mokro

Sobota, 7 lipca 2012 · Komentarze(0)


W soboty planuję popływać na dystans - długo i spokojnie. Dzisiaj jednak nie wyszło. Zacząłem spokojnie ale gdy zerknąłem na zegarek po 500m to automatycznie przyśpieszyłem (tak źle było). No trudno. Niezbyt dobrze to wygląda na chwilę obecną jeśli chodzi o czas ale 1.5km jakoś przepłynąłem i chyba dałbym radę wsiąść na rower jeszcze. Chyba...:-)

No i tak.

bike2job + giem

Piątek, 6 lipca 2012 · Komentarze(0)


Z uwagi na wieczorny plan biegania - prędkość jazdy rowerem ograniczona do 70%. Opłaciło się. Biegło się lekko i przyjemnie.
Bez fotki.

bike2job + reh

Czwartek, 5 lipca 2012 · Komentarze(0)



Upał, sadyzm na rehabilitacji i nic poza tym. Dobrze, że kolejny pacjent przyszedł punktualnie i zajął moje miejsce na madejowym łożu.



No i tak.

lekcja pływania...reaktywacja reaktywacji

Środa, 4 lipca 2012 · Komentarze(2)


Po ponad miesięcznej przerwie w lekcjach znowu na torze. Dzisiaj pływało się bardzo dobrze. Grzbiet + kraul. Przy ćwiczeniach "jednorękich" znowu to i owo powychodziło. Lewa ręka sporo się oduczyła.


Podczas powrotu zaszedłem do sklepu rowerowego z zamiarem kupienia muc-offa na zaparowane okulary (głównie z myślą o okularach pływackich). Po wyczekaniu 5minut przy pustej ladzie zrozumiałem jak byłem naiwny. Wszyscy sprzedawcy byli bardzo zajęci wciskaniem kitów potencjalnym kupcom rowerów. Pan w mocno średnim wieku z dużym brzuchem bardzo chciał kupić karbonowego 29era specializeda i miał w portfelu na to ponad 10tys. Nie kupił bo "ten towar to był dostępny w kwietniu". Dzisiaj pan mógł tylko kupić 26 za 7mkę. Pan nie mógł wyjść ze zdziwienia, bo myślał, że w obecnych czasach wystarczy mieć gruby portfel. A sprzedawca robił swoje...że mistrzowie używają 26tek, że zwykły deore to pierwsza grupa wyczynowa...

No i tak

bike2job + reh+ giem

Wtorek, 3 lipca 2012 · Komentarze(0)


Zarówno jazda do pracy jak i powrót minęły pod znakiem niepewności czy zdążę dojechać przed burzą czy nie. Zdążyłem.


Mimo, że grzmiało poszedłem biegać do lasu. Duchota okropna. Chyba nawet komary miały problem z lataniem bo coś wyjątkowo spokojnie było. Od 25 minuty słychać było spadające krople. Niewiele z nich jednak przedostawało się na drogę - większość ginęła gdzieś w gęstych koronach drzew. Dopiero po 35 minucie wyraźnie się ochłodziło i docierać zaczęło trochę wody. Wybieg z lasu i bieg ostatnich 2km to już prawdziwa nagroda. Mimo, że ściana deszczu totalnie mnie nawodniła to biegło się bardzo przyjemnie. Trochę się obawiałem poślizgnięć na świecącej od wody ścieżce ale podeszwa NB812 trzyma nadzwyczaj dobrze.

Na rehabilitacji wymiatałem dzisiaj z uśmiechem wszystkie ćwiczenia. Znaczy, że jest dobrze.
Coś pulsometr zaczął być mało wiarygodny. Kilka wskazań 101HRM, duże skoki z 45% na 80%...Albo bateria albo styki.
No i tak..

bike2job + bsen

Poniedziałek, 2 lipca 2012 · Komentarze(0)

Podczas powrotu przy jednym z przejść sam nie wiedząc czemu zszedłem z roweru. Dopiero po drugiej stronie zauważyłem "cywilną" brykę. Kto wie, czy nie patrzyli w lusterko.




Na koniec zjazd do lasu w celu pomierzenia pętli, na której biegałem wczoraj. Pętelka bez podbiegu wyniosła 1km. Z podbiegiem i zejściem jakieś 1.2 Nie było to więc planowane 14km ale i tak nieźle wyszło.





Wieczorem pierwszy od miesiąca basen. Czuć różnicę. Słabo to jakoś wychodziło dzisiaj. Jutro rano zobaczymy co ma do powiedzenia bark.

No i tak.

zaległy wpis o zakładzie + podbiegi

Niedziela, 1 lipca 2012 · Komentarze(4)

Czekałem do wieczora aż spadnie temperatura....spadła i temperatura i deszcz zatrzymując trening po drugim podbiegu. Potem z duszą na ramieniu dobiegałem do 9ciu...aż zrobiło się całkiem ciemno a pioruny biły już bardzo blisko.
Przeprosiłem się z pobliską górką. Podobało mi się.

//------------------zaległy wpis----------------------//

Pół roku temu każdy z naszej trójki zobowiązał się do zakupu (prawdziwego) szampna, jeżeli do 1 czerwca nie zejdzie z wagą poniżej zadeklarowanej indywidualnie wartości. Sam postawiłem na stół 10kg.
Trochę chyba z deklaracjami przesadziliśmy....



...bo nikomu się nie udało. Sam zrzuciłem piątkę...Pozostali podobnie.



Ale okazja by spotkać się i popić pizzę szampanem była...



Nikt jednak nie narzekał. Motywowało nieźle i sporo i tak się zrzuciło.
No i tak..

znowu jestem poobijany...

Sobota, 30 czerwca 2012 · Komentarze(2)

Rano bieganie - średnia pętla.
Potem rowerem do pracy. Niby miało być standardowo ale nie było. Wszystko za sprawą pięknego, upalnego dnia, który był i piątkiem i końcem roku szkolnego i początkiem wakacji. W takie dni lepiej siedzieć w domu i unikać jazdy samochodem czy rowerem.
Tak więc jechałęm swoją sprawdzoną trasą gdzie mam do przejechania też kawałek po chodniku. Pieszych prawie tam nie ma (czasem ktoś chodzi z psem) więc jedzie się bezpiecznie. Niestety na tymże chodniku zaparkował ktoś samochód. Jadąca z przeciwka pani na dużym miejskim rowerze (z koszykiem przy kierownicy) by ominąć samochód zjechała na moją stronę. Minąć się jednocześnie nie mogliśmy. Sytuacja wydawała się jednak całkowicie do opanowania. Wystarczyło by każde z nas zwolniło. Ja wcisnąłem hamulce i prawie, że zatrzymałem się. Pani natomiast z jakiegoś powodu nie rozpoczęła w ogóle hamowania. Nie wiem dlaczego. Może nie widziała nic przez swoje ciemne okulary przeciwsłoneczne, może uważała, że zniknę, a może spanikowała. Tak pędząca jakieś 20-25km/h petarda przywaliła we mnie z całym impetem rzucając mnie jakieś metr, półtora w tył. Podnisłem się i zapytałem czy pani nic się nie stało. "Nic". Jednak jej twarzy widać było "megawkurw" pełen jakiś pretensji. Podniosłem jej rower i pomogłem doprowadzić go do pełnej sprawności. W zasadzie poza tym, że spadł łańcuch i wyleciały rzeczy z koszyka nic nie było.
Ja poczułem wgniecenie od koszyka pod żebrami, obite lewe kolano i na piszczelu zobaczyłem puchnącą z każdą chwilą ogromną, czerwoną bułę. Przednie koło wygięte z jednej strony jakieś 10cm.
Ponieważ pani dalej patrzyła na mnie z mega pretensją czekając zapewne na przeprosiny, spokojnym głosem powiedziałem, że skoro u niej jest wszystko w porządku to chciałbym zobaczyć jej dowód osobisty.
Mega pretensja na twarzy zmieniła się w mega osłupienie. "A po co?" zapytała. "Bo wjechała pani we mnie i zniszczyła mi pani rower" Kobieta nie wierzyła, więc pokazałem jej wykrzywione koło dodając ile kosztowało. Pani zaczęła coś bełkotać, że każde z nas jest równie winne i że ona musi jechać bo się śpieszy do pracy. Spokojnie jej przedstawiłem swój punkt widzenia argumentując, że zjechała na mój tor jazdy a obowiązuje ruch prawostronny ;-). Zacząłem blefować, że takim razie zrobię fotki i wezwę policję. Oczywiście, policja w takim wypadku wlepiłaby mandat nam obojgu za jazdę chodnikiem (a panu z samochodu za parkowanie) i za bezpodstawne ich wezwanie.


Pani jednak chyba zrozumiała i zaczęła mnie w końcu przepraszać.
No nic. Tak czy owak odpuściłem. Sam miałem za 30minut umówione spotkanie a musiałem dojechać, wykąpać się i przebrać. Rozpiąłem hamulec przedni i jadąc tak z majdającym na boki tworem kołopodobnym dojechałem do pracy.
Na rehabilitacji jak zobaczyli moje nowe obicia to potraktowali mnie nadzwyczaj łagodnie. Plusy więc jakieś jednak były..
Powrót też z "przygodami"...bo niestety koło ocierało przy każdym obrocie lekko o szczęki hamulca. Zignorowałem to myśląc naiwnie że tak dojadę do domu. No niestety. Od tego tarcia przetarła się na boku opona i dętka strzeliła z hukiem. Dziura na kilka cm. W zasadzie nie do załatania.




Rozłożyłem narzędzia na słoneczku i zabrałem się za naprawę. Dzięki specjalnemu miejskiemu zestawowi zawierającemu kawałek powertape, klucza do szprych no i dętki, po 30min uruchomiłem rower w trybie mocno awaryjnym i tak po ponad godzinie dojechałem do domu.





Ufff...Ale to nie był koniec dnia. Wieczorem uroczyste i oficjalne zakończenie pewnego zakładu....

bike2job i nic

Czwartek, 28 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Nie ma tutaj dzisiaj nic do czytania.

Za to jutro dzień zaplanowany od wczesnego rana do późnego wieczora..przed i w pracy... i po pracy.

reh+25un

Środa, 27 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Nie dałem dzisiaj sadystom połamać kręgosłupa na rehabilitacji. A próbowali...pod pretekstem odblokowywania spiętych partii mięśniowych.

W dodatku pomyliłem się co do planu treningowego i myślałem, że dzisiaj mam 50'. Po wczorajszych doświadczeniach postanowiłem nie jechać rowerem do pracy by biegać wieczorem na mniej obciążonych nogach. Przed wyjściem jednak spojrzałem do planu i okazało się, że 50' było na wczoraj a dzisiaj 20-30. No nic.
Bieganie bez roweru w nogach to czysta przyjemność. Lekko i bezobjawowo.


No i tak.