Musli czyli Do It Yourself

Czwartek, 25 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
W całym pierdzielonym supermarkecie znanej niemieckiej sieci nie ma musli bez dodatku cukru. W dodatku większość to musli typu crunch (z curem oczywiście) czyli jedna wielka bomba kaloryczna.

Ale Polak potrafi....Zresztą co to za sztuka...
Paczka płatków owsianych 2zł
Paczka płatków żytnich 2.2
Paczka rodzynków 2zł
Paczka słonecznika 1,7
Paczka orzechów laskowych 4zł
Chipsy bananowe 1,7
i jako premium orzechy brazylijskie 14zł (ale większość już zjadłem :-))) )

Takim oto sposobem mam zapasy musli na miesiąc (bo oczywiście kupiłem od razu zapas).

p.s.
Receptura musli jest pilnie strzeżoną tajemnicą. W dodatku zastrzegam wszelkie prawa :-))

No i tak.

TrainingPeaks.com

Środa, 24 sierpnia 2011 · Komentarze(1)
czyli pierwsze podejście. Rano znajduę w skrzynce mailowej list : Schedule for Wednesday 24/08/2011 to Thursday 25/08/2011. A w środku zawartość: You have no upcoming workouts...
Więc zalogowałem się na portal i w pięknym kalendarzu postanowiłem rozpisać sobie treningi na ten tydzień....Ups....Nie można! Treningi można planować tylko w opcji premium...Płatnej oczywiście.

Za free to można wpisywać trening już wykonany :-((
Wizja otrzymywania codziennie maila z zawartością "Nie masz zaplanowanych treinngów" trochę mnie przestraszyła, ale na szczęście znalazłem miejsce gdzie można tą świetną funkcjonalność wyłączyć. Za free...

No i tak..

//wieczorny update//
Przeżyłem chwile niepokoju. Zrobiłem jeden próbny workout by spróbować odczytać dane i załadować do kompa.
Jakie było moje zdziwienie, gdy w zegarku można było tylko odczytać czas spędzony w jednej wybranej wcześniej strefie. Buuuu...Nie o to mi chodziło przecież. Chciałem wiedzieć ile spędziłem w każdej.

Potem namęczyłem się z Device Agenetem czyli programikiem ładującym dane z pulsometru do pcta. Odwiedziłem w koncu stronę z informacjami technicznymi i okazało się, ze muszę zainstalować inny typ loadera. Potem ruszyło.
Załadowanie danych polega na wysłaniu ich do portalu TrainingPeaks. Tam już lepiej. Widać wszystko. Czas spędzony w każdej ze stref, dokładny wykres pulsu, podzialy na okrążenia i inne wybrane statystyki.
Niestety by wyeksportować te dane np. do pliku csv...trzeba...No właśnie. Trzeba wykupić pakiet "premium". Za free to można sobie przepisać ręcznie.
Tak więc bez dostępu do netu ciężko wydobyć dane, które zostały zapamiętane.

Plusem natomiast jest, że można zegarek i pulsometr konfigurować z tego loadera. Dobry patent bo szybko można ustawiać i wagę, i strefy i inne parametry.
Co ciekawe..waga zapamiętana w zegarku jest przesyłana z danymi treningu do portalu. Dzięki temu można śledzic jak rośnie/spada. Dobre w sumie.

Tak czy owak. Mam mieszane uczucia. Chyba wolalbym mniej zinternetyzowany gadget.
Ale cóż.

New arrival

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · Komentarze(0)


Na razie same pozytywne wrażenia. Jest większy niż Ironman który przywiozłem rok temu ze stanów. Ma też inny wyświetlacz. Trochę ciemniejszy (to minus) ale mimo wszystko dobrze widoczny w półmroku. Wszystko wydaje się proste w użyciu. Nie trzeba czytać głupich sigmowych komunikatów "save training?" "start cooldown?" "end training?"
Sprawdziłem tylko czy działa a do pierwszego testu muszę poczekać. Mam nadzieję, że nie odziedziczył największej timexowej przpadłości z poprzednich modeli - tzn. przypadkowego wyłączania.

No i na razie tyle.

No i tak.

Krioterapia po męsku

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
bo dzisiaj zamiast pani rehabilitantki był pan...
Kiedy przeszedłem przez wszystkie fazy zamrożenia - przez ochłodzenie, mrowienie, zmrożenie, pieczenie i brak czucia...pan zapytał czy nie jest zbyt zimno :-) Spojrzałem na stoper na maszynie. 2:38...znaczy, ze jeszcze 20 sekund. Więc pomyślałem, że dam radę. I dałem.



A potem laser...tutaj jednak nie było rewolucji.
No i tak.

Wewnętrzna walka

Sobota, 20 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Od rana toczyłem wewnętrzną walkę - kupić czy nie kupić. Stanęło na tym, że nie kupić...bo na oczekującej liście zakupów są jeszcze buty do biegania z goretexem a poza tym mam sigmę.
W ostatnich tygodniach (jeszcze przed skręceniem) bieganie w lesie zawsze odbywało się w mokrej atmosferze. Zapragnąłem więc butów, które by mnie trochę od wilgoci odizolowały. Koszt...ok 400zł.
Ale potem przy sobotnim sprzątaniu zerknąłem zimowy model 783 które kupiłem do biegania w zimie i trochę o nim poczytałem. Wynika, z opisu, że właśnie świetnie nadają się też na jesienne i błotne warunki.

Z listy zakupów więc skreśliłem buty.
Potem zacząłem myśleć o Sigmie. Niby działa...ale podczas biegania nic nie widać. Poza tym obsługa tego topornego urządzenia spawia, że na samą myśl o założeniu tego na znika mi ochota do ruchu. No i najważniejsze...Ma tylko 3 strefy :-((

Tak więc uff...Po walce stanęło, że kupuję.

Zwariowałem. Noga napuchnięta po skręceniu a ja kupuję NOWY PULSOMETR !!!

Najpierw napaliłem się na kolor biały...ale jak doszło zamówienia to wybrałem czarny. Biały nie do wszystkiego pasuje a poza tym będzie widać każdy brud.

Więc będzie czorny

No i tak.

Schodzi

Piątek, 19 sierpnia 2011 · Komentarze(2)
Znaczy opuchlizna schodzi. Stopa przypomina już tą z prawej strony. Dzisiaj znowu polewanie zimnym azotem i naświetlanie laserem no i smarowanie różnymi maściami.
A tak w ogóle to pobiegałoby się...aj pobiegało.
No nic. Trzeba być dzielnym.

p.s. zerknąłem do netu na stabilizatory stawu skokowego. Nie są tanie. od 200zł w górę.

Fiu fiu... A taki dla osób aktywnych prawie pięć stówek.

Wspomnienie rurki i już mnie bolą przedramiona

Czwartek, 18 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Tą rurkę chyba pokochali wszyscy uczestnicy. Nierówności betonu, piach i kamyki pięknie wrzynały się w przedramiona i łokcie na których trzeba było się opierać i posuwać do przodu. Brrrr...Aż mną zatrzęsło. Dobrze, że była tylko jedna.


A poza tym dzisiaj laseroterapia i krioterapia. Śmieszna jedna i druga. Gdybym wiedział, że to taka lipa to bym się nie zapisywał...Ale cóż..Powiedziało się 'a' to trzeba powiedzieć i 'b'.

No i tak

Wyrok - 3 tygodnie w zawiasach

Wtorek, 16 sierpnia 2011 · Komentarze(2)
Złudzenia, ze skończy się wszytko szybko prysły po wieczornej wizycie u specjalisty. Zdumiewające jest dla mnie to, że gość w prywatnej przychodni poświęcił mi znacznie mniej czasu niż młody lekarz na oddziale ratunkowym szpitala. Pan w szpitalu może nie był zbyt uprzejmy bo opieprzył mnie za używanie bandaża elastycznego do usztywniania kostki, za skarpetki z ciasnym ściągaczem..ale poinformował tez jaki usztywniacz kupić (wyszukał w googlach i pokazal) oraz powiedział o rehabilitacji na piłkach, która zapobiega skręceniom do ktorych mam tendencje.

Dzisiaj rano w tymże szpitalu odebrałem zdjęcie nagrane na płytę CD i odnalazłem na oddziale tegoż pana by prosić go o wypisanie L4 (w nocy nie miałem ze sobą swojego nipu). Pan lekarz się trochę ponabijał ze mnie ale poszedł i wypisał.
Na korytarzu widać jakie dramaty się tam rozgrywają. Walka z chorobą to jedno a walka by w ogóle dostać się do jakiejkolwiek pomocy medycznej to drugie. Pomoc ta niestety w wielu przypadkach sprowadza się do szybkiego "załatwienia klienta".
W nocy z niedzieli na poniedziałek spędziłem 6 godzin w poczekalni obserwujac pracę służby zdrowia. Nie widziałem lenistwa ani złośliwości. Widać za to było problemy operacyjne i organizacyjne, za które ci ludzie odpowiedzialni nie są.

No nic. Co najmniej przez 3 tygodnie nie pobiegam ani nie pojeżdżę. Czas poćwiczyć pompki i brzuszki :-)

Aposteriori

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Spływają fotki z wczorajszego biegu i wrzucam je do wczorajszego wpisu.

Tak w ogóle to zaczynają mi się przypominać pewne szczegóły z trasy - jak np. gość który prawie całą trasę pokonywał w jedym bucie bo drugi zaraz na początku mu wciąnęło w jakimś bagnie. Szacun wielki.

Przypomiałem też sobie, ze w pewnym momencie moje buty zaczęły się rozwarstwiać tzn. odpadać zaczęła podeszwa z prawego buta...tak, że w końcu odpadła.

Kolega opowiadał o gościu który zaklinował się w wąskiej kilkumetrowej rurze i zatrzymał na kilkanaście minut wszystkich którzy byli za nim.

Ech...Mimo, że głupie to jest co wspominać

Prosta historia

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Skręciłem nogę i biegłem dalej...aż skręciłem ją drugi raz i złudzenia, że ból minie prysły. Ciężko tylko było powiedzieć, (że po drugim razie też wstałem, zacisnąłem zęby i kuśtykając brnąłem na przód) to na oddziale ratunkowym szpitala po 6ciu godzinach czekania na swoją kolej (zostałem przyjęty o 3ciej w nocy/nad ranem). Oczywiście pomijając fakt, że po przeziębieniu prawie straciłem głos co tylko dodawało kolorów całej sytuacji.
No nic. Było zabawnie.W dodatku mina lekarza na widok poranionych goleni na obu nogach nie do skopiowania :-)
Ale nic. Podkowa Biegu Katorżnika 2011 zawisła na mojej szyi a mam tą dodatkową satysfkację, że z poważnie skręconą nogą dałem radę przejść 2/3 trasy i byłem przed wieloma na mecie.
Fotki z trasy:




Jeżeli jest coś głupszego to tylko pokonanie tej trasy we dwóch skutych łańcuchem (wariant Ucieczka z Alcatraz)


Fotki z mety:








Wiem. Jestem po prostu głupi.



To filmik z zeszłego roku ale oprócz tego, ze w tym ponoć było dłużej i ciężej to klimat podobny.
Trzeba po prostu to przebiec by zrozumieć jakie to bez sensu.
No i tak..