barman włączył muzykę i tak podkręcił głośność, że to przyjemne towarzystwo po prostu zostało skutecznie zagłuszone.
O 7.30 zgarniam R2 i jedziemy na basen do Gliwic. Przechodzimy bramki, przechodzimy przez szatnie a kiedy wchodzimy na basen czeka nas nieprzyjemna niespodzianka. Zamiast dużego basenu 50m są dwa 25m. Przepołowili basen na dwa mniejszse...jak się potem okazało - z powodu dzisiejszych zawodów rodzinnych. Tośmy se popływali dzisiaj jak cholera... W południe pogrzeb Maćka. Tłumy przyjaciół i znajomych. W dodatku do mszy zamiast organów przyjaciele muzycy pogrywali "knoking no the heaven doors" "imagine" i "wish you were here". Chyba tylko marmurowe ściany się nie wzruszyły.
Jego koncert z lipca...
Przed wieczorem jeszcze 2 godziny kręcenia, niestety po parku. Zbyt szaro i buro by wyskoczyć na szosę.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.