Bezstresowa pobudka o 6.45...bo to tak jakby o 7.45. Szybki mufin z jajkiem w macu i strzała do Gleiwitz. Sezon basenowy rozpoczęty.
potem śniadanio-obiad podany na wrześniowym numerze Fortune i wyskok na rower...w krótkich spodenkach :-/ Reszta już w strojach zimowych i nawet ochraniaczami...
Były dwa powody, dla których zdecydowałem się pobiec w tym półmaratonie - 1. medal, 2. trasa, 3. formuła biegu. Chociaż wymieniony trzeci powód nie był decydującym ale takim formującym.
Bieg mega sportowy - zero nagród, zero punktów odżywczych, zero kibiców na trasie, zero zabezpieczenia medycznego, zero chipow...no i wpisowe zero. To jeśli chodzi o zera.
Bo jeśli chodzi o resztę to wszyscy kończący dostali mega drewniany medal ..pięknie wygrawerowany. Trasa oznakowana mega dokładnie i mega dobrze. No i przede wszystkim trasa przepiękna...z podbiegiem na hałdę, rundą widokową i zbiegiem.
Formuła "zero punktów odżywczych" bardzo mi się zresztą podoba. Ile ze sobą się weźmie tyle się człowiek naje i napije.
Wielkie podziękowanie ode mnie dla tych dwóch przede mną - trzymałem się ich bliżej lub dalej - ale miałem dzięki temu jakiś punkt odniesienia. Biegli ładnym równym tempem...ja czasem ich doganiałem by po chwili zostac w tyle. Posiedziałem im na ogonie przez większość trasy...by 2km przed metą ich wyprzedzić :-) Biznes to biznes panowie;-)
27km zajęło mi dogonienie mojego taty podczas dzisiejszego silesia marathonu. Na mete wpadłem jakieś 10 minut przed nim...a dzieli nas 30 lat. Czapki z głów. Tak czy owak. Biegło mi się superaście bo zawsze się superaście biegnie gdy nie ma parcia na życiówki i wyniki. Po prostu dla przyjemności, pięknej pogody i towarzystwa. I pozwiedzania sobie Śląska i przebiegnięcia przez Dąbrówkę Małą tuż obok technikum gdzie chodziłem. W okolicy ogonowej, w której biegłem ludzie mieli podobne podejście..gadali sobie, żartowali, opowiadali o swoich problemach z lekarzami.
Z okazji 35 km otworzylem sobie żel bo żadnego kryzysu 35km nie było. Dopadł mnie jakieś 2km dalej. i tak od 37 do 39km biegło się fatalnie. Potem zadziałała psycha czująca już finisz. No i znowu było ok tak więc dobiegłem z uśmiechem. 2gi raz w życiu. Phi. Kiedyś jeszcze sobie pobiegnę
Na mecie z tatą:
no i tak.
Jeżeli myślisz, że jesteś mężczyzną, boś spłodził syna, posadził drzewo i wybudował dom, to jesteś w błędzie. Spróbuj przebiec maraton - napisał Jacek Hugo-Bader w artykule z 1997 roku. Nie wiem, skąd wzięło się to głupie powiedzonko o drzewie, synu i domu. A cóż to za wyczyn spłodzić syna? Powiedziałbym, że nie lada przyjemność. W sadzie moich rodziców posadziłem kilkadziesiąt drzew, ale też nie powiem, żebym poczuł się nadzwyczajnie. Nawet gdy sprzedaliśmy z moją żoną Agatką małe mieszkanko na dziewiątym piętrze i kupili za to ruderę na dalekim przedmieściu, którą tytanicznym wysiłkiem zamieniliśmy w mieszkalny dom, nie poczułem dumy, tylko ulgę.
To, co czułem biegnąc w maratonie, o miliony lat świetlnych wyprzedziło wszystkie wysokolotne doznania, jakich doświadczyłem w życiu. Mało mnie nie rozerwało z dumy, że wystartowałem.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.