Trochę chłodno. Powrót z Dariuszem "Kurka-wodna", który cisnął za mną na 20kg rowerze kupionym za 200zł. Wieczorem pływanie z żukami. Krótkie i męczące. bez fotki.
Lenistwo na całego - miałem drugą parę butów, ciuchy na zmianę i zimową kurtkę...a nawet drugie rękawiczki zimowe (z kompletu z wczoraj wyschła tylko podkoszulka i membrana) ale i tak zrobiłem połowę tego co zamierzałem.
Było dużo zimniej niż wczoraj (rano koło zera, czasem nawet spadło parę płatków śniegu) ale było sucho i czasem wychodziło zza chmur słońce.
No ale ten niedźwiedź.... Lepiej nie kusić niedźwiedzia z lasu... Dzisiaj chyba nie zasnę...Jechać taki kawał drogi by przejechać taki ciupek...ja pierdykam... No ale urwała mi się sakiewka "first aid"....
ranne wyciąganie gratów przed płot
i jak tutaj się nie stresować gdy plecak pełen batonów
Zrobiłem połowę tego co zamierzałem. Ale mam wymówkę - padało a czasem nawet lało i było zimno i wiał wiatr. Buty mokre do dzisiaj. Więc miałem wymówkę :-). Wieczorem czułem wielki niedosyt zmęczenia. Ale przecież co miałem przejechać dzisiaj mogę przejechać "jutro" - wyrzuty sumienia trochę odpuściły i jakoś zasnąłem.
Z zamyślenia w czasie jazdy wytrącił mnie odgłos klekotania z przedniego koła. Patrzę w dół i widzę słaniającą się na boki oponę, z której uchodzą resztki sił. Najechałem na coś cienkiego i ostrego - jakby pinezkę lub kolec - w dętce została tylko chirurgicznej precyzji dziurka.
Standardowo do pracy + wieczorem marecki. Nigdy więcej nie umówię się z nim jeśli nie zabiorę ze sobą latarki. Powrót po kilku piwach przez las w totalnej ciemności.
za znalezione na drodze 10zł weszliśmy na teren tężni powdychać solanek
Ponad miesiąc przerwy w lekcjach i dzisiaj prawie jako marnotrawny uczeń stawiłem się na lekcji. Twarz trenera przez większość czasu była wykrzywiona co wraz z komentarzami o zbyt płaskim wkładaniu ręki do wody dawało jasny przekaz: utrwaliłem sobie kilka złych nawyków.
Szybkie ranne przystosowanie roweru z funkcji wyścigowych do miejskich: zmiana opon, założenie dzwonka i tylnej lampki, regulacja hamulców. Potem szukanie służbowego telefonu, który po wywróceniu wszystkiego do góry nogami leżał sobie na półce pod kartką. Zjazd z rowerem windą, wyjście na deszcz, jazda kilkaset metrów i buch...w przodzie nie ma powietrza. Odwrót. I od nowa....opona, dętka, pompowanie, mycie rąk i znowu na deszcz..
Miało być dobrze ale nie było..Zaczęło się dobrze ale coś poszło nie tak i już po 10km byłem zmęczony. Na 20tym poważnie rozważałem wycofanie się z wyścigu. Jakoś jednak dobrnąłem do mety. Nie wiem...może przemęczenie poprzednimi tygodniami albo co.... No i tak.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.