pufmaraton
Niedziela, 25 marca 2012
· Komentarze(5)
Denerwowałem się jak dwa lata temu przed Tour de Pologne Amatorów. Od wczoraj jedyne co widziałem to sytuację, jak ból się odzywa i schodzę z trasy. W końcu doszedłem do wniosku, że nie tędy droga -ci co chcą dobiec muszą widzieć linię mety. Wziąłem kartkę i zaplanowałem scenariusze na wypadek awaryjnych sytuacji. Zapakowałem telefon, 70zł na taksówkę i postanowiłem więcej do spraw "a jak będę musiał zejść" nie wracać.
Pojechałem metrem (uczestnicy półmaratonu mogli podróżować po Warszawie bez biletu) i załapałem się na jeden z ostatnich tramwai pod Stadion Narodowy bo o 8.30 zamykali trasę.
wejście na stadion
dojście do przebieralni i depozytów
przez kraty można było wychylić głowę i poczuć się jak zawodnik przed meczem
Było zimno. Słonecznie ale jeszcze nie zdążyło się nagrzać od słońca a w dodatku dość mocno wiało. Przed złożeniem rzeczy do depozytu coś mnie tknęło by włożyć do kieszeni jednego marsa myśląc, że zjem go jeszcze przed startem. Jak się później okazało, na 13 tym kilometrze był to najlepszy mars jakiego kiedykolwiek jadłem.
Dobrze, że miałem...bo na trasie była tylko woda i powerade.
Tak czy owak biegłem bardzo wolno. Na 3km miałem już kilka minut opóźnienia w stosunku do międzyczasu z kartki, określającego minimalne tempo tak by zdążyć na metę poniżej dwóch godzin. I w nogach i w płucach było sporo zapasu ale ciągle bałem się, że przyśpieszę, odezwie się kontuzja i będę musiał zejść z trasy.
szczęliwa 13tka
Tak więc biegłem wolno do 9km aż w nodze coś zabolało. Zszedłem na bok, zatrzymałem się, zrobiłem krótki automasaż i zacząłem nieśmiało iść. Wolno, potem szybciej aż znowu zacząłem biec. Ból zniknął więc tak dobiegłem do 15km. Spojrzałem na zegarek - była chyba 1h:35 i trasa zawracała. Pomyśłałem, że skoro do teraz się nie odezwało to pewnie się już nie odezwie. Wrzuciłem czwarty bieg i w końcu poczułem, że biegnę. Wyprzedzałem setki ludzi a na metę to już chyba wpadłem biegnąc swoją prędkością maksymalną. Tak czy owak. Dobiegłem, poprawiłem swoją życiówkę ale poniżej 2h nie zszedłem. Ale i tak się cieszę.
i ja (na czarno) na ostrym zakręcie kilkaset metrów przed metą (zwrócony w stronę...
grupy kibiców z moim numerem)
no, co? każdemu może wyjść metka :-)
Aha. Kibice mocno dopingowali. Bardzo to i pomagało biec i sprawiało przyjemność. Ale i tak wolę 10x bardziej maratony serii "biegowa korona " w Katowicach u pana Augusta. Kto nie był niech weźmie udział to daję głowę, że się ze mną zgodzi.
Aha2. Wracając do domu można było dopingować zawodników z końca stawki walczących z bólem, zmęczeniem, brakiem formy, skurczami i nadwagą. Końcówki takich maratonów są dużo bardziej emocjonujące i dużo bardziej poruszające niż wyścigi sarenek z czołówki. Podziwiam pana, który biegł w asyście 2 karetek i radiowozu jako ostatni. To jest dla mnie sedno sportu. Inni uczestnicy biegu, z którymi wracałem na przystanek zatrzymywali się i klaskali.To było naprawdę wzruszające i miłe.
Pojechałem metrem (uczestnicy półmaratonu mogli podróżować po Warszawie bez biletu) i załapałem się na jeden z ostatnich tramwai pod Stadion Narodowy bo o 8.30 zamykali trasę.
wejście na stadion
dojście do przebieralni i depozytów
przez kraty można było wychylić głowę i poczuć się jak zawodnik przed meczem
Było zimno. Słonecznie ale jeszcze nie zdążyło się nagrzać od słońca a w dodatku dość mocno wiało. Przed złożeniem rzeczy do depozytu coś mnie tknęło by włożyć do kieszeni jednego marsa myśląc, że zjem go jeszcze przed startem. Jak się później okazało, na 13 tym kilometrze był to najlepszy mars jakiego kiedykolwiek jadłem.
Dobrze, że miałem...bo na trasie była tylko woda i powerade.
Tak czy owak biegłem bardzo wolno. Na 3km miałem już kilka minut opóźnienia w stosunku do międzyczasu z kartki, określającego minimalne tempo tak by zdążyć na metę poniżej dwóch godzin. I w nogach i w płucach było sporo zapasu ale ciągle bałem się, że przyśpieszę, odezwie się kontuzja i będę musiał zejść z trasy.
szczęliwa 13tka
Tak więc biegłem wolno do 9km aż w nodze coś zabolało. Zszedłem na bok, zatrzymałem się, zrobiłem krótki automasaż i zacząłem nieśmiało iść. Wolno, potem szybciej aż znowu zacząłem biec. Ból zniknął więc tak dobiegłem do 15km. Spojrzałem na zegarek - była chyba 1h:35 i trasa zawracała. Pomyśłałem, że skoro do teraz się nie odezwało to pewnie się już nie odezwie. Wrzuciłem czwarty bieg i w końcu poczułem, że biegnę. Wyprzedzałem setki ludzi a na metę to już chyba wpadłem biegnąc swoją prędkością maksymalną. Tak czy owak. Dobiegłem, poprawiłem swoją życiówkę ale poniżej 2h nie zszedłem. Ale i tak się cieszę.
i ja (na czarno) na ostrym zakręcie kilkaset metrów przed metą (zwrócony w stronę...
grupy kibiców z moim numerem)
no, co? każdemu może wyjść metka :-)
Aha. Kibice mocno dopingowali. Bardzo to i pomagało biec i sprawiało przyjemność. Ale i tak wolę 10x bardziej maratony serii "biegowa korona " w Katowicach u pana Augusta. Kto nie był niech weźmie udział to daję głowę, że się ze mną zgodzi.
Aha2. Wracając do domu można było dopingować zawodników z końca stawki walczących z bólem, zmęczeniem, brakiem formy, skurczami i nadwagą. Końcówki takich maratonów są dużo bardziej emocjonujące i dużo bardziej poruszające niż wyścigi sarenek z czołówki. Podziwiam pana, który biegł w asyście 2 karetek i radiowozu jako ostatni. To jest dla mnie sedno sportu. Inni uczestnicy biegu, z którymi wracałem na przystanek zatrzymywali się i klaskali.To było naprawdę wzruszające i miłe.