Pętelka w odwrotnym kierunku niż 3 dzien trophy w czerwcu (w tym Oźna i Wielka Racza). I nie na rowerze tylko z buta. Za chodzenie bez szlaku można było dzisiaj zarobić kulkę w łeb. Serio. Panowie ustawili się ze strzelbami na drodze i czekali na jelenia lub dzika. Dobrze, że plecak jest czerwony.
a wszystko zaczęło się, że musiałem wstać wcześnie rano by jechać na pierwsze zajęcia rehabilitacji sportowej. W efekcie nie pojechałem rowerem do pracy. Ale najgorsze, że w drodze poczułem się źle i mocno mnie to zaniepokoiło. Lata lecą i chyba czas zacząć chodzić w szaliku :-)
A rehabilitacja polegała na tym, że przez 40 minut pan próbował wyrwać mi stopę na różne sposoby i gdy mu się to nie udawało pytał się czy mnie boli i zmieniał technikę. A potem pokazał mi 3 ćwiczenia, które mam wykonywać w domu.
No i z uwagi na ranny kryzys odpuściłem sobie dzisiaj basen :-( No i tak.
Długo się wahałem czy wydać 1.5 stówy na wizytę w przychodni sportowej. Tydzień temu wizytę odwołałem ale dzisiaj w końcu poszedłem. Od czegoś trzeba przecież zacząć. Pan doktor po dokładnym zbadaniu moich stóp tzn kostek zaczął mi rysować schemat stawu a potem zaznaczał na nim wiązadła... A potem te zaznaczone wiązadła zaczął wykreślać.... "Tego Pan nie ma, tego też, tego też...." Moje częste skręcenia ciągle tej samej nogi właśnie stąd wynikają. Zerwane wiązadła to pewnie wynik skręcenia w piątej klasie technikum, po którym miałem nogę w gipsie ponad 4 tygodnie.
W zasadzie zostają dwa wyjścia : wyjście a) zastępcze i wyjście b) operacja. To pierwsze to wzmocnienie ścięgien i odpowiednie ich wytrenowanie. To drugie to ok 13 tys..i 6 miesięcy bez sportu.
Mam więc o czym myśleć wieczorem.
Tak czy owak to lepiej mieć urazy po swoim skakaniu niż wpaść pod samochód :-)) No i tak...
Wczoraj formatowałem kartę do aparatu by pstryknąć ku pamięci jakąś fotę po drodze. Rano znalezienie aparatu okazało się mission impossible. Więc fotki nie ma. Pod kurtkę z windstoppera założyłem siateczkę z coolmaxa i termiczną koszulkę z długim rękawem. Było na styk. Nie wiem ile było... Podczas powrotu był już pełny komfort (+4C). Niebo czyste.
i w myśl tej zasady siedzę i tworzę roczny plan treningowy. Zaczynam od dwóch sesji pływania, 3 biegania i 3 rowerowych. Październik jako okres przejściowy i treningi głównie w drugiej strefie.
Wczoraj WT i bieganie, dzisiaj pływanie. I choć poprawa techniki wynosi u mnie 10% to pływa się rewelacyjnie. Po rozgrzewce, 35' kraulem non stop i praktycznie zero zmęczenia. Dzisiaj było wszystko po trochu: utrzymywanie balansu, obroty tłowia, praca nad wynurzeniem i trzymanie nosa w dole. Przed basenem rozerwał mi się silikonowy czepek. Ile to lat? 10? Nieźle.. Na szczęście ten większy kawałek naciągnąłem na głowę i docisnąłem gumkę od okularów. Jakoś dałem radę :-D
Dzisiaj łatwo wypadałem poza strefę. Jakiś kryzys...który zresztą odczułem już gdy o 6 rano wstałem na basen. I nie poszedłem. Tzn. nie poszedłem rano. Poszedłem wieczorem. Coraz lepiej mi się pływa. Dzisiaj poćwiczyłem równowagę w przodzie + bujanie na boki.
Rano i wieczorem pogoda dopisała, chociaż ciepło nie było: bo gdy siedziałem w biurze to nieźle polewało..
by w końcu zastać warunki, które tygryski lubią najbardziej:
co kilkanaście minut obowiązkowy postój i wytrzepywanie śniegu z pleców i zza kołnierza.
No i w końcu drugie zmontowane video w życiu. Ciut lepiej ale niestety filmy z ręki takie będą...bo podczas takiej wyprawy nie ma czasu na kręcenie. Zwłaszcza jak się idzie z ojcem, który biega co dwa tygodnie półmaratony. Poniżej zrzut low quality.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.