Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:270.00 km (w terenie 115.00 km; 42.59%)
Czas w ruchu:14:10
Średnia prędkość:19.06 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:30.00 km i 1h 34m
Więcej statystyk

Harvard i Boston

Piątek, 30 marca 2012 · Komentarze(2)
Rano zapakowaliśmy się w naszą żabkę i labiryntem autostrad i dróg pojechaliśmy do Bostonu. Czasu nie było dużo bo kolega miał samolot o 16 tej. Obaj jednak chcieliśmy zobaczyć w Bostonie - Harvard i MIT.
Główny problem - to było znalezienie miejsca parkingowego. W bocznych uliczkach miejsca były oznaczone tabliczkami "tylko dla tych ze specjalnym pozwoleniem", parkingi piętrowe były zarezerwowane dla studentów i pracowników a na ulicach nie było miejsca.


W końcu wyskoczyliśmy z samochodu mając nadzieję zobaczyć coś co przypominać będzie Oxford. No niestety. I fajnie i niefajnie. Czysto, schludnie, pusto i dziwnie.













Wzbudzałem sensację wśród studentów moją niebieską wysłużoną czapeczką "University of Michigan". Nie wiem o co chodzi ale możliwe, że to jak pojechać na mecz Legii w szaliku Zagłębia Sosnowiec.
Tak czy owak. Atmosfera zwykła...jak w zwykłym miasteczku studenckim.

Drugim przystankiem było MIT. I tutaj nas powalił ogrom wszystkiego. Przez okna widać było laboratoria, pracujących nad jakimiś problemami studentów, tunele aerodynamiczne i dziesiątki budynków różnych instytutów. Dla ludzi z wykształceniem technicznym - to po prostu coś pięknego. Zupełnie jak polska polibuda tylko 10000 razy większa, 100000 razy lepiej wyposażona i urządzona.


















No i na koniec centrum Bostonu. Ładne, czasem zardzewiałe i stare. Czasu nie było już za wiele, więc zrobiliśmy kółko i spowrotem do piętrowej stacji metra (przecinające się kilka linii).





















Wieczorem na miejscu znowu musiałem zrobić kilka kółek by znaleźć miejsce parkinowe. W końcu zostawiłem samochód w jakieś totalnej ciemnej dziurze...zastanawiając się czy będzie tam jeszcze rano. Przed 7mą rano musiałem go zresztą przestawić bo była to jakaś strefa rozładunku i zostawianie tam samochodu w godzinach 7-18 kończy się holowaniem na policyjny parking.


Nasza żabka (fiesta) przed odprowadzeniem do wypożyczalni. Wszystkie samochodu tutaj albo czarne, srebrne lub białe. Przez to wyróżnialiśmy się i łatwo znajdowaliśmy ją na parkingach.

No i tak.

35min po amerykańsku

Środa, 28 marca 2012 · Komentarze(3)
Dzisiaj 35 minut lekkeigo biegu na amerykańskiej bieżni. Zimno tutaj jak cholera - chyba koło zera i nieźle wieje. Rano kaloryczne śniadanko w subwayu, potem kaloryczny obiad i kaloryczna kolacja. Wszystko tu cholera jest kaloryczne. I jak tu schudnąć?


wczorajszy wieczorny wypad do Newport


śniadanko


hotel widmo


jakieś tam klocki


milo wygląda ale piździało jak cholera

No i tak..
p.s.
Poniosło mnie dzisiaj i trochę narozrabiałem. Szefowie są wku...i.

pufmaraton

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(5)
Denerwowałem się jak dwa lata temu przed Tour de Pologne Amatorów. Od wczoraj jedyne co widziałem to sytuację, jak ból się odzywa i schodzę z trasy. W końcu doszedłem do wniosku, że nie tędy droga -ci co chcą dobiec muszą widzieć linię mety. Wziąłem kartkę i zaplanowałem scenariusze na wypadek awaryjnych sytuacji. Zapakowałem telefon, 70zł na taksówkę i postanowiłem więcej do spraw "a jak będę musiał zejść" nie wracać.
Pojechałem metrem (uczestnicy półmaratonu mogli podróżować po Warszawie bez biletu) i załapałem się na jeden z ostatnich tramwai pod Stadion Narodowy bo o 8.30 zamykali trasę.

wejście na stadion


dojście do przebieralni i depozytów


przez kraty można było wychylić głowę i poczuć się jak zawodnik przed meczem

Było zimno. Słonecznie ale jeszcze nie zdążyło się nagrzać od słońca a w dodatku dość mocno wiało. Przed złożeniem rzeczy do depozytu coś mnie tknęło by włożyć do kieszeni jednego marsa myśląc, że zjem go jeszcze przed startem. Jak się później okazało, na 13 tym kilometrze był to najlepszy mars jakiego kiedykolwiek jadłem.
Dobrze, że miałem...bo na trasie była tylko woda i powerade.

Tak czy owak biegłem bardzo wolno. Na 3km miałem już kilka minut opóźnienia w stosunku do międzyczasu z kartki, określającego minimalne tempo tak by zdążyć na metę poniżej dwóch godzin. I w nogach i w płucach było sporo zapasu ale ciągle bałem się, że przyśpieszę, odezwie się kontuzja i będę musiał zejść z trasy.


szczęliwa 13tka

Tak więc biegłem wolno do 9km aż w nodze coś zabolało. Zszedłem na bok, zatrzymałem się, zrobiłem krótki automasaż i zacząłem nieśmiało iść. Wolno, potem szybciej aż znowu zacząłem biec. Ból zniknął więc tak dobiegłem do 15km. Spojrzałem na zegarek - była chyba 1h:35 i trasa zawracała. Pomyśłałem, że skoro do teraz się nie odezwało to pewnie się już nie odezwie. Wrzuciłem czwarty bieg i w końcu poczułem, że biegnę. Wyprzedzałem setki ludzi a na metę to już chyba wpadłem biegnąc swoją prędkością maksymalną. Tak czy owak. Dobiegłem, poprawiłem swoją życiówkę ale poniżej 2h nie zszedłem. Ale i tak się cieszę.


i ja (na czarno) na ostrym zakręcie kilkaset metrów przed metą (zwrócony w stronę...


grupy kibiców z moim numerem)


no, co? każdemu może wyjść metka :-)

Aha. Kibice mocno dopingowali. Bardzo to i pomagało biec i sprawiało przyjemność. Ale i tak wolę 10x bardziej maratony serii "biegowa korona " w Katowicach u pana Augusta. Kto nie był niech weźmie udział to daję głowę, że się ze mną zgodzi.

Aha2. Wracając do domu można było dopingować zawodników z końca stawki walczących z bólem, zmęczeniem, brakiem formy, skurczami i nadwagą. Końcówki takich maratonów są dużo bardziej emocjonujące i dużo bardziej poruszające niż wyścigi sarenek z czołówki. Podziwiam pana, który biegł w asyście 2 karetek i radiowozu jako ostatni. To jest dla mnie sedno sportu. Inni uczestnicy biegu, z którymi wracałem na przystanek zatrzymywali się i klaskali.To było naprawdę wzruszające i miłe.

Aż się chce biec

Piątek, 23 marca 2012 · Komentarze(2)
Jeszcze zanim zawróciłem pod wiaduktem zerknąłem, że pod centrum olimpijskim dość tłoczno. Do odebrania jest 8tys numerów startowcyh w półtora dnia...co może powodować niezłe korki. Za przystankiem autobusowym wjechałem w pierwszą uliczkę, zostawiłem bambinę i poszedłem pieszo do centrum. Wokół pełno szczupłych dziewczyn no i pająkowatych facetów. Ogólnie dobrze wszystko zorganizowane. Kolejek nie stwierdzono. Numer odebrałem w 65sekund. Po drodze wydałem całą posiadaną gotówkę na książkę z dedykacją "biegiem przez życie", zapisałem się na badania wydolnościowe, prawie kupiłem podkolanówki regeneracyjne i podpisałem petycję o nadaniu jednej z ulic nazwy maratonu warszawskiego












Atmosfera taka, że aż się chciało pobiec zamiast jechać. No nic. Jutro magnez+masaż+rozciąganie+nagrzewanie a w niedzielę wielka niewiadoma.

promyk nadziei

Piątek, 23 marca 2012 · Komentarze(4)
Rano rozciągam się, rozgrzewam mięśnie specjalnym olejkiem, zakładam zimowe, ocieplane buty z grubą podeszwą i wychodzę. Pieszo do lasu a potem zaczynam wolniutko biec. Nie myślę w tym momencie o niczym innym tylko o tym czy zaboli. Biegnę 5 minut, 10, 15, 20...Jest w miarę ok. Na 25 minucie kończę i wracam do domu. Wieczorem jadę odebrać pakiet startowy.

No i tak.

bike2job i new.meteo się nie sprawdzilo

Czwartek, 22 marca 2012 · Komentarze(0)
Wieczorem zerknąłem na prognozę pogody. Zachmurzenie całkowite ale bez opadów. Temperatura 5-10C. A rano dom rozświetlony słońcem (nie wspomnę tutaj o odgłosach młotków i wiertarki remontujących sąsiadów)! Wiosenny windstopper+cienka podkoszulka i skok na rower. Dłużyła mi się jazda jakoś strasznie. Chyba przez ten wiatr co zamiast w plecy dmuchał w twarz. Niemniej jednak dzień bardzo ładny i cieply.
W drodze powrotnej czekając na czerwonym świetle kręciłem ósemki między donicami. Jak na razie żadnej nie rozbiłem.


No i tak. Jutro rano idę się przebiec. I albo wrócę z biegania strasznie wku..y albo wrócę z promyczkiem nadziei.

lekcja pływania nr...n+2

Środa, 21 marca 2012 · Komentarze(8)
Dzisiaj znowu lekcja indywidualna (kolega, z którym normalnie chodzę ma wodowstręt). I pomimo, że na basenie było bardzo dużo ludzi to było ciekawie. W dalszym ciągu pracujemy nad nogami ale dzisiaj było sporo różności. Długo by pisać. Jedno z ćwiczeń uświadomiło mi jak niesymetrycznie płynę i jak płynięcie na prawym boku (lewa ręka napędza) jest niedoskonałe

No i tak.

bike2job, pływanie + "triathlon plus"

Wtorek, 20 marca 2012 · Komentarze(0)
Dzień niby zaczął się banalnie od pobudki stukających młotków. To nowi sąsiedzi remontują od dwóch tygodni mieszkanie...Potem skok na rower i do pracy.



A w pracy znajomy wyciąga z szuflady nowiutki, pachnący drukiem "Triathlon plus" prosto z Londynu. Córka mu przywiozła dla kolegi "triathlonisty" czyli niby do mnie :-) (nie wystartowałem jeszcze w żadnych zawodach a już tak na mnie mówią).
Tak czy owak...coś pięknego! Chyba sobie go włożę pod poduszkę by mieć triathlonowe sny.


Podczas powrotu do domu zdarzyło się coś, co jest symbolem otwarcia sezonu rowerowego - czyli ściganie z drugim rowerzystą. Kolega myślał, że ma większe kola, cieńsze opony to da mi radę. Wdepnąłem w pedały i tyle go widziałem...Minusem jednak jest to, że aż coś mi się odezwało w kontuzjowanej łydce, he he...Chyba nie zmądrzeję nigdy :-)

A późnym wieczorem jeszcze skok do wody i system 124816 kraulem+na plecach.
No i tak

Klasyk Wirka

Niedziela, 18 marca 2012 · Komentarze(3)
Po prostu bosko. Moja dawna klasyczna trasa "wokół domu". Tak dawno na niej mnie nie było, że jazda nią była dla mnie teraz prawdziwą rozkoszą. Co można zobaczyć na trasie w ciepły marcowy dzień? Wszytko - przytulające się pary, biegające panie puszczające do mnie oko, fotografujące się dziewczyny, dwóch golasów na Stargańcu, gościa który robił pompki na ścieżce... no i uczestników Biegu Dzika - w tym gościa, który pokonywał trasę o kulach. Szacun.

Wjazd koło starej strzelnicy (teraz legalna scieżka rowerowa)


Początek Bukowego Uroczyska


Bukowe Uroczysko


Na stawach epoka lodowcowa...jeszcze


Przystań na Wirku


Najmniej przyjemny odcinek. Błoto, rozkopalisko, spychacze i trzesie jak cholera.


Zjazd z hałdy. Kiedyś się rozpędziłem bo nie wiedziałem (i nie widziałem bo jej nie widać) że na końcu jest skocznia. Wyleciałem w powietrze jak z procy. Dzisiaj już wolno i rozsądnie.


Drewno do kominków.pl


Mikołowskie łąki


Takie tam..


Leśna autostrada


Uczestnik Biegu Dzika


Miasteczko startowe Biegu Dzika.

No i czy gdzieś jest lepiej niż w Katosach???

Dobry dzień

Sobota, 17 marca 2012 · Komentarze(2)
Rano wyjazd w góry. Wielki test dla mojej obolałej lewej nogi. W zasadzie wyruszyłem w trasę nie będąc pewnym czy nie będę musiał zawrócić po 10minutach. Liczyłem na to, że noga usztywniona w meindlowym bucie nie będzie zbytnio nadwyrężana.W dodatku szedłem starając się oszczędzać ile mogłem....Pod koniec już się oszczędzać nie dało - prawdziwa walka o przeżycie. Zapadałem się w mokrym śniegu po kolana, po pas, wygrzebywałem się, znowu zapadałem a czasami brnąłem na czworaka. W cieniu śnieg był zmrożony i dało się przejść. Ten rozgrzany w słońcu raczej na to nie pozwalał. Czasami wpadaliśmy do jam wyżłobionych przez wodę pod śniegiem. Można było sobie nawet coś połamać. Najgorzej miał ten co szedł jako pierwszy. Tak czy owak doszedłem.









Wieczorem jeszcze basen. Pływało się naprawdę dobrze. Po basenie wyszedłem praktycznie jak po odnowie biologicznej. Wymasowany i zrelaksowany.

A jeszcze późniejszym wieczorem dokonałem przedpłaty na nowy zegarek. Moje postanowienie o dwuletniej wstrzemięźliwości od zakupów zegarków mija w kwietniu (pulsometr to nie zegarek!). Zegarek będzie gdzieś w czerwcu. Więc wszystko w sam raz.
Na razie ujawnię tylko jak wygląda spód:


To był dobry dzień.