Po ponad miesięcznej przerwie w lekcjach znowu na torze. Dzisiaj pływało się bardzo dobrze. Grzbiet + kraul. Przy ćwiczeniach "jednorękich" znowu to i owo powychodziło. Lewa ręka sporo się oduczyła.
Podczas powrotu zaszedłem do sklepu rowerowego z zamiarem kupienia muc-offa na zaparowane okulary (głównie z myślą o okularach pływackich). Po wyczekaniu 5minut przy pustej ladzie zrozumiałem jak byłem naiwny. Wszyscy sprzedawcy byli bardzo zajęci wciskaniem kitów potencjalnym kupcom rowerów. Pan w mocno średnim wieku z dużym brzuchem bardzo chciał kupić karbonowego 29era specializeda i miał w portfelu na to ponad 10tys. Nie kupił bo "ten towar to był dostępny w kwietniu". Dzisiaj pan mógł tylko kupić 26 za 7mkę. Pan nie mógł wyjść ze zdziwienia, bo myślał, że w obecnych czasach wystarczy mieć gruby portfel. A sprzedawca robił swoje...że mistrzowie używają 26tek, że zwykły deore to pierwsza grupa wyczynowa...
Zarówno jazda do pracy jak i powrót minęły pod znakiem niepewności czy zdążę dojechać przed burzą czy nie. Zdążyłem.
Mimo, że grzmiało poszedłem biegać do lasu. Duchota okropna. Chyba nawet komary miały problem z lataniem bo coś wyjątkowo spokojnie było. Od 25 minuty słychać było spadające krople. Niewiele z nich jednak przedostawało się na drogę - większość ginęła gdzieś w gęstych koronach drzew. Dopiero po 35 minucie wyraźnie się ochłodziło i docierać zaczęło trochę wody. Wybieg z lasu i bieg ostatnich 2km to już prawdziwa nagroda. Mimo, że ściana deszczu totalnie mnie nawodniła to biegło się bardzo przyjemnie. Trochę się obawiałem poślizgnięć na świecącej od wody ścieżce ale podeszwa NB812 trzyma nadzwyczaj dobrze.
Na rehabilitacji wymiatałem dzisiaj z uśmiechem wszystkie ćwiczenia. Znaczy, że jest dobrze. Coś pulsometr zaczął być mało wiarygodny. Kilka wskazań 101HRM, duże skoki z 45% na 80%...Albo bateria albo styki. No i tak..
Podczas powrotu przy jednym z przejść sam nie wiedząc czemu zszedłem z roweru. Dopiero po drugiej stronie zauważyłem "cywilną" brykę. Kto wie, czy nie patrzyli w lusterko.
Na koniec zjazd do lasu w celu pomierzenia pętli, na której biegałem wczoraj. Pętelka bez podbiegu wyniosła 1km. Z podbiegiem i zejściem jakieś 1.2 Nie było to więc planowane 14km ale i tak nieźle wyszło.
Wieczorem pierwszy od miesiąca basen. Czuć różnicę. Słabo to jakoś wychodziło dzisiaj. Jutro rano zobaczymy co ma do powiedzenia bark.
Czekałem do wieczora aż spadnie temperatura....spadła i temperatura i deszcz zatrzymując trening po drugim podbiegu. Potem z duszą na ramieniu dobiegałem do 9ciu...aż zrobiło się całkiem ciemno a pioruny biły już bardzo blisko. Przeprosiłem się z pobliską górką. Podobało mi się.
Pół roku temu każdy z naszej trójki zobowiązał się do zakupu (prawdziwego) szampna, jeżeli do 1 czerwca nie zejdzie z wagą poniżej zadeklarowanej indywidualnie wartości. Sam postawiłem na stół 10kg. Trochę chyba z deklaracjami przesadziliśmy....
...bo nikomu się nie udało. Sam zrzuciłem piątkę...Pozostali podobnie.
Ale okazja by spotkać się i popić pizzę szampanem była...
Nikt jednak nie narzekał. Motywowało nieźle i sporo i tak się zrzuciło. No i tak..
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.