W końcu zrobiło się zimno - czyli powoli robią się warunki, które tygryski lubią najbardziej :-)) Rano +1C więc wyciągnąłem wielkie pudło a potem z tego pudła kurtkę z zimową membraną. Pod kask też już poszła membranka zamiast cienkiej bandany. Nie ma nic lepszego niż rano zaciągnąć w płuca to chłodne listopadowe powietrze z tym specyficznym aromatem zmrożonych liści. W końcu człowiek znowu czuje, że żyje :-D
W pracy kolega westchnął mówiąc "co z tego ze słońce, jak cały dzień siedzimy w pracy". Jego twarz jednak wykrzywiła się w coś przypominającego znak zapytania, gdy odpowiedziałem, że rano przyjechałem w tym słońcu na rowerze. Trochę radości z pogody jednak jest dzięki temu.
Po drodze minąłem dwa policyjne samochody. Dwóch mundurowych spisywało jakiegoś niegrzecznego kierowcę. Dwóch pozostałych stało tyłem w poprzek chodnika akurat blokując mi przejazd. Ryzykować czy nie ryzykować zastanawiałem się dojeżdżając do nich. W końcu zaryzykowałem. Dojechałem i grzecznym "przepraszam" zmusiłem zdziwionego służbistę do zrobienia mi przejazdu :-))
Pan Hilary zgubił swoje okulary..rano przed wyjściem gdzieś się zapodziały. W efekcie pojechałem z aparatem schowanym w plecaku. Nie było okazji i chęci by ściągnąć plecak. Więc bez fotki.
A na fotce była by piękna mgła...I rano i wieczorem. Wieczorem był lepszy czad bo we mgle niezłe wrażenie robił skupiony słup światła.
A o 20 tej jeszcze godzina rehabilitacji. Ćwiczenia na równoważni.... Ja pierdykam...
Rano tętno spoczynkowe pobiło wszelkie dotychczasowe rekordy. Mimo to pojechałem rano na rowerku do pracy pilnując by nie wychodzić z drugiej strefy. Taki wysiłek raczej nie szkodzi a może pomóc. Nie potrzebuję zresztą pulsometru by wiedzieć że źle się czuję. Jutro rano wizyta w przychodni.
Ponieważ wypadł mi w ostatnim momencie wyjazd na Mazury to umówiłem się ze Słoniem na kręcenie po lesie po jego treningowych ścieżkach. Myślałem, że będzie przysłowiowe "pierdu pierdu" a tutaj kolega jak wdepnął w pedały to od razu w czwartą strefę wpadłem.
Trasa była bardzo dobra - zarówno pod kątem przyjemnej, sportowej jazdy jak i widoków i miejsc przez które się przejeżdżało. Mało pieszych, sporo trenujących rowerzystów. Niektórych poznawałem z twarzy z maratonów. Co mnie jednak zaskoczyło, że nikt prawie nie siebie nie pozdrawiał i mało który odpowiedział na gest z mojej strony. Cóż...co kraj to obyczaj.
tutaj rzeka...chyba to Świder:
A tutaj Słoń prezentuje swojego karbonowego Treka:
A to tzw. "Mazowiecki Bartek": Cześć Bartek!
A tutaj gdzieś minęliśmy pana z nożem (nie ma na zdjęciu z powodów oczywistych):
A tutaj mi się prawie film urywa próbując trzymać tempo :-)
A tutaj pan przewodnik proponuje drogę "na skróty" :-) "W lato tu było tylko po ośki"
no i byli też bracia brzózki ;-)
Niech żałują zmarzluchy co zakończyły już sezon rowerowy i wpadły w zimowy spinningowy sen ;-)
Nie miałem czasu dodać wpis od razu więc nadrabiam zaległości. W drodze powrotnej pstryknąłem fotkę nowej pięknej asfaltowej drogi która się po prostu kończy.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.