Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:198.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:13:00
Średnia prędkość:15.23 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:66.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Etap przyjaźni

Czwartek, 19 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Opolska Toskania i czeskie pagórki. Pięknie.
to trasa


Trasy były obsypane płatkami kwiatów (róż?)


Kierunek góry:


To chyba początek podjazdu:


Ciągnął się potem i nie mógł skończyć.

I look z góry:


Małe piwo, velka piana


ujęcie boczne:


I Jezioro Nyskie:


No i tak

Coraz lepiej wspominam imprezę..

Wtorek, 10 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Dzisiaj na stronie orga jest informacja, że pojawiły się nowe zdjęcia z zawodów (czechman tiathlon). 
Fajne te zdjęcia:

czechman.cz

albo:


albo:


Mam coraz lepsze wspomnienia :-)

Ja nie przejadę rowerem jeziora?

Niedziela, 8 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Od 11km biegu starałem się odrobić stratę do R2 który jak się okzało cały czas był za mną :-) ...czyli co pamiętam w tej chwili z Czechman Triathlon 2014...

To rozjazd po zawodach...słońce zrobiło swoje:

I to:


i to:




i oczywiście to:


A na mecie było jakoś tak:


Cdn...

Czeska punktualność czyli Czechman 2014

Sobota, 7 czerwca 2014 · Komentarze(4)
12.00 a my ciągle stoimy na plaży w pełnym słońcu...w piankach (czeska punktualność). Przez megafon słychać jak ktoś nawija po czesku...a ja tylko czekam na to by w końcu wejść do wody. 12.10..nad nami słychać odgłos silnika helikoptera...znaczy, że chyba czekali aż przyleci telewizja. No bo bez telewizji to nie można przecież startować.
Pływanie
W końcu start...i można było się zanurzyć w chłodnej wodzie. Podczas startu bez przepychania i bez chamstwa. To miłe zaskoczenie..spodziewałem się popychania a potem przepływania mi po plecach. Uznałbym jednak, że start był bardzo kulturalny.
Tak więc płynę...leniwie..i wolno. Relakswowo. Nie widzę boi..próbuję nawigować poprzez interpolację linii kierunku ludzi płynących po bokach. W końcu jeden skręca w jedną drugi w drugą = coś nie gra.
Wynurzam głowę i nie widzę celu..stare okulary i słońce robią swoje.  Płynę zygzakiem jak pijany. Obok mnie jakieś stare (znaczy jeszcze starsze facety niż ja) chłopy. Pode mną widać ryby. Super woda. Ok 250 m przed końcem doganiam R2 którego łatwo można rozpoznać w wodzie bo jako jeden z dwóch w całej stawce płynął bez pianki (prawdziwy ironman).

all foto by czechman.cz





No i w końcu wyjście z wody. Ciężko mi utrzymać równowagę...no i nie chce mi się biec.


Rower
Pierwsza pętla - uśmiecham się na boki i jadę z przyjemnością..na liczniku powyżej 30 więc jest ok. Pociągam sobie izotonik z bukłaka i delektruję się trasą. Nawierzchnia przez kilka km z asfaltem chropowatym...potem kilometr lub dwa bruk..Poza tym bez zarzutu. Trochę chopek w stylu "drogi krzyżowej".

Druga pętla - doganiam R2, potem jadę też całkiem przyjemnie.


Trzecia pętla. Brakuje izotonika...i jest tylko woda..no niedobrze. Po wodzie chce się sikać. Ok 70km poczułem to nielubiane uczucie - że mięśnie chciałby się tak poskurczać. Wyciągam tabletkę mangezu i zwalniam ..lepiej nie ryzykować. Parę km później odczuwam skutki tego ciepła. Zwalniam jeszcze bardziej. Zjeżdżając z pętli spotykam R2..ktory jest w zasadzie tuż za mną. Widok, że zostalo 10km dodaje energii i przyśpieszam. Biorę tabletkę ibupromu przed biegiem.

Bieg
Zejście z roweru jak zwykle jest ciekawe :-) Nogi by chciały inaczej.
Wiem, że bieg będzie najcięższy. Ciągle kontuzje nie pozwoliły się wybiegać. 2 tyg przed startem ból lewego mięśnia piszczelowego. Przez tydzień ledwo chodziłem. O bieganiu mogłem zapomnieć. Nie wiem czy w ogóle przebiegnę kilometr. Najpierw idę, potem próbuję biec małymi kroczkami. Wszyscy wyprzedzają mnie na potęgę. Robię swoję. Nie widze R2. Wydaje mi się, że będąc tuż za mną na rowerze, szybciej się przebrał i wybiegł na trasę. Podczas agrawek nie widze go ani przed sobą ani za mną.


Bardzo wolno przebiegam 10km. Czuję się dobrze. Tabletka i rozruch powodują, ze boli mniej. Na 11km widzę biegnącego z naprzeciwka R2. O kurcze - znaczy że jestem taki kawał za nim. Biegnę i myślę..to mój 11km..a jego 16 lub 17...Kurcze..Tak odbiegł. Wydłużam krok. Biegnę szybciej, potem jeszcze szybciej. Mam nadzieję odrobić trochę straty do R2. 12..14..16 km..W końcu dobiegam do miejsca gdzie widzialem R2. We znaki zaczyna dawać już nie ból a brak kondycji. Na 18km zaczynają telepać łydki. Przechodzę do marszu, potem znowu lekko do biegu. Przez to nie daję rady zmieścić się w 2godz..chociaż ostatnie 10km biegłem całkiem normalnie.
No i meta. JEST!

A na mecie nie ma R2..nie ma go też przy samochodzie. Kurcze..zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem R2 nie był jednak za mną, że może mu coś się stało na rowerze i poźniej wybiegł. W końcu spotykamy się przy mecie i potwiedziło się, ze był cały czas z tyłu..


No i w podsumowaniu kilka rekordów:
- to mój jak na razie najcięższy triathlon
- najszybsze pływanie, najwolniejszy bieg
- najlepszy czas końcowy :-)