No kurde...

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(1)
Jeśli ktoś był nieusatysfakcjonowany trasą w Daleszycach to chyba ktoś kto lubi Mazovię. Trasa...ech...rozkosz i udręka. Pionowe zjazdy, podjazdy, singletracki, jazdy kamienistymi grzbietami gór, piękne widoki, wiejskie, kolorowe chaty, niesamowity zapach lasu, dzikie ścieżki, gałęzie, koleiny, miejscowi częstujący piwem po drodze, przejazdy przez rzeczki.

To mój najlepszy górski maraton na jakim byłem. Trasa wytyczona świetnie, oznakowana idealnie. Jedyny minus i to duży to półtoragodzinna kolejka do zapisów i związane z tym ponad półtoragodzinne opóźnienie startu. Ale warto było czekać.

Po 55tym kilometrze podjeżdża się coraz ciężej. Po 60-tym ledwo da się jechać pod górę. Ludzie masową kręcą na najmniejszej tarczy na prawie poziomych ścieżkach. Po bokach siedzą goście i masują uda. Na mecie przy bufecie grobowa cisza. Każdy rzuca się na napoje i ciastka i wcina w milczeniu nie zwalniając miejsca.

p.s.
Koło 6-7 km po dość agresywny i trudnym technicznie zjeździe wjazd na ubitą twardą drogę. Na drodze jednak trzesię i przede mną kolejno ukazuje się chyba ze 6 leżących na środku bidonów. Pogubili chłopaki bidony - myślę. Spoglądam na dół by zerknąć na swój - a koszyk pusty :-))). Ja też zgubiłem. Kurde. ..

Komentarze (1)

Gratuluję kolejnego wyścigu, pochwal się jeszcze wynikiem.

silvian 09:15 poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!