Rozsądek mówił by w tym tygodniu nie robić długiego wyjeżdżenia. Głupota, ambicja i pośpiech namawiały by jednak zrobić...że za tydzień może być już śnieg, że wolne wyjeżdżenie to żaden wysiłek itd. No i dałem się namówić. I dobrze się jechało do momentu gdy zaczęło wiać...morale spadło, prędkość spadła, odezwało się zmęczenie No i znowu nie dojechałem do Poraja...ale w drodze powrotnej przeciąłem Cynków, który był nieuchwytny tydzień temu.
Dostaję sms'a "Na Witosa już pada" . Na balkonie gwiżdże od wiatru... A matołek, mądra głowa błąka się po całym lesie aby dotrzeć do Cynkowa... Zamysł był taki by zapakować dwa banknoty i wrzucić je do puszki orkiestry jak najdalej od domu...najlepiej w Cynkowie, Koziegłowach lub Poraju.Nie wyszło..
Najpierw zmodyfikowana mieszanka, którą polecił mi taki jeden co powienien leżeć a robi 90km dziennie. Z braku składników mała modyfikacja: kawa+dicloberl retard
Potem kierunek Świerklaniec
Do Pyrzowic
Bibiele...i nawrót bo dalej no asfaltos
Kierunek Cynków
\
To niestety nie jest asfalt...20km po lesie...kolarką..
14.20 a ja w środku lasu z kolarką na leśnej drodze. Odwrót. Gotówkę postanowiłem zachować na nagły przypadek jak dziura w dętce w środku lasu
Akcja powrót. Ostatnki słońca i 25km do domu.
Uff..Udało się..Już w Cetral Parku i w miarę widno.
W efekcie do puszki poszło w Siemkach.15km od punktu wyjścia
a, luźno i w doborowym towarzystwie - tzn. M. Marathon Man. Dużośmy nie nakręcili ale za to rozkoszowaliśmy się pustymi drogami, słońcem i pozamiejskimi widokami. Miałem ukręcić potem solo drugie kółko ale w końcu zaraziłem się leniwym podejściem i odpuściłem. Może jutro pojadę z G.
Rano z R2 na basen do Gliwic. Pierwszą godzinę pływa się super. Na torze po 2..3 osoby...co na 50m długości daje uczucie bycia samemu na torze. Potem...tzn o 9tej przychodzą kilkunastoosobowe grupy z instruktorami i zaczynają rozgrzewkę na brzegu. Potem zaczynają zajmować kolejne tory wyrzucajac ludzi na dwa boczne tory. Ja pływam. I pływam....aż dopływam do nawrotu a tu pochyla się ratownik i mi mówi bym przeszedł na pierwszy lub drugi tor bo tutaj będą zajęcia. Takiego wała. Sprawdziłem przed przyjazdem, że nie było żadnej rezerwacji toru i wszystkie miały być ogólnodostępne. Po prostu przychodzi grupa z instruktorem, są dogadani z ratownikiem a ludzie ustępują...i pływają jak sardynki na jednym lub dwóch bocznych torach. Stawiam sprawę, że jeśli mi ratownik da pisemne oświadczenie, ze ten tor jest zarezerwowany to od razu przenoszę się na boczny tor. Ten zaczyna się wykręcać, że kierownik się pomylił i nie uwzględnił tego w rezerwacji. Super. Napisz mi pan, ze pana kierownik się pomylił i ja się przenoszę. Wypękali. Pobluzgali na mnie a instruktor dał pływającej młodzieży instrukcje by mnie wykurzyć. Tylko jak może 5ciu czy 10 ciu nastolatków wykurzyć triathonistę? Że na niego nachlapią? Że go pacną parę razy ręką, niby przypadkiem przepływając obok? Że założą łapki i płetwy i będą mnie próbować nimi uderzać? He he...Naiwność. Niektórzy trenerzy triathlonu na wodach otwartych płyną kajakiem i walą wiosłem po głowach i rękach swoich podopiecznych. A wszystko po to by przezwyczaić ich do startu w wodzie. Kto startował razem z kilkuset lub kilku tysiącami zawodników to wie o czym mówię. Triathlonowy kocioł w wodzie to coś co z jednej strony można nienawidzic, a z drugiej strony jest czymś co sprawia, ze tri to nie jest grzeczne bieganie w stylu run warsaw..
Kopniaki i uderzenia w głowę, przepychanie się w wodzie, strącanie okularów, czepka, łapanie za nogi, ręce to coś normalnego. Gdy masz za sobą szybszych zawodników to porzuć nadzieję, że bądą wyprzedzać bokiem. Przepłyną po tobie górą...jeden za drugim....wciskając pod wodę..tak, że czasem można mieć nawet problem z wypłynięciem na powierzchnie i złapaniem oddechu.
Tak więc drogie dzieciaki ze swoimi płetwami i łapkami to najwyżej mnie mogły pogilgać po przysłowiowych jajach. Wypływałem swoje. Za tydzień też pojadę na gilganie :-)
Raz, że zaległy wpis, dwa że nie dotyczy bezpośrednio mnie. Tzn na miejscu byłem ale nie jako uczestnik ale jako kibic. Tak więc chodzi o to, że spora część ludzi zamiast dochodzić do siebie po zabawie i pijaństwie w Sylwestra - stawia się na starcie maratońskiego biegu w Nowy Rok. Wszystko oczywiście za sprawą superrunera Augusta Jakubika, który oprócz biegania z Polski do Rzymu ma jeszcze energię organizować takie biegi.
fot. marek bog Biegaczy było tylu, że zabrakło medali finishera - ci biegnący cały maraton (bo można było biec i mniej) powyżej 4 godzin - zamiast medalu dostawali uścisk dłoni organizatora i moje brawa. Medale oczywiście zostaną dorobione i dosłane pocztą.
fot. marek bog.
A kibicowałem mojemu tacie....który mając 69lat przebiegł kolejny a jednocześnie pierwszy maraton w 2014 roku.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.