Lorenzdorf

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Etap przyjaźni z M. i jego nowym karbonowym przyjacielem przez Wawrzyńcowice (Lorenzdorf)
(efekt wyszczuplenia)


Poniemieckie płytowce


Sielankowe widoki i drogi:



Zamkowo:


Z trasy..

Disneyland:


Wcinanie bananów z widokiem na wodę:


Wyplaszczanie w akcji 2


No i tradycyjnie zakończenie zupą:


No i tak

Nie chce mi się pisać

Niedziela, 20 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Obiadowy dylemat..zrobić kółko rano czy po obiedzie.
Po obiedzie..jest wtedy szansa spalić co nieco.

Takie tam niedzielne przejechanie.
No i namierzyłem w końcu ten wiadukt nad A1 co prowadzi do nikąd...oraz przetestowałem funkcje krzywego lustra w aparacie.

Wypłaszczenie

R&S w zimowej kurtce

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Tylko 4C o 6.30 rano - więc jazda w zimowej kurtce. Wyjątkowo przełożyliśmy basen na wieczór i  rano na wypoczętych nogach nie był straszny żaden mini podjeździk na drodze krzyżowej.
Wschodzące słońce+puste drogi+kolarka = bosko.






Ale żeby nie było za miło to tematem przewodnim dzisiejszej konwersacji z R2  była glista ludzka :-/ w kontekście miernego żywotu ludzkiego po 30tce.
Na szczęście gdzieś czytałem, że gdy człowiek dorośnie i przestanie w końcu się bać śmierci, starości, chorób i cierpienia to wtedy życie nabiera nowego, pełnego smaku. Niestety niektórzy odkrywają to dopiero podczas samobójczego skoku z dachu wieżowca lub mostu. Wszystko jeszcze przed nami.

Tak czy owak  to strzeż nas Panie od śmierci w bezruchu.

No i tak.

Starym harcerskim sposobem

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · Komentarze(6)
Starym harcerskim sposobem przed wyruszeniem w długą trasę włożyłem do lodówki piwo.
Myśl o  tym jak leży i czeka na mnie, będąc w odpowiedniej do spożycia, kilkustopniowej temperaturze po 160km stała się kluczowa.
Nie jechało się dobrze. Wczoraj popływałem i pobiegałem..i rano czułem w nogach jeszcze zmęczenie z biegania. W dodatku życie uprzykrzał wschodni wiatr..


Tak czy owak...plan na dzisiaj było 200km.

to jeszcze w pierwszej setce




Malownicze krajobrazy...już na bezsamochodowej szosie


Nowe ujęcie " z tylnego koła"..do dopracowania jeszcze


Wrota jury/ wyścig z cieniem


Spokój Poraja...


Olśnienie..tyle razy tędy przejeżdżałem a dopiero teraz zauważyłem ten zabytkowy kościółek przed Cynkowem


kolejne kreatywne ujęcie


No i upragniony moment. 


Ostatnie dzieści km jechało się ciężko...sklep w Wojsławicach był zamknięty i na głodzie węglowodanowym, a przede wszystkim bez picia,  snułem się jak widmo aż do Cynkowa. Potem zaczęły dawać w kość bóle przeciążeniowe na prawej piszczeli...tak że podjazdy drogi krzyżowej musiałem robić na stojąco...siedząc się po prostu nie dało.

No i tak.

W taki dzień nie ma zawodów

Niedziela, 30 marca 2014 · Komentarze(0)
"W taki dzień nie będzie zawodów" - stwierdził R2 gdy jechaliśmy rano do Gleiwitz i zorientowaliśmy się, że żaden z nas nie popatrzył wcześniej na plan niecki basenowej. Dojeżdżamy na miejsce - pusto na parkingu...znaczy chyba zawodów nie ma. Wchodzimy na basen a tam niemiła niespodzianka. Zamiast jednego dużego - dwa małe...w dodatku mały z torami był zrobiony wszerz. Ale nie było ostatecznie źle...każdy z nas miał swój tor bo większość ludzi wolała popływac na drugiej (tej większej połowie) gdzie nie bylo nawet lin.

Potem o 11.30 rower. Wystartowalismy w czwrótkę ale dodatkowa dwójka szybko odpuściła.

Ja dzisiaj w barwach drużyny dawnego prawcodawcy.


No i draftning za kamuflażowym rowerzystą nad jeziorem


No i tak.

Widziałem bociana

Sobota, 22 marca 2014 · Komentarze(3)
No to se pojeździłem. Pięknie było...długo było. Na wszelki wypadek do plecaka zapakowałem dwie zapasowe dętki coby pierwsza pana nie oznaczała konieczności wracania. 
Miałem mały dylemat jak się ubrać...bo przed południem ciepło było i kusiło by zalożyć bluzę z długim rękawem i nie brać windstoppera. W końcu pojechałem w windstoppie - w ciągu dnia trochę grzało, może nawet za mocno..natomiast późnym popołudniem był jak znalazł - temperatura spadała dość szybko.

W moim ulubionym Cynkowie wystraszyłem bociana który wyskoczył z żabą w dziobie spod mostka którym przejeżdżałem.
Znaczy wiosna 100%.


magiczny przejzad przez Świerklaniec



Mzyki


Choroń


Odżywają wspomnienia z tych miejsc..


Żeby nie było, ze nie dojechałem. Wjazd bocznymi drzwiami do Montechiaro.


Na wprost zamek w Olsztynie.



Uzupełnianie kalorii.


Nad Porajem fajnie jest....


no comment


138km...już zaczynam zdychać..


No i bociek


Na chwilę do lasu..


W Zendeku (150km)  dylemant - jechać w lewo przez pojazdy "drogi krzyżowej" czy w prawo i plasko przez Pyrzowice.

Ale jakbym pojechał w prawo to bym sobie w lustro nie mógł patrzeć...


Koniec

Central Park cały dla mnie

Niedziela, 16 marca 2014 · Komentarze(0)
Rano basen. Dzisiaj R2 stawiał swoje pierwsze kroki jako operator kamery podwodnej. Śmiechu trochę było gdy się okazało na koniec, że kręcił i kręcił ale nic nie nakręcił bo aparat pstrykał fotki.

Tak czy owak w końcu nakręcił mi kilkusekundowe ujęcia po ponad godzinie pływania - z czego jestem zadowolony. Gdy zaczyna się pływać to człowiek wypoczęty i zwraca uwagę na szczegóły...Potem jest coraz gorzej - zmęczenie skutecznie znieczula. Człowiek czuje, że wkłada coraz więcej wysiłku a prędkość coraz mniejsza. Tak więc teraz mam możliwość zobaczenia jak trwonię energię.

Po obiedzie bieganie. Pogoda skutecznie odstraszyła amatorów spacerów i wszelakich form ruchu.


Ha! od przyszłego tygodnia może zacznę trening z wiosełkami by trochę siły w ramionach przybyło.

No i tak.

Wrodzona wada miski

Sobota, 15 marca 2014 · Komentarze(4)
Niniejszym zamykam bloga, oby nie na zawsze.

p.s. Nie miski tylko miednicy, nie wrodzona ale (chyba) nabyta, nie wada tylko skręcenie i nie zamykam na zawsze tylko do jutra :-)

Wyścig z zachodzącym...

Piątek, 14 marca 2014 · Komentarze(0)
Nic tak nie motywuje jak zachodzące słońce.

Na razie luzik...


Tankowanie coli


Autostrada do Cynkowa


Strade bianche


Słońce coraz niżej..


30km do celu i 3cm nad horyzontem


1.5cm nad horyzontem


1cm..już prawie w siemkach..


czekanie...siła wyższa...


No i Central Park tuż po zachodzie...ale jeszcze widno


I odcinek 56 z cyklu "parkowi mistrzowie 3 kółek":
Jadę wolno po pętli parkowej, 100km w nogach ale puchatek na góralu grzeje za mną z górki jak wariat. Musi mnie wyprzedzić. Wyprzedza i zwalnia. Wróci do domu z tarczą - wyprzedził przecież gościa na kolarce.

Było super.

Etap przyjaźni

Niedziela, 9 marca 2014 · Komentarze(0)
Cisnęliśmy rano do Gleiwitz by na miejscu zastać pełny parking i jakieś zawody. Przezwyczailiśmy się do tego, że w niedziele zawsze jest wolne i nikt z nas nie zajrzał na stronę basenu. No i du..a Pojechaliśmy na basen do Rudy. Część rekreacyjna z ciepłymi fontannami była jeszcze zamknięta gdy przechodziliśmy w kierunku części sportowej. No i tak przechodziłem patrząc na te okrągłe baseny  z ciepłą wodą i te puste leżaki...i tak naprawdę zacząłem mieć ochotę na relaks. No ale trza było iść dalej. A dalej były 4 wąskie tory na których gniotło się 20 osób...i trzeba było pływać ...tam i nazad.

Popływałem, a parę długości popróbowałem z wiosełkami - co było dla mnie nowym doświadczeniem. Zwłaszcza jak się ściągnęło wiosełka to ręce od wysiłku były znieczulone i miało się wrażenie, że płynie się lekko i bezwysiłkowo.

No nic. Po obiedzie na rower. Posiedziałem sobie na ławce pod zoo czekając na R2 grzejąc twarz w słońcu i muszę przyznać, że było to chyba najprzyjemniejsze w tym dniu.

Potem zrobiliśmy małe kółko w tempie relaksacyjnym. R2 postanowil przywitać wiosnę krótkimi spodenkami. Ma młodzież zdrowie.





Postój na ławce prezesa:


I wjazd do Central Parku:


Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ręce mam czarne/brudne na fotce powyżej (i owijkę niestety też.)..bo pomagałem R2 wyprostować haka i zrobic mały porzadek z szalejącym kołowrotkiem.