Ranek spędziłem na oględzinach samochodu - wyrok - szkoda całkowita. Znaczy to, że nie pójdzie łatwo i przyjemnie i że za 3-4 dni nie odbiorę zrobionego samochodu z warsztatu jeżdżąc do tego czasu samochodem zastępczym. Zamiast tego czeka mnie wizyta na złomowisku w poszukiwaniu części zamiennych. Ale jest sprawa, która posuwa się naprzód - tzn. montaż roweru: Nabiłem gwiazdkę, uciąłem amor i wieczór spędzę na montażu reszty (jak dam radę). Bestia napisał by lepiej nie ciąć amora samemu. A co to za filozfia? Nas w elitarnym technikum elektronicznym to nie takich rzeczy uczono. W drugiej klasie na warsztatach z obróbki mechanicznej.... Spawać, ciąć palnikiem, gwintować śruby, wiercić itd itp. Tak więc ucięto, zmontowano...Ale jeszcze rozmontuję raz by dobrze nasmarować łożyska. No i tak..
Po długich rozmyślaniach uznałem, że niestety nie stać mnie na porządnego fulla. A nawet gdybym takowego kupił to pewnie bym przypiął go łańcuchem do kaloryfera a w dodatku nie jeździł na żadnym dzikim maratonie. W dodatku super się jeździ na wypasionym rowerze jak za jego utrzymanie płaci sponsor.
Byłem też dzisiaj w paru sklepach. Jedna wielka tragedia...Rower z amorkiem, który miałem (RS Recon) to koszt rzędu 5000tys. Za 3000 to można sobie rower co najwyżej z 2kg Torą kupić.
Tak więc po południu poszły pierwsze zamówienia, siodło, amor, rama, kierownica, mostek, stery... Brakuje mi w zasadzie korby, którą pewnie kupię jutro.
Jakby dobrze poszło to w czwartek lub piątek wszystko byłoby poskładane.
a właściwie wszystko oprócz kół...spod domu... Wybili szybę i wyciągnęli ramę zza tylnego siedzenia demolując przy tym tylne drzwi. Ramy nie szkoda bo 10letnia...ale amorek był nowy...i taki śliczny ... Tak to jest..
Ktoś znowu przewrócił mój rower na parkingu. Niestety ...Warszawa... i ciągle mi się trudno przyzwyczaić ,że każdy każdego ma tutaj w dupie. Ale nic. Jutro śmigam na południe i prędko nie wracam. No i tak
co znaczy, że wczoraj się raczej nie przemęczałem. Rowerkiem do pracy i wieczorem praktycznie zero śladów zmęczenia. Zostało kilka siniaków i zadrapań. No i tak. p.s. Oprócz obsuwu ze startem (prawie 2 godziny opóźnienia) doszedł jeszcze obsuw z pomiarem czasu. Na stronce maratonu są jakieś cyfry z kosmosu. Mi zarejestrował 4:00 a innym np. 3:98 :-)).
p.s.2. Wnioski z wczorajszego maratonu są takie: 1. unikać wszystkiego co nie jest przykręcone śrubą do roweru (np. bidon) 2. sprawdzić szczelność instalacji bukłaka (po nalaniu wodą miałem po pięciu minutach mokry tyłek i pół plecaka wody) 3. nie jechać samemu. Zauważyłem i to nie tylko na sobie, że jazda samemu powoduje dość mocne zmniejszenie tempa. 4. schudnąć!!!!
Jeśli ktoś był nieusatysfakcjonowany trasą w Daleszycach to chyba ktoś kto lubi Mazovię. Trasa...ech...rozkosz i udręka. Pionowe zjazdy, podjazdy, singletracki, jazdy kamienistymi grzbietami gór, piękne widoki, wiejskie, kolorowe chaty, niesamowity zapach lasu, dzikie ścieżki, gałęzie, koleiny, miejscowi częstujący piwem po drodze, przejazdy przez rzeczki.
To mój najlepszy górski maraton na jakim byłem. Trasa wytyczona świetnie, oznakowana idealnie. Jedyny minus i to duży to półtoragodzinna kolejka do zapisów i związane z tym ponad półtoragodzinne opóźnienie startu. Ale warto było czekać.
Po 55tym kilometrze podjeżdża się coraz ciężej. Po 60-tym ledwo da się jechać pod górę. Ludzie masową kręcą na najmniejszej tarczy na prawie poziomych ścieżkach. Po bokach siedzą goście i masują uda. Na mecie przy bufecie grobowa cisza. Każdy rzuca się na napoje i ciastka i wcina w milczeniu nie zwalniając miejsca.
p.s. Koło 6-7 km po dość agresywny i trudnym technicznie zjeździe wjazd na ubitą twardą drogę. Na drodze jednak trzesię i przede mną kolejno ukazuje się chyba ze 6 leżących na środku bidonów. Pogubili chłopaki bidony - myślę. Spoglądam na dół by zerknąć na swój - a koszyk pusty :-))). Ja też zgubiłem. Kurde. ..
Jak ja k.. kocham te ślęczenie nad rowerem przed maratonem. O tyle, dobrze, że po wymianach mam coraz to więcej nowych komponentów i serwis sprowadza się tylko do przeczyszczenia i ew. regulacji. Jutro maraton w Daleszycach. Zapowiada się bardzo dobrze. A jak będzie to się przekonamy. W przedniej przerzutce brakuje jednej spręzynki - 8mki...która wydaje mi się miała tylko zadanie stabilizować obejmę. Wyciąłem kawałek gumki z zapasowych wkładek słuchawkowych i założyłem. Zrobiłem rundę serwisową i wydaje się być ok. Mam nadzieję, że do jutra guma się nie rozpuści w smarach i brunoxowych oparach. No i tak..
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.