To coś co lubię. Przez przednią szybę słońce ogrzewa mi twarz a zza tylnego siedzenia dochodzą dźwięki stukania rozłożonego roweru.
Ciepło tak, że po 10 minutach musiałem wyciągać spod windstoppera ciepłą długorękawna koszulkę i zamienić ją na cienką krótkorękawną. I tak w słońcu było za ciepło. Było ciepło!!! Zrobiłem krótkie, standardowe juraskie kółeczko wokół Podlesic. Oj słabo...słabo. W zeszłym roku o tej porze to ho ho... No ale tak to jest :-)
Nie zauważyłem że obiektyw mam całkiem zaparowany i przez to większość fotek się nie udała.
Miałem oszczędzać nogę a dzisiaj na pływaniu prawdziwa rzeź. Praktycznie basen za basenem na samych nogach. Do tego ćwiczenie typu "spławik" - ręce przy sobie, pionowo w wodzie i zapierdziel nogami jak do kraula. Jak było dobrze to jeszcze jedna ręka nad wodę itd..Uff. Na koniec zacząłem opowiadać trenerowi o swoich wielkich kontuzjach. Wielkich ale nie dość. Ten jak zaczął pokazywać blizny po operacjach na nogach i łokciach to wymiękłem. W efekcie szczęśliwy wróciłem do domu ciesząc się że mam to co mam (lub nie mam).
Złośliwie drogę dzisiaj przecinali mi biegacze. Namnożyło się ich dzisiaj strasznie.
p.s. Na basenie stanął mi elektroniczny zegarek. Myślałem że to niemożliwe...a jednak...pokazuje wciąż godzinę 19:15:43
Rano zadzwoniłem do przychodni sportowej. Jako że wyjątkowo znalazło się miejsce na 19 do lekarza - zapytałem czy powinienem zrobić wcześniej badania USG. "Wie pan, jedni robią a inni nie. Czasem lekarz odsyła na badanie a czasem nie ma potrzeby." Krótka chwila zastanowienia, przeliczenie kosztów i priorytetów i zapisałem się na badanie na 18.30 a na 19.00 do lekarza.
Ta pierwsza wizyta to był strzał w dziesiątkę. Nie spodziewałem się, że można wykonać tak szczegółowe badania łydki. Praktycznie sprawdzone zostały wszystkie ścięgna i ścięgniętka, mięśnie i pasmyki mięśni, żyły i wszystko co sie dało. W sumie dla porównania i lewa i prawa noga. Zniszczeń nie znaleziono. Pani bardzo miła, rzeczowa i precyzyjna.
Ta druga wizyta to porażka. Drzwi otworzył niechlujny grubas z wystającą koszulą ze spodni i zaczął do nas coś mówić czy mamy zdjęcie rentgena. Niewiadomo o co chodziło. W końcu gdy wszedłem i zacząłem opowiadać, że od 6 miesięcy przygotowuję się do półmaratonu, przerwał mi w pół słowa i powiedział "w tym roku to się już pan nie załapie". Kur..a. Mówię więc grubasowi, że byłem przed chwilą na badaniach i nic nie wykazano. Wziął kartkę, poczytał i powiedział "no tak. Z chirugicznego i medycznego punktu widzenia nic panu nie jest. Ale raczej maratonu pan nie skończy" Kur..a! Jak kur.a w przychodni sportowej można być tak na "NIE"??? W końcu zacząłem się dopytywać co może być, co się stanie jak wystartuję i zacznie boleć a nie przestanę...no i jakoś w końcu zaczęło iść lepiej.
Otóż wystartować mogę ale mam zejść z trasy po wystąpieniu bólu by nie doprowadzić do zerwania mięśni. Trochę lepiej. Teraz mam masować, magnezować, rozgrzewać i nie przeciążać. p.s. Jakby ktoś potrzebował nazwisko lekarza do którego lepiej nie chodzić to się polecam.
Aha. Zapomniałem dopisać, że na koniec wieczoru załapałem się na małe 30 minutowe pływanko. Jakoś pomaga. Będę chodził codziennie jak się da.
Pod powiekami od wczoraj snuja mi się czarne wizje. Miesiące przygotowań i kontuzja dwa tygodnie przed startem. No cóż. Zdarza się. Pogooglowałem wczoraj szukając w necie podobnych przypadków i niewiele znalazłem. Ktoś napisał, że miał podobny przypadek i pomogły mu dwa tygodnie bez biegania i basen. To tak by było prawie na styk. Wyskoczyłem więc dzisiaj na rowerek. Prawie ni boli gdy pedałuję...więc nie jest źle. Trochę pokręciłem się po okolicy, głównie po drogach (czasem też błotnych i ślepych).
Po południu wyskoczyłem na basen. Prawie równo po miesiącu przerwy. Na początku było nieciekawie. Ciężko oddychałem przy końcu basenu. Ale z czasem jakbym się rozgrzewał i kolejne baseny prawie szły bezwysiłkowo. O dziwo z basenu wyszedłem już bez utykania. Jednak wodny masaż rzeczywiście dobrze działa :-) Tak więc byle do przodu.
Wczoraj wieczorem pograłem w pingponga i stwierdziłem, że objawy z wtorku ustąpiły. Dzisiaj więc nieśmiało poszedłem na bieżnię by przebiec ile się da. No i dało się tylko 25minut - potem ból się odezwał. Z jednej strony może to niedobrze, że poszedłem już na bieżnię a z drugiej strony - może to dobrze. Wolę wiedzieć, że jest jakiś problem niż zejść z trasy półmaratonu za dwa tygodnie. No nic. W poniedziałek umówię się do lekarza sportowego by sprawdził czy nie ma tam jakiś zniszczeń.
Z lewą nadwyrężoną nogą coraz lepiej. Odpuszczam dzisiaj bieganie ale zaryzykowałem rower. Rano więc wskoczyłem na rowerek i pognałem do pracy. Trochę za późno wyjechałem i miałem równo godzinę do umówionego spotkania w pracy. Kilka razy przejechałem pasy na czerwonym i mimo, że gnałem ile mogłem to czas gnał szybciej. Do biura dotarłem 7minut wcześniej - więc spokojnie zdążyłem jeszcze na prysznic.
W każdą stronę miałem do pokonania tory przeszkód powstałe z zamarzniętych kolein z rozjechanego przez samochody błota. Czasami głębokie i wysokie na 30cm. Wracając po ciemku wieczorem było dość ciekawie. Gdzie to ocieplenie.
Z dzisiejszej jazdy zapamiętam spadającą tylną lampkę i obolały po wczorajszym debiucie tyłek. Trochę też pobolewały mnie plecy...och och...Cały jakiś obolały jestem. Czas powrócić do rozciągania i innych zarzuconych miesiąc temu ćwiczeń.
Zawsze w takich momentach nachodzi mnie refleksja ,że całe to trenowanie do jak dmuchanie dziurawego materaca. Powietrza(kondycji) przybywa gdy się szybko pompuje. Ale jak tylko się przestanie nawijać pompką to zaraz materac wraca do punktu wyjścia. Takie to mało wdzięczne....i ulotne :-)
A zaraz mam bieganie :-/
No i doigrałem się. W ostatnich minutach przyśpieszyłem i biegło się naprawdę dobrze...dopóki w lewej nodze pod łydką mocno zabolało. Koniec. W domu stanąłem na palcach więc chyba nie jest to zerwanie ścięgna Achillesa a raczej tylko nadwyrężenie lub ewentualnie naderwanie....a może coś z mięśniem łydki..No nic. Jutro odpoczywam.
Po równych dwóch miesiącach abstynencji wsiadłem na rower...Czy ja kiedyś mówiłem, że rower nie jest fajny, nudny i przereklamowany? Cóż..musiałem być przemęczony. Dobrze zrobić sobie przerwę by odkryć od nowa jakie to fajne czuć znowu prędkość i charakterystyczny powiew na twarzy.
Czyli szybkościówki w lesie. Łatwiej jest na bieżni ale szkoda takiej dobrej pogody. Biegnąc dzisiaj po rozmokłych drogach od razu mi się przypomiały czasy gdy w podstawówce graliśmy w taką pogodą nasze pierwsze klasowe mecze. Piłka się prawie nie odbijała od podmokłego podłoża, my jeździliśmy jak na łyżwach...ale nikt nie narzekał. Każdy uśmiechał się od ucha do ucha...Ja też ale tylko do momentu gdy w drzwiach ociekającego z błota zobaczyła mnie mama.
Tak czy owak. Biegło się dzisiaj bardzo przyjemnie. Miałem w planie 10 interwałów ale chyba tylu nie zrobiłem. Pobiegałem prawie godzinę i miałem już dość. Teraz tylko jeszcze trzeba umyć buty :-((
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.