Po wyłączeniu budzika rano dalej nie chciało się iść na basen. Po co się w sumie zmuszać. Nie poszedłem. Za to pojechałem do pracy rowerem. Szybko, przyjemnie. Nie zmieniłem tylko kół na asfaltowe i ścierałem na chodnikach i ścieżkach rowerowych swoje piękne opony XC.
No i tak. Zrobiłem nawet jakąś fotkę rano ale wkleję ją później.
Postanowiłem odkurzyć lustrzankę i popstrykać fotki w czasie maratonu. Sam nie startowałem z uwagi na niedawne skręcenie nogi ale wolno pojeździć po lasku i popstrykać fotki swojej drużynie wydawało się zadaniem w sam raz dla mnie. Wieczorem na szybko przewertowałem książkę poświęconą ustawieniom do zdjęć sportowych. Dam radę, pomyślałem. Pstrykałem i pstrykałem, każdemu kto się podwinął. Czasem z wielkim poświęceniem dając się zjadać żywcem komarom...ale cóż... Efekt nie jest zadowalający. W zasadzie totalna klapa :-(( 95 fotek na 100 pstrykniętych jest do bani. Albo nieostre, albo prześwietlone albo zamazane. Oprócz tego, że nie mam praktycznie żadnego doświadczenia w robieniu dynamicznych zdjęć to prawie rok w ogóle nie używałem lustrzanki. Pociesza mnie fakt, że te, które jakoś wyszły są całkiem fajne. Tak czy owak. Nie jest łatwo pstrykać prostą amatorską lustrzanką pędzącym pociskom dodatku w takich kontrastach. Ale cosik się tam nauczyłem. Następnym razem będzie lepiej. Obiecuję :-)
Miało dzisiaj padać. Ale wizja jechania samochodem do pracy i stania w korkach sprawiła, że wolałem zapakować do plecaka kurtkę przeciwdeszczową i doczepić tylny błotnik. Nie padało. Prognoza pogody się rozmyśliła.
Ale cóż...idzie jesień...idą ciemności... Będzie trzeba znowu pomyśleć nad sztucznym oświetleniem drogi.
W drodze powrotnej stuknąłem w merca. Dziwnie to brzmi ale gość stanął luksusowym mercem na osiedlowym wyjeździe akurat przecinając ścieżkę rowerową. Gdy się popatrzył w moją stronę podniosłem rękę gestykulując "panie, co pan robisz"....i nie zdążyłem przez to złapać za hamulec :-)) Bum! Najdziwniejsze jest to, że gość zamiast wyskoczyć i obejrzeć czy nie ma ryski po prostu nacisnął gaz i tyle go było. Ja też nie czekałem tylko dałem przysłowiową strzałę :-)) No i tak.
czyli jak złamałem jedną ze złotych zasad opublikowanych w Fortune w cyklu "The best advice I ever got". A wszystko przez to, że warsztat, w którym zostawiłem samochód był czynny tylko do 17-tej. W każdym razie tak twierdził jego właściciel. Będąc 100m od przystanku tramwajowego, skąd miałem wyruszyć w kierunku warsztatu, zobaczyłem wjeżdżający na niego tramwaj. Ten tramwaj. I w zasadzie wybór był prosty...wszystko albo nic. Ruszyłem więc kulejąc półbiegiem, usztywniając nogę w kostce jak to tylko możliwe bo ograniczyć ból i zapobiec skręceniu. Jakoś zdążyłem. Efekt tego biegu okazał się jednak zaskakujący. Wieczorem poczułem wyraźną poprawę. Usiadłem na rowerze stacjonarnym i zwiększałem opór od najniższego do prawie najwyższego. Zero bólu. Szokujące. Tak więc dnia dzisiejszego wsiadłem na rower i po ponad 3 tygodniach przerwy pojechałem do pracy rowerem. Wolno i ostrożnie ale dojechałem...a potem wróciłem. p.s Dotarłem do warsztatu samochodowego o 16.55. Zamknięty na cztery spusty. Nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać.
Nie mogę uwierzyć, że się udało. Załadowałem na vimeo film większy niż 200M! Dotychczas udawało się to z filmami małymi do 100M...natomiast te większe ładowały się albo z błędem albo w ogóle wywalało błąd ładowania. Tak czy owak jestem w szoku...pozytywnym szoku. A wszystko dlatego, że dzisiaj popełniłem swój pierwszy montaż filmowy. Rano odebrałem z poczty zakupiony program do obróbki filmów Pinnacle Studio 14. Wieczorem wydrukowałem nawet manual...ale zacząłem czytać dopiero po zrobieniu filmu...:-)
To pierwszy dziewiczy montaż z wieloma niedoróbkami.. Program zawiesił się chyba z 10 razy...Albo komputer za słaby (bo słaby) albo format nakręconych filmików mov sprawia problemy....bo wiesza się nawet czasem odtwarzacz quickmove. Tak czy owak ten filmik to rodzaj treningu i pierwszy krok w drodze do nakręcenia klipu o moich przygotowaniach do Trophy. Pomysł na filmich chodzi za mną od dawna. No i tak
W nowym numerze "biegania" jest publikowany właśnie artykuł na temat triathlonu i jego boomu w Polsce. Wbrew temu co mozna przeczytać w bibliach triathlonu, to własnie transmisji z biegu Julie Moss w ironmanie w 1982 przypisuje się początek popularności tej dyscypliny w stanach i potem na świecie. Odszukałem ten filmik na youtube i trzeba przyznać, że rzeczywiście film jest mocny.
Ostatecznie dotarła na metę jako druga. No i tak...
czyli Non-Weight-Bearing Exercises. Do zakupionej ortezy Active Ancle była dołączona instrukcja postępowania przy skręceniach. Dość dobra. Dochodzenie do sprawności podzielono na 3 fazy: 1. P.R.I.C.E czyli Protection Rest Ice Compression i Elevation. Tą fazę w zasadzie mam już za sobą.
2. czyli właśnie tak, która stanowi tytuł wpisu - stanowią 3 ćwiczenia rehabilitacyjne. Wczoraj wykonałem je pierwszy raz i o dziwo dzisiaj rano czuję wyraźną poprawę. 3.Weight-Bearing Exercises. Czyli ćwiczenia podczas chodzenia i lekkiego truchtu. Na to poczekam może jeszcze tydzień.
ale wyleciało mi z głowy.. Ogólnie około 14tej założyłem opaskę z nadajnikiem by sprawdzić czy pulsometr będzie rejestrował dane przez cały ten czas. Po 21 zgrałem dane (fot poniżej). Jest nieźle. Wynika, że można sobie monitorować serducho co najmniej przez pół dnia.
Druga sprawa, która przychodzi mi do głowy to nowy trailer z MTB Challenge. Muszę przyznać, że widać pewne postępy u pana Rybarczyka w odniesieniu do trailera z Trophy. Filmik bardziej dynamiczny i lepiej dobrana muzyka. Do drugiej minuty ogląda się dobrze. Wręcz bardzo dobrze. Potem nuda i chaos. Ale to tylko moje skromne zdanie...
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.