Wczoraj lekko poruszałem korbą na boki. Pojawił sie luzik (1mm skoku). Łożysko ceramiczne było wymieniane w październiku...czyli ok 1300-1500km temu. Teoretycznie miało prawo się wyrobić i zastukać (bo stuka lekko przy kręceniu) o wymianę. No i tak.
Wczoraj kupiłem sztycę Zoom 29.2...Niedroga, prosta i ciężka. W dodatku klamra na ramie po zamknieciu nie blokuje sztycy. Trzeba dokręcać na maxa kluczem. Zmierzyłem suwmiarką starą sztycę bontragera i jest 29.2...zmierzyłem nową sztycę zooma i też jest 29.2. Ale pracują zupełnie inaczej. No nic...Lepsze to niż przeskakiwanie siodełka w tył podczas jazdy. Podsumowując - marzec ponad 600km.
Nie kupuję ostatnio batonów energetycznych - podczas treningow i jazdy dla przyjemności staram się odżywiać owocami - banany i jabłka. I jeździ mi się bardzo dobrze. Na drugim końcu miasta całkowicie sucho - poza jednym rozlewiskiem (normalnie tez jest tam mokro) sucho jak podczas letnich upałów. Dzisiaj (wyjątkowo) bez awarii sprzętowych...po naprawach zacisku siodełka w sztycy siodełko nie jest perfekcyjnie wyregulowane...i dawało we znaki zwłaszcza po 50tym kilometrze.
Drugi dzień jeżdże z 10 litrowym plecaczkiem Tatonka w ktorym mam 2 litrowy bukłak. Coż...nie dosięga do pięt wyrobom firmy Deuter. Niestety w ofercie tej ostatniej nie znalazłem czegoś porównywalnego...bo albo jest typowo rowerowy (ponoc perfekcyjny), który waży ponad 850g albo malutki wyścigowy o wadze 350g. Ten pierwszy nie sprawdzi się przy bieganiu lub chodzeniu po górach lub mieście...ten drugi za mały.
Plany były wielkie a wyszło średnio. Najpierw błoto i śnieg:
Potem zaczęła się woda:
Potem blondyna która tak grzała, że nie moglem jej wyprzedzić:
No i seria awarii na 10 km...najpierw problem z siodełkiem. Gdy w końcu po drugim pitstopie uporałem się z przeskakującym zaciskiem (odwrócilem zacisk) to ruszając zauważyłem że mam z tyłu kapcia :-(
Znalazlem dziurę i jej przyczynę:
Ale nie mogłem wycisnąć kleju z tubki....po prostu wysechł od ostatniej inspekcji (3 tygodnie temu). Miałem oczywiście zapasową dętkę ale w takich warunkach nie ryzykowałbym wypuszczania się dalej - raczej w rachubę wchodził powrót do domu.
Ale po wyczyszczeniu dętki papierem ściernym przycisnąłem do niej łatkę, docisnąłem palcem i włożyłem w oponę. Ciekawy eksperymentu czy sama łatka bez kleju zawulkanizuje dzirę dopompowalem ile sił. No i udało się. Trzyma powietrze do teraz. Dzięki temu zrobiłem jeszcze parędziesiąt km.
No i zaliczyłem jeden interwał z psią sztafetą (jak jeden się zmęczył to drugi go zostąpił). No i tak
I w pracy i na ulicy. Zamiast roweru dzisiaj wziąłem samochód i BUM przywalili mi w bok. Pozornie szkody nie duże ale możliwe, że skończy się na wymianie drzwi, zderzaka koła, piasty i naprawie tylniej geometrii.
i poległem pod wpływem zmasowanego ataku (chodzi o pracę). A tak fajnie się rano jechało. Powrót boski. Na wiadukcie jechałem ścieżką rowerową a po jezdni z prędkością światła wziął mnie gość na kolarce (chyba). No to ja wcisnąłem pedały i za kolesiem aż do drugich świateł. Grzało się świetnie. No i właśnie odebrałem z poczty lekki plecaczek 10 litrowy na bukłak z wodą i kanapki - do biegania i na rower. No i git!
Wracając z pracy kawałek muszę przemknąć chodnikiem. Dzisiaj prawie wpadłem na dwóch patrolujących policjantów. Zanim jeden z nich obrócił się w moim kierunku nacisnąłem na pedały i tyle mnie widzieli. Potem w spokoju zacząłem coś kojarzyć, że teraz już dozwolona jest jazda po chodniku gdy jest śnieg, pada deszcz lub jest ciemno...a było ciemno. Wiec luuuz...
Ciężko się odchudzać na wyjazdach służbowych...zwłaszcza gdy pani wieczorem w hotelowej recepcji pyta się czy mamy ochotę skorzystać z promocji - nocleg 2zł tańszy ale jeszcze do tego za darmo porządny obiad w restauracji..Hmmm...Po długim namyśle zgodziliśmy się...no i w efekcie zjadłem sporo więcej niż planowałem. A dzisiaj krótki wypadzik po blocku:
i tak:
i po asfalcie:
Nie napiszę, że jak się wyskoczyło na asfalt to jechało się super. A nie napiszę dlatego, że ponoć jak ktoś się przesiada z górala na kolarzówkę to znaczy że się starzeje. Więc siedzę cicho. A jak ktoś się z kolarzówki przesiada na motor to znaczy że już stary piernik jest...Motoru też nie mam na szczęście. No i tak:
Miałem w poniedziałek odpoczywać od wysiłku ale odpocznę jutro i pojutrze. Pogoda ma się popsuć a poza tym nie będę miał możliwości jazdy. Ale najważniejsze jest to, że po sobocie wszystko wydaje się funkcjonować u mnie bez zarzutu. Dzisiaj ciepło i słonecznie jak w lecie (prawie 15C) ale w marcu jak w garcu..więc oczekiwać lipcowej pogody nie ma co. Po sobocie wiem, że by wytrzymać Trophy w czerwcu muszę przede wszystkicm wzmocnić barki, szyję i kark...To po piątej godzinie jazdy bolało najbardziej. p.s. Zrzucanie wagi idzie świetnie...tzn. od zeszłego tygodnia średnia waga wzrosła o 1kg :-) Dlaczego się nie martwię? Bo u mnie to norma. Gdy zabieram się za redukcję to waga najpierw skacze w górę (kumulacja wody i węglowadanów w mięśniach) a potem wolno zaczyna spadać.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.