czyli 'open water swimming' część pierwsza. Pogoda prawie idealna - było pochmurno i po drodze nieźle lało. Na plaży oprócz zapalonych graczy siatkówki plażowej i paru zagubionych wczasowiczów prawie nikogo. Wcisnąłem się w piankę i chlup do wody. Pierwsze pływanie w życiu w piance. Byłem ciekawy jak to będzie i odczucia mnie zdziwiły. Pierwszym wrażeniem było przy zanurzeniu głowy w wodę brak widoczności. Woda była mętna i bardzo utrudniało to nawigację. W dodatku fala spychała mnie w kierunku brzegu i na początku byłem bardzo zdziwiony gdy spostrzegałem, że nie jestem w tym miejscu co planowałem. Drugie to problemy z okularami - założone na szybko po prostu przepuszczały wodę - płynięcie z takim czymś chlupiącym - bardzo utruniało jakiekolwiek płyniecie i nawigowanie. Sama pianka nie sprawiała problemu w zginaniu rąk. Trochę dezorientowało uczucie napięcia na tłowiu - zwłaszcza podczas ruchu rąk - ucisk na klatce piersiowej zwiększał się i zmniejszał powodując początkowe wrażenia duszenia się. Przy wodzie, która cały czas jest w ruchu ciężko było mi ocenić wyporność - czuło się że jest ale miałem problemy w ocenie jak bardzo mnie wynosi na powierzchnię. Brak gruntu pod nogami i dezorientacja spowodowana mętnością wody wzbudzały we mnie uczucie respektu dla żywiołu jakim jest woda. Przy kolejnym razie położyłem się na plecach i dopiero wtedy poczułem ze pianka praktycznie mnie unosi. No nieźle..
p.s. Specjalne podziękowania dla AP, który mimo kontuzji pojechał ze mną na plażę i asekurował mnie przy pierwszych wodnych próbach.
Nagranie podczas dzisiejszej lekcji pływania potwierdziło to co czułem - powróciłem do starych, złych nawyków. Prawa ręka krzyżuje, lewa źle w powietrzu ale wchodzi do wody dobrze. Pod wodą lewa słabo, prawa w miarę ok. Gubi się wysoki łokieć itd itp. Nic dziwnego, że tracę prędkość.
Nie wiem w sumie, czy uda mi się cokolwiek poprawić przez te parę tygodni. No nic. Będę próbował.
Wieczorem bieganie. Odpuściłem wczoraj z uwagi na "ciężkie nogi" po niedzieli oraz późny powrót i nadrobiłem dzisiaj. Biegło się bardzo przyjemnie - temperatura 17-18C.
Wczoraj odebrałem resztę części od kuriera. Korba, klamkomanetki, support, hamulce i przerzutki. No niestety z tymi ostatnimi jest mały problem - bo dali mi tylnią przerzutkę 9biegową z 2011 roku zamiast zamawianej 10tki z 2012. Dobrze, że miałem podkładkę w sensie dodatkowego komentarza, że proszę o grupę z 2012 na 10. Obiecali wymienić.
ale nie było...bo gość umówił na tą godzinę przez pomyłkę kilkuletnią dziewczynkę. No to popływałem sobie sam. Też było fajnie. Chciałem porobić sobie szybkościówki ale że nie byłem przygotowany do tego teoretycznie to wyszło tak sobie.
W skrzynce 3 awiza z poczty. Wyrwałem z domu 35minut przed zamknięciem i ledwo zdążyłem. No niestety. Z trzech przesyłek była jedna. Pani wypytywała czy ich nie odebrałem od kuriera, czy gdzieś nie zostały zostawione u sąsiadów . No i w końcu gdy wyczerpała zapasy mojej cierpliwości sprawdziła numery przesyłek na systemie pocztowym ogólnodostępnym. No i okazało się, że przesyłki są na poczcie ale innej - 2 km dalej. Na szczęście/nieszczęście całodobowej.
Myślałem, że w planie na dzisiaj jest 12. Było 17.5. Przez radio powiedzieli, że wieczorem ma padać więc wyskoczyłem przed obiadem. Pokręciłem trasę, którą zaplanowałem pośpiesznie z mapą - i zamiast 17.5 zrobiłem 19.5. Zmęczyłem się trochę...zwłaszcza te ostatnie kilometry biegłem już jak odwodniony upiór.
W dodatku zapomniałem już o tym, że mokra, luźna koszulka przy długim biegu potrafi obcierać. No nic. Mam nauczkę-przypominajkę.
Koło południa zjawiłem się w sklepie dla biegaczy w Częstochowie. Nieźle wyposażony. Pan i pani pomagali mi założyć piankę triathlonową a potem pomagali mi się z niej uwolnić. "Do zawodów trochę brzucha musi pan zrzucić" skwitował gość. No trzeba trzeba...
Tak czy owak wyposażony w piankę nowe okulary na jezioro i bojkę ratunkową szczęśliwy (ale z lżejszym portfelem) wyszedłem ze sklepu.
Poniedziałek: jakimś cudem odebrali mój telefon w internetowym sklepie z częściami rowerowymi. Pytam się jaki jest status zamówienia. Gdy słyszę, że czekają na linki do przerzutki od razu ucinam rozmowę mówiąc by dali jakieś inne lub wysłali bez. Z doświadczenia z maja gdzie zamówiłem na jego początku a części dostałem dzień przed wyjazdem na trophy wiem, że potrafią nieźle tam zwodzić.
Wtorek: dzwonię znowu by zapytać się czy już wysłali. Nikt nie odbiera. I tak kilka razy. W końcu uznaję, że nie wysłali bo nie zmienił się status zamówienia i nie dostałem żadnego maila
Dzisiaj (środa): rano po 8mej dzwoni telefon. Kurier. Stoi pod biurowcem i nie wie gdzie ma zanieść paczkę. Jednak wysłali. Ale nie na adres domowy tylko firmowy. Trzy razy sprawdzałem by adres domowy był wpisany adres wysyłki. Nie pomogło. W systemie sklepu gdzieś utknął adres firmowy i teraz jest ruletka. Przychodzi raz tu raz tu. Przesyłkę w końcu odebrał kolega. Z uśmiechem mówi potem, że go nie uprzedziłem że to takie duże. Zaglądam do pokoju gdzie stała paczka i rzeczywiście. Pudło jak na 60" telewizor...a w środku nowa obręcz i dwa koła szosowe. Sprawa więc idzie do przodu.
Wieczorem pływanie. Na basenie masakra. Tłum. Niektórzy chyba ćwiczą popisy przed wyjazdem na urlop - jak np. gość pływający długość basenu delfinem na torze obok. Sterroryzował wszystkich na tym torze. I mnie się dostało bo jak ćwiczyłem obok to zniosło mnie to tsunami o pół metra w bok.
Pierwsza próba jazdy w okularach ze szkłami variomatic. Zmiana soczewek z ciemnych na przeźroczyste zaczęła w końcu być dla mnie uciążliwa i szkodliwa dla oprawek. To zresztą było kiedys przyczyną zgubienia przeze mnie jednego szkła - które sobie po prostu wypadło w wyrobionej oprawki.
fotka z cyklu - kogo to obchodzi
Pierwsze wrażenia - że trochę przewiewa bokiem. Po dociśnięciu okularów do twarzy znacznie się polepszyło. Jeśli chodzi o zmianę koloru szkieł to jest wystarczająca. Nie zmienia się szybko ale poprzez to, ze w ogóle zmienia się w ograniczonym zakresie nie jest problemem zjechanie do nieoświetlonego garażu prosto z nasłonecznionej ulicy.
Wieczorem bieganie. Dałem radę choć było ciężkawo. Poza tym samopoczucie cały dzień bardzo dobre - jakbym w końcu złapał oddech.
Na rehu nie znęcali się nade mną zbytnio. Wieczorem pływanie z couchem. Kraul, grzbiet. Grzbiet, kraul. Bardzo przyjemnie i chyba idzie sprawa do przodu. Lewa ręka ciągle pod wodą jakby zagubiona ale lepiej niż tydzień temu.
No i właśnie. W ten weekend miało miejsce święto polskiego triathlonu czyli wyścig na dystansie 1/2 ironman'a w Suszu. Znany dziennikarz liszek po osiągnięciu wszystkiego w dziedzinie biegów maratońskich zapragnął czegoś więcej i z tego co słyszałem to zabrał się za przygotowanie do triathlonu. No niestety w debiucie uprzedził go znany s-polityk ojej-niczak. W dodatku pochwalił się o tym na portalu liszka . I chyba się to temu ostatniemu nie spodobało...bo wpis o tym super wyczynie najpierw ukryto pod jakimś wpisem młodego chłopaka-sport-amatora ogólnie o bieganiu i triathlonie a wieczorem już w ogóle go nie było na pierwszej stronie. Dzisiaj też próżno tego szukać. Tak się ścigają panowie nie tylko na trasie. No nic. O wizerunek trzeba dbać. No więc czekamy na debiut liszka. Na pewno będzie o tym głośno.
p.s. Jak w Warszawie zapytać kto chętny na wyjazd w Beskidy czy Tatry to cisza. A jak zapytać kto by pojechał zdobyć Mount Blanc lub Everest to las rąk. Tak to niestety działa. Wspomniani wyżej goście triathloniści nie zaczynają od mniejszych dystansów by nabrać doświadczenia. Od razu muszą dać czadu z grubej rury by móc się tym chlubić. No nic. Tak było i będzie.
Dopiero w lesie zorientowałem się, że na nogach mam buty na asfalt. W sumie to od wyjścia z domu czułem typowy lekki ucisk w palcach i wysoko umieszczoną piętę ale myśli były gdzie indziej. No nic. Dzisiaj czas na długi bieg bo niedziela... ale w planie tylko 6.5...znaczy odpoczynkowo. Rozkaz to rozkaz. Tętno dość wysokie ale biegło się dobrze. Miękko i przyjemnie.
W okolicy dzisiaj małe zawody. Na chwilę poszedłem popatrzeć ale nuda straszna (znaczy dla obserwatorów). Kto dobrze wystartował to trzymał przewagę do końca. Ani to downhill ani enduro...takie jakieś nie wiadomo co dla podrostków. Kilkanaście może ..dzieścia sekund cała runda.
W soboty planuję popływać na dystans - długo i spokojnie. Dzisiaj jednak nie wyszło. Zacząłem spokojnie ale gdy zerknąłem na zegarek po 500m to automatycznie przyśpieszyłem (tak źle było). No trudno. Niezbyt dobrze to wygląda na chwilę obecną jeśli chodzi o czas ale 1.5km jakoś przepłynąłem i chyba dałbym radę wsiąść na rower jeszcze. Chyba...:-)
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.