bike2job + 30'un

Wtorek, 26 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Aereodynamika boczna roweru bardzo słaba. Przy dzisiejszych podmuchach musiałem mocno trzymać kierownicę by zachować kierunek jazdy. Powrót podobnie. Po drodze pstryknąłem fotkę ale zapomniałem włożyć kartę pamięci i fotka znowu trafiła do pamięci wewnętrznej. Problem w tym, że od jakiegoś czasu nie potrafię znaleźć przewodu do aparatu - by zgrać te parę fotek.

Rano świadomie i z pełną premedytacją popełniłem błąd treningowy i bieganie przerzuciłem na wieczór. Mimo, że wolno to biegło się po prostu źle.

bike2job + reh + ong

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Mocno wiało ale ważne, że mimo prognoz nie padało.
Na rehabilitacji sadysta wyszukiwał na barku i na wysokości łopatki wszystkich obolałych miejsc i się nad nimi znęcał. Mówił mi jak to się nazywa ale nie zapamiętałem. Chodzi o jakieś ogniska wokół mięśni, które były zbyt długo spięte lub naprężone podczas urazu i nie funkcjonują dobrze.
Wieczorem podkusiło mnie by zagrać w pingla. Złośliwy kolega wystawiał mi prowokujące wysokie piłki no i przywaliłem w jedną. Raz że nie trafiła w stół a dwa, że zabolało w barku. Przegrałem z kretesem wszystkie trzy mecze :-(
Powrót przez park


Po powrocie aparat wyleciał z kieszeni i przygrzał w kafelkowaną podłogę. Przeżył. Dobrze, że jest shockproof.

b i egiem

Niedziela, 24 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Wg pomiarów 12,3km. Wolno, bezstresowo i w pełnym komforcie nawadniania (fuelbelt). Niby miały być na dzisiaj podbiegi ale raz że świadomie odpuściłem, dwa, że nawet nie wiem gdzie miałbym podbiegać skoro wszędzie płasko.
Po dłuższym zastanowieniu odpuszczam maraton warszawski i pobiegnę w Katowicach na jesieni u pana Augusta. Mam nadzieję, że wolniejsze tempo przygotowań uchroni mnie od kontuzji. Poza tym pierwszy maraton musi być w Katosach..No po chwilowym zastanowieniu mogą być albo Katowice albo Valbrembana.


No i tak.

pomiar lasu

Sobota, 23 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Z ołówkiem i kawałkiem niepotrzebnej koperty robiłem pomiary lasu (w oparciu o wskazanie licznika rowerowego). Może przydadzą się do lepszego planowania biegu.
Więc mała pętla to 3,3 (powrót ze skrótem przez tory) lub pełna 4,0
Średnia pętla to 7,1 lub 7.8 pełna


No i potem wiele długich wariantów. Ten, który myślałem, że ma 10 to ma prawie 12.
Tak czy owak dociera do mnie, że mile są bardziej życiowe niż km. Milę czuję się w nogach..a kilometr taki nijaki. 5 mil to kawał drogi, a 5km niby dużo a zanim się rozpędzisz to trzeba już hamować..


W lesie bardzo przyjemnie.

bike2job

Piątek, 22 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Zniszczę w końcu te opony na betonie.
Łańcuch coś stuka na średniej zębatce.
Dzisiaj w końcu jakbym doszedł do siebie po niedzieli. Uff...
p.s.
wczoraj oglądałem ramy szosowe. Może coś się złoży.
No i tak.

i znowu nowa teoria

Czwartek, 21 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Musiałem iść dzisiaj do ichniejszego lekarza by z powodów formalnych wypisał mi skierowanie na rehabilitację, na którą i tak chodzę. No ale forma wizyty była prawidłowa bo lekarz, a w zasadzie młody chłopak w tej funkcji, zapytał z czym do niego przychodzę. To znaczy w sensie co dolega (przynajmniej tak to zrozumiałem). I musiałem opowiadać całą historię od nowa i na poparcie swoich tez przedstawiłem wynik badania USG. I tutaj się dowiedziałem, że to co jest tam napisane to jest nic nie warte bo te rzeczy da się tylko zobaczyć na zdjęciu RTG. Czyli wszytko wróciło do punktu wyjścia czyli mojej pierwszej wizyty i kolejny raz słuszność wydania 200zł na badanie USG została zakwestionowana. Tak w ogóle w karcie badania zostało wpisane że są oznaki silnego potłuczenia (tzn bark posiniaczony). A siniaki tak naprawdę to to są po zajęciach rehabilitacji i "masowaniu" przez rehabilitantów :-) bo te oryginalne to już zdążyły zniknąć.
No a potem godzina ćwiczeń. Powiedziałem o wizycie u lekarza, i o tych siniakach, które zapisał jako objaw kontuzji i się chyba głupio prowadzącym zrobiło (w końcu!) - więc dzisiaj było bardzo delikatnie.

Powrót mogę sobie w zasadzie wpisać już w staż trenigowy bo z uwagi na mecz wyłączono z ruchu tramwaje i po szynach trzeba było dylać na piechotę.

No i tak.

bieg palcem po planie + reha

Środa, 20 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Uff..ale się dzisiaj naćwiczyłem :-)
Najpierw sadyści pół godziny znęcali się nad barkiem. Po poprzednich sesjach siniak na siniaku a ci swoje. Potem ćwiczenia z kijem, pompki z piłką i pływanie żabą w powietrzu wisząc na linach. Uff..dostałem w kość. Chyba jak każdy tam. Chodziłem rok temu na rehabilitację po skręceniu nogi w innymi miejscu i tak nie było. Tutaj sado-maso..Pewnie są różne szkoły...
Z kwestii biegania - bo miało być dzisiaj wieczorne ale nic nie wyszło. Po niedzielnym biegu nogi są jeszcze nie gotowe i uznałem, że szkoda się dobijać. Zgodne jest to zresztą z teorią regeneracji dla biegu o wysokiej intensywności dla 40-50minut - tzn. okres odpoczynku 2-4 dni. Odebrałem za to w empiku zamówioną książkę z 29 tygodniowym programem treningowym do maratonu. Nieśmiało i z pokorą ale zaczynamy...Na razie przeczytałem historię maratonu i że Fidypides to zrobił jakieś 500km w 1.5 tygodnia zanim kazali mu pobiec jeszcze 40. No i te dodatkowe 2.195 które mamy dzięki brytyjskiej królowej, która chciała pooglądać wyścig z zamku Windsor i trzeba było wydłużyć dystans. No i doszedłem do strony 17 i rozdziału pt. "Trening".

fot.wikiepdia.

p.s.
za 2 dni pan August Jakubik (organizator biegów w Katowicach) startuje z ultramasakrycznym wyzwaniem przebiegnięcia 42 maratonów w 42 dni. Trophy przy tym to pestka z arbuza.
Kia kaha

bike2job

Wtorek, 19 czerwca 2012 · Komentarze(0)
klasyk..
szorowanie po asfalcie ciągle na oponach górskich ...
nie ma kiedy zmienić i brudzić się nie chce.
p.s.
Dotarła tykająca przesyłka zza oceanu. To mój najbardziej odległy zakup na odległość. 12840km.

Ponad 190 powodów do śmiechu

Poniedziałek, 18 czerwca 2012 · Komentarze(8)
Życie ciągle mnie zaskakuje.
Po powrocie z trophy dowiedziałem się w pracy, że jeden ze współpracowników uważnie śledził moje wyniki i w fakcie ukończenia przeze mnie wyścigu doszukał się rzeczy, z których można zrobić ze mnie pośmiewisko.
Niestety nie dlatego, że na wyścig pojechałem mimo zerwanego wiązadła stawu obojczykowo-barkowego, biorąc 2x dziennie iburion 0.6 (jeden to potrójna dawna ibupromu max)by jakoś wytrzymać i przyklejając ramię do obojczyka plastrami. Nie dlatego, że ukończyłem go mimo słabego przygotowania (przejechania tylko 1500km). Nie dlatego, że go ukończyłem w limicie mimo problemów sprzętowych, paru gleb i złapanych gum. Nie dlatego, że pojechałem sobie prywatnie, za swoje pieniądze bo nie należę do żadnej drużyny mając za cel po prostu ukończenie.
Bardzo śmieszne jest jednak to, że czas ukończenia miałem gorszy od koleżanki celebrytki na J. Na tyle jest to śmieszne, że gość ten (który w przeciwieństwie do mnie notabene jest członkiem firmowej drużyny MTB) nie przyjdzie i nie powie w cztery oczy "uważam że jesteś cienki" tylko czeka aż będzie odpowiednia grupa osób przy której fajnie jest spróbować się ponabijać.

Ironiczne jest, że osoba ta startuje wyłącznie w cyklu Mazovii MTB na dystansie mega. Ale nie jeździ na maraton gdy w niedzielę zapowiadają deszcze i zakłada opony na błoto, gdy pokropi 10 dni przed maratonem (serio). Nigdy nie jeździła na rowerze górach a na jurze ma problemy z wjechaniem przez wiadukt w Rzędkowicach. Na korytarzu często słychać jego poważne dyskusje na temat modyfikacji jego sprzętu MTB by mógł osiągać to coraz lepsze wyniki.



No cóż...Po tygodniu grające radyjko nie wyłączyło się. Wkurzyłem się..Pewne granice zostały przekroczone.
Stań bohaterze ze mną na starcie to rozstrzygniemy raz na zawsze kto z nas jest tak naprawdę d..ą.

p.s.
wczoraj na biegu byłem 190+/800 i wyprzedziło mnie parę dziewczyn. Pewnie, któraś była znana. Pośmiejmy się. Ponad 190 nowych powodów do śmiechu

Bieganie na dychę

Niedziela, 17 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Długo by pisać. Dość ciepło, nogi podczas rozgrzewania chciały wracać do domu i czułem się jakbym miał zasłabnąć zanim wystartuję. W dodatku wokół było pełno kolesi z kangurzymi nogami z forerunami na rękach, którzy na pewno przyjechali tutaj bić rekordy. Tak czy owak wiedziałem jedno - ilekolwiek wybiegam - będzie to moja życiówka na 10km bo z uwagi na wyjątkowe miejsce postanowiłem się nie obijać.

fot.wirtualnygarwolin.pl
Najpierw trzymałem się grupy z pacemakerem na 55minut. Ale jak usłyszałem "mamy 100m opóźnienia" to przyśpieszyłem. Na duchu utrzymywały mnie ciężkie i szybkie oddechy współskazańców - świadczące, ze im też nie jest łatwo. Co 2-3km stał wóz strażacki i lał na wszystkich zimną wodę - co bardzo pomagało. W końcu dogoniłem pacemakerkę z balonikiem na 50". Biegła w sumie para - oboje wyglądali na triatlonowców - więc pomyślałem "tych się będę trzymał".

Na 5km przy bufecie straciłem rytm i biegło się ciężko. Potem nogi już tylko przyśpieszały mimo, że w płucach pożar. Tam i z powrotem kursowała karetka na sygnale zabierając z trasy tych co padli w boju. Dobrze, że biegaliśmy blisko szpitala...

A to ja wpadam na metę ;-). fot.wirtualnygarwolin.pl

Ostatecznie było chyba 48minut cośtam. Zmęczyłem się ale jestem zadowolony.
A na koniec wisienka. W miasteczku startowym drogę mi przeciął mi jakiś koleś ubrany od stóp do głów w mundur harcerski. O matko! To przecież znajomy sprzed lat Górski !!! ...Dokładnie taki sam jak dwadzieścia lat temu! Mundur, pod pachą skoroszyt i uśmiech rozkoszy na twarzy.

Tak więc bieg w Garwolinie był wyjątkowo udany.