Bez batonów

Niedziela, 27 marca 2011 · Komentarze(0)
Nie kupuję ostatnio batonów energetycznych - podczas treningow i jazdy dla przyjemności staram się odżywiać owocami - banany i jabłka. I jeździ mi się bardzo dobrze.
Na drugim końcu miasta całkowicie sucho - poza jednym rozlewiskiem (normalnie tez jest tam mokro) sucho jak podczas letnich upałów.
Dzisiaj (wyjątkowo) bez awarii sprzętowych...po naprawach zacisku siodełka w sztycy siodełko nie jest perfekcyjnie wyregulowane...i dawało we znaki zwłaszcza po 50tym kilometrze.

Drugi dzień jeżdże z 10 litrowym plecaczkiem Tatonka w ktorym mam 2 litrowy bukłak. Coż...nie dosięga do pięt wyrobom firmy Deuter. Niestety w ofercie tej ostatniej nie znalazłem czegoś porównywalnego...bo albo jest typowo rowerowy (ponoc perfekcyjny), który waży ponad 850g albo malutki wyścigowy o wadze 350g. Ten pierwszy nie sprawdzi się przy bieganiu lub chodzeniu po górach lub mieście...ten drugi za mały.

Fotki:










No i tak..

Bez kleju

Sobota, 26 marca 2011 · Komentarze(0)
Plany były wielkie a wyszło średnio.
Najpierw błoto i śnieg:

Potem zaczęła się woda:

Potem blondyna która tak grzała, że nie moglem jej wyprzedzić:

No i seria awarii na 10 km...najpierw problem z siodełkiem. Gdy w końcu po drugim pitstopie uporałem się z przeskakującym zaciskiem (odwrócilem zacisk) to ruszając zauważyłem że mam z tyłu kapcia :-(

Znalazlem dziurę i jej przyczynę:

Ale nie mogłem wycisnąć kleju z tubki....po prostu wysechł od ostatniej inspekcji (3 tygodnie temu). Miałem oczywiście zapasową dętkę ale w takich warunkach nie ryzykowałbym wypuszczania się dalej - raczej w rachubę wchodził powrót do domu.

Ale po wyczyszczeniu dętki papierem ściernym przycisnąłem do niej łatkę, docisnąłem palcem i włożyłem w oponę. Ciekawy eksperymentu czy sama łatka bez kleju zawulkanizuje dzirę dopompowalem ile sił. No i udało się. Trzyma powietrze do teraz. Dzięki temu zrobiłem jeszcze parędziesiąt km.

No i zaliczyłem jeden interwał z psią sztafetą (jak jeden się zmęczył to drugi go zostąpił).
No i tak

Wszyscy mnie dzisiaj biją

Piątek, 25 marca 2011 · Komentarze(1)
I w pracy i na ulicy.
Zamiast roweru dzisiaj wziąłem samochód i BUM przywalili mi w bok. Pozornie szkody nie duże ale możliwe, że skończy się na wymianie drzwi, zderzaka koła, piasty i naprawie tylniej geometrii.

No i tak.
Mrk

Jednak nie dopiąlem swego (+1)

Czwartek, 24 marca 2011 · Komentarze(0)
i poległem pod wpływem zmasowanego ataku (chodzi o pracę). A tak fajnie się rano jechało. Powrót boski. Na wiadukcie jechałem ścieżką rowerową a po jezdni z prędkością światła wziął mnie gość na kolarce (chyba). No to ja wcisnąłem pedały i za kolesiem aż do drugich świateł. Grzało się świetnie.
No i właśnie odebrałem z poczty lekki plecaczek 10 litrowy na bukłak z wodą i kanapki - do biegania i na rower.
No i git!

Mało brakowało (-0.3)

Środa, 23 marca 2011 · Komentarze(0)
Wracając z pracy kawałek muszę przemknąć chodnikiem. Dzisiaj prawie wpadłem na dwóch patrolujących policjantów. Zanim jeden z nich obrócił się w moim kierunku nacisnąłem na pedały i tyle mnie widzieli. Potem w spokoju zacząłem coś kojarzyć, że teraz już dozwolona jest jazda po chodniku gdy jest śnieg, pada deszcz lub jest ciemno...a było ciemno. Wiec luuuz...

Droga zastępcza (+0.6)

Niedziela, 20 marca 2011 · Komentarze(0)
Ciężko się odchudzać na wyjazdach służbowych...zwłaszcza gdy pani wieczorem w hotelowej recepcji pyta się czy mamy ochotę skorzystać z promocji - nocleg 2zł tańszy ale jeszcze do tego za darmo porządny obiad w restauracji..Hmmm...Po długim namyśle zgodziliśmy się...no i w efekcie zjadłem sporo więcej niż planowałem.
A dzisiaj krótki wypadzik po blocku:

i tak:

i po asfalcie:

Nie napiszę, że jak się wyskoczyło na asfalt to jechało się super. A nie napiszę dlatego, że ponoć jak ktoś się przesiada z górala na kolarzówkę to znaczy że się starzeje. Więc siedzę cicho. A jak ktoś się z kolarzówki przesiada na motor to znaczy że już stary piernik jest...Motoru też nie mam na szczęście.
No i tak:

No i tak...

Ostatni dzień lata (+1)

Poniedziałek, 14 marca 2011 · Komentarze(0)
Miałem w poniedziałek odpoczywać od wysiłku ale odpocznę jutro i pojutrze. Pogoda ma się popsuć a poza tym nie będę miał możliwości jazdy. Ale najważniejsze jest to, że po sobocie wszystko wydaje się funkcjonować u mnie bez zarzutu.
Dzisiaj ciepło i słonecznie jak w lecie (prawie 15C) ale w marcu jak w garcu..więc oczekiwać lipcowej pogody nie ma co.
Po sobocie wiem, że by wytrzymać Trophy w czerwcu muszę przede wszystkicm wzmocnić barki, szyję i kark...To po piątej godzinie jazdy bolało najbardziej.
p.s.
Zrzucanie wagi idzie świetnie...tzn. od zeszłego tygodnia średnia waga wzrosła o 1kg :-) Dlaczego się nie martwię? Bo u mnie to norma. Gdy zabieram się za redukcję to waga najpierw skacze w górę (kumulacja wody i węglowadanów w mięśniach) a potem wolno zaczyna spadać.

Jeśli będę jutro w stanie sikać to będzie cud

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(2)
I fajnie i niefajnie. Pogoda jaka była każdy widział -idealna na rower. Plan był zrobić pętle szybko...ale cóż...Po prostu padłem na 70tce.

Tam gdzie podłoże było piaszczyste to było sucho...ale zakopywałem się w piachu. Najciężej jechało się po górkach, które powstały przez obrośniecie skał. Mimo, że wysoko to ziemia trzęsła się jak pudding. Czasem mimo, że na prostym nie dało się jechać..iść też nie. Potrenowałem też wnoszenie roweru pod górę. Kurde..ciężki i twardy ten rower






Status wyprawy to trzech wyprzedzonych dziadków z zakupami i dwa psie interwały. Drugi wyglądał tak, że średniej wielkości piesek z dużymi zębiskami był jakieś 15cm za moją pedałującą z prędkością wirującej pralki prawą nogą. Jakiekolwiek zwolnienie oznaczało bliskie spotkanie. Na nieszczęście droga ktorą próbowałem uciec skręcała o 90stopni w lewo, a szlak ktorym chciałem jechać o 90stopni w prawo. Na wprost był rów i las. "No to jestem w dupie" pomyślalem. Wejście z obecną prędkością w ktorykolwiek zakręt oznaczał wywrotkę...a przyhamownie dziabnięcie w łydę. Ale piesek 3 metry przed końcem drogi się zatrzymał. Ufff. Kupić trzeba jakiegoś badyla lub gaz na pieski.

Idę spać pełen obaw, ze rano nie będę w stanie bezboleśnie sikać :-(
Aaaaaaaa...

5 kilo w 8 tygodni

Czwartek, 10 marca 2011 · Komentarze(3)
To mój ambitny plan...czyli zrzucić 5kg do 1 szego maja. Strategia już opracowana i tylko pozostaje wdrożyć plan w życie...no i się nie rozchorować.
Czy mi się uda? Uda...;-)