Harvard i Boston

Piątek, 30 marca 2012 · Komentarze(2)
Rano zapakowaliśmy się w naszą żabkę i labiryntem autostrad i dróg pojechaliśmy do Bostonu. Czasu nie było dużo bo kolega miał samolot o 16 tej. Obaj jednak chcieliśmy zobaczyć w Bostonie - Harvard i MIT.
Główny problem - to było znalezienie miejsca parkingowego. W bocznych uliczkach miejsca były oznaczone tabliczkami "tylko dla tych ze specjalnym pozwoleniem", parkingi piętrowe były zarezerwowane dla studentów i pracowników a na ulicach nie było miejsca.


W końcu wyskoczyliśmy z samochodu mając nadzieję zobaczyć coś co przypominać będzie Oxford. No niestety. I fajnie i niefajnie. Czysto, schludnie, pusto i dziwnie.













Wzbudzałem sensację wśród studentów moją niebieską wysłużoną czapeczką "University of Michigan". Nie wiem o co chodzi ale możliwe, że to jak pojechać na mecz Legii w szaliku Zagłębia Sosnowiec.
Tak czy owak. Atmosfera zwykła...jak w zwykłym miasteczku studenckim.

Drugim przystankiem było MIT. I tutaj nas powalił ogrom wszystkiego. Przez okna widać było laboratoria, pracujących nad jakimiś problemami studentów, tunele aerodynamiczne i dziesiątki budynków różnych instytutów. Dla ludzi z wykształceniem technicznym - to po prostu coś pięknego. Zupełnie jak polska polibuda tylko 10000 razy większa, 100000 razy lepiej wyposażona i urządzona.


















No i na koniec centrum Bostonu. Ładne, czasem zardzewiałe i stare. Czasu nie było już za wiele, więc zrobiliśmy kółko i spowrotem do piętrowej stacji metra (przecinające się kilka linii).





















Wieczorem na miejscu znowu musiałem zrobić kilka kółek by znaleźć miejsce parkinowe. W końcu zostawiłem samochód w jakieś totalnej ciemnej dziurze...zastanawiając się czy będzie tam jeszcze rano. Przed 7mą rano musiałem go zresztą przestawić bo była to jakaś strefa rozładunku i zostawianie tam samochodu w godzinach 7-18 kończy się holowaniem na policyjny parking.


Nasza żabka (fiesta) przed odprowadzeniem do wypożyczalni. Wszystkie samochodu tutaj albo czarne, srebrne lub białe. Przez to wyróżnialiśmy się i łatwo znajdowaliśmy ją na parkingach.

No i tak.

Komentarze (2)

Rzeczywiście - fajnie objechać sobie kiedyś stany. Tyle, że po zrobieniu tego człowieka już tam nie ciągnie...a wręcz przeciwnie. Za każdym razem rozepchałem swój żołądek na maxa bo ciężko kupić tam coś zdrowego i małego do jedzenia. Tak czy owak... po wylądowaniu we Frankfurcie w drodze powrotnej poczułem ogromną ulgę i radość. Ufff..znowu jestem w normalnym świecie i mówię do normalnych ludzi.

prinx 20:05 wtorek, 3 kwietnia 2012

Świetna wycieczka, nie ukrywam że troszkę zazdraszczam. Uważaj na ichniejsze hamburgery. Podobno mają negatywny wpływ na zachowanie formy ;)

silvian 17:18 wtorek, 3 kwietnia 2012
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!