Prognoza pogody wczoraj na meteo zapowiadała opady od 11 tej. Przed 10-tą czyste niebo. Grzech nie pojeździć. Trzy pętelki, przez Radoszowy, Nowy Wirek, Mikołów i powrót przez lasy panewnickie. Praktycznie wszystko w lesie po bardzo dobrych ubitych leśnych drogach. Za drugim razem odważyłem się zmierzyć ze stromym podjazdem na hałdę. Dało radę. Na treku było by bez szans. W 'szóstym dniu' jest bardziej nachylona pozycja do przodu...i lepiej się pokonuje strome podjazdy. Poza tym grzałem ile wlezie. Panowie łowiący w ciszy rybki na wirku chyba mnie już bardzo nie lubią. Zmienię na wszelki wypadek trasę bo pewnie położyli już drut kolczasty. Fotki dopiero na trzeciej pętli. Przed nią tankowanie pepsi i wcinanie snikersa na wirku (jakieś zawody lub pokaz modeli statków zdalnie sterowanych)
Potem zrobiło się ciemno i grzmiało. Więc się grzało.
pierwsza nieśmiała runda kilkaset metrór koło 12. Lista snagów bardzo długa. O 16 skończyłem montowac manetkę do amora i pierwsza 3 km runda po lesie. Lista snagów już krótsza. Do skrócenia łańcuch, wyżej siodło, mała regulacja przedniej przerzutki. Zbierało się na deszcz...ale wiadomo - w takich okolicznościach deszcz ma się gdzieś.
Tymczasowe chwyty psują trochę całoścoiwy efekt...będą docelowo czarne z białymi pierścieniami..ale wiadomo..W takich okolicznościach liczy się by znowu wsiąść na rower...niewazne czy piękny.. Bałem się czy rama nie będzie za mała. Poprzednio miałem 21.5 ze skokiem 80mm. Teraz zdecydowałem się na 19tkę z amorkiem ze skokiem 100m. Ale wszystko w porządku. Rower bardzo zrywny, bardziej sterowny...wręcz nadsterowny. Kierownica wąska ale dobrze się czuję.
Amor...wszystko jest bardziej toporne niż w rocx shocku..zaczynajac od instrukcji. Ale pierwsze wrażenie jest, że pracuje wyjątkowo dobrze. Dużo lepiej niż Recon. Menja wydaje się być przyklejona do ścieżki...i nieważne czy są kamienie, korzenie czy dołki...klei się do wszytkiego.
W lesie spotykam rowerzystow. U każdego patrzę na rower. Czy to przypadkiem nie moja rama? Nie mój amor? Wyprzedzam gościa na GT. Ma dokładnie takiego samego Recona jak mój. Zatrzymuję się i czekam aż przejedzie. Patrzę czy ma dolne, czerwone pokrętło (znalazłem swoje w stłuczonym szkle pod samochodem ). Ma...znaczy nie mój..
Poza tym ogromna satysfakcja. Zupełnie inaczej jedzie sie na rowerze, w którym zastanawiało się samemu jak mocno dokręcić każdą śrubę. No i tak..
Ranek spędziłem na oględzinach samochodu - wyrok - szkoda całkowita. Znaczy to, że nie pójdzie łatwo i przyjemnie i że za 3-4 dni nie odbiorę zrobionego samochodu z warsztatu jeżdżąc do tego czasu samochodem zastępczym. Zamiast tego czeka mnie wizyta na złomowisku w poszukiwaniu części zamiennych. Ale jest sprawa, która posuwa się naprzód - tzn. montaż roweru:
Nabiłem gwiazdkę, uciąłem amor i wieczór spędzę na montażu reszty (jak dam radę). Bestia napisał by lepiej nie ciąć amora samemu. A co to za filozfia? Nas w elitarnym technikum elektronicznym to nie takich rzeczy uczono. W drugiej klasie na warsztatach z obróbki mechanicznej.... Spawać, ciąć palnikiem, gwintować śruby, wiercić itd itp. Tak więc ucięto, zmontowano...Ale jeszcze rozmontuję raz by dobrze nasmarować łożyska. No i tak..
Po długich rozmyślaniach uznałem, że niestety nie stać mnie na porządnego fulla. A nawet gdybym takowego kupił to pewnie bym przypiął go łańcuchem do kaloryfera a w dodatku nie jeździł na żadnym dzikim maratonie. W dodatku super się jeździ na wypasionym rowerze jak za jego utrzymanie płaci sponsor.
Byłem też dzisiaj w paru sklepach. Jedna wielka tragedia...Rower z amorkiem, który miałem (RS Recon) to koszt rzędu 5000tys. Za 3000 to można sobie rower co najwyżej z 2kg Torą kupić.
Tak więc po południu poszły pierwsze zamówienia, siodło, amor, rama, kierownica, mostek, stery... Brakuje mi w zasadzie korby, którą pewnie kupię jutro.
Jakby dobrze poszło to w czwartek lub piątek wszystko byłoby poskładane.
a właściwie wszystko oprócz kół...spod domu... Wybili szybę i wyciągnęli ramę zza tylnego siedzenia demolując przy tym tylne drzwi. Ramy nie szkoda bo 10letnia...ale amorek był nowy...i taki śliczny ... Tak to jest..
Ktoś znowu przewrócił mój rower na parkingu. Niestety ...Warszawa... i ciągle mi się trudno przyzwyczaić ,że każdy każdego ma tutaj w dupie. Ale nic. Jutro śmigam na południe i prędko nie wracam. No i tak
co znaczy, że wczoraj się raczej nie przemęczałem. Rowerkiem do pracy i wieczorem praktycznie zero śladów zmęczenia. Zostało kilka siniaków i zadrapań. No i tak. p.s. Oprócz obsuwu ze startem (prawie 2 godziny opóźnienia) doszedł jeszcze obsuw z pomiarem czasu. Na stronce maratonu są jakieś cyfry z kosmosu. Mi zarejestrował 4:00 a innym np. 3:98 :-)).
p.s.2. Wnioski z wczorajszego maratonu są takie: 1. unikać wszystkiego co nie jest przykręcone śrubą do roweru (np. bidon) 2. sprawdzić szczelność instalacji bukłaka (po nalaniu wodą miałem po pięciu minutach mokry tyłek i pół plecaka wody) 3. nie jechać samemu. Zauważyłem i to nie tylko na sobie, że jazda samemu powoduje dość mocne zmniejszenie tempa. 4. schudnąć!!!!
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.