Bieganie na dychę
Niedziela, 17 czerwca 2012
· Komentarze(2)
Długo by pisać. Dość ciepło, nogi podczas rozgrzewania chciały wracać do domu i czułem się jakbym miał zasłabnąć zanim wystartuję. W dodatku wokół było pełno kolesi z kangurzymi nogami z forerunami na rękach, którzy na pewno przyjechali tutaj bić rekordy. Tak czy owak wiedziałem jedno - ilekolwiek wybiegam - będzie to moja życiówka na 10km bo z uwagi na wyjątkowe miejsce postanowiłem się nie obijać.
fot.wirtualnygarwolin.pl
Najpierw trzymałem się grupy z pacemakerem na 55minut. Ale jak usłyszałem "mamy 100m opóźnienia" to przyśpieszyłem. Na duchu utrzymywały mnie ciężkie i szybkie oddechy współskazańców - świadczące, ze im też nie jest łatwo. Co 2-3km stał wóz strażacki i lał na wszystkich zimną wodę - co bardzo pomagało. W końcu dogoniłem pacemakerkę z balonikiem na 50". Biegła w sumie para - oboje wyglądali na triatlonowców - więc pomyślałem "tych się będę trzymał".
Na 5km przy bufecie straciłem rytm i biegło się ciężko. Potem nogi już tylko przyśpieszały mimo, że w płucach pożar. Tam i z powrotem kursowała karetka na sygnale zabierając z trasy tych co padli w boju. Dobrze, że biegaliśmy blisko szpitala...
A to ja wpadam na metę ;-). fot.wirtualnygarwolin.pl
Ostatecznie było chyba 48minut cośtam. Zmęczyłem się ale jestem zadowolony.
A na koniec wisienka. W miasteczku startowym drogę mi przeciął mi jakiś koleś ubrany od stóp do głów w mundur harcerski. O matko! To przecież znajomy sprzed lat Górski !!! ...Dokładnie taki sam jak dwadzieścia lat temu! Mundur, pod pachą skoroszyt i uśmiech rozkoszy na twarzy.
Tak więc bieg w Garwolinie był wyjątkowo udany.
fot.wirtualnygarwolin.pl
Najpierw trzymałem się grupy z pacemakerem na 55minut. Ale jak usłyszałem "mamy 100m opóźnienia" to przyśpieszyłem. Na duchu utrzymywały mnie ciężkie i szybkie oddechy współskazańców - świadczące, ze im też nie jest łatwo. Co 2-3km stał wóz strażacki i lał na wszystkich zimną wodę - co bardzo pomagało. W końcu dogoniłem pacemakerkę z balonikiem na 50". Biegła w sumie para - oboje wyglądali na triatlonowców - więc pomyślałem "tych się będę trzymał".
Na 5km przy bufecie straciłem rytm i biegło się ciężko. Potem nogi już tylko przyśpieszały mimo, że w płucach pożar. Tam i z powrotem kursowała karetka na sygnale zabierając z trasy tych co padli w boju. Dobrze, że biegaliśmy blisko szpitala...
A to ja wpadam na metę ;-). fot.wirtualnygarwolin.pl
Ostatecznie było chyba 48minut cośtam. Zmęczyłem się ale jestem zadowolony.
A na koniec wisienka. W miasteczku startowym drogę mi przeciął mi jakiś koleś ubrany od stóp do głów w mundur harcerski. O matko! To przecież znajomy sprzed lat Górski !!! ...Dokładnie taki sam jak dwadzieścia lat temu! Mundur, pod pachą skoroszyt i uśmiech rozkoszy na twarzy.
Tak więc bieg w Garwolinie był wyjątkowo udany.