Miało być pięknie a mogło być gorzej

Niedziela, 6 października 2013 · Komentarze(4)
Ten rok obfituje we wrażenia.
Dzisiaj wyprawa za Brynicę. Zasada nr 1 wyposażenia obowiązkowego rowerzysty szosowego mówi by na taką wyprawę zabrać telefon (z naładowaną baterią), dokument tożsamości i trochę kasy. Tak więc zabrałem prawo jazdy, 5ozł i kartę debetową z 350zł na koncie.
Zasada nr 2 mówi by takowe rzeczy schować do kieszeni zapinanej na zamek. I tak też zrobiłem ...wkładając wszystkie rzeczy to zielonego plecaczka zapinając wszystko na zamek.
Zasada nr 3 mówi...no właśnie. Do tejże kieszeni włożyłem też mapę...i podczas szukania drogi w Mierzęcicach wyciągnąłem tą mapę (po ch..brałem mapę!)...i jak się okazało razem z kartą i prawkiem (jedyna możliwość).
Nawet nie było sensu jechać i szukać bo karta natychmiast została zablokowana - ktoś dwa razy próbował wypłacić 200zł i sprawdzić stan konta. Nie udało się. Pierdzielić kartę...szkoda prawka.

Tak czy owak..dobrze, że nie zabrałem ze sobą dowodu a karta, że nie była zbliżeniowa.

Od jutra zero samochodu. Są i plusy - na pewno nie będę sprawcą kolizji drogowej w najbliższym czasie.

A na trasie było tak:







No i tak

Central par..

Środa, 2 października 2013 · Komentarze(0)
tylko 3 kółeczka dzisiaj. Za późno się zabrałem za rower i się ściemniało..w dodatku zaczęło padać. Przy temperaturze wyjściowej 8C nie było zbyt ciepło. Więc miałem wymówkę by zakończyć trening.
Wczoraj dzień obżarstwa i pijaństwa..jutro szykuję się kolejny.
No i jak tu schudnąć..
Wieczorem wyskok do biedrony a tu piękna niespodzianka. Pani właśnie rozpakowywała dostawę nowych win portugalskich. Wyprosiłem prosto z pudełka Estava Douro.



Przyzwoite.

I czar prysł..

Niedziela, 29 września 2013 · Komentarze(2)
Każdy miał jakąś wymówkę na nie więc wybrałem się solo. Na luzie. Nie śpieszyłem się z wczesnym wyjazdem ani nie postarałem się nawet o przygotowanie trasy. Ba. Nawet nie wziąłem ze sobą mapy...ani szkicu który narysowałem dzień wcześniej. Jakoś tak wyszło.





Tak więc zbyt szybko odbiłem w lewo i błotna droga dość szybko powiedziała "tutaj się kończę". Więc zaczęło się podejście na przełaj. Czasami nie było łatwo przedzierać się przez gęstorosłe choinki, trawy po pas lub podmokłe grzęsawiska. Ale parłem na przód. Gdy zastrzymałem się by trochę odpocząć moim oczom ukazał się grzybek. Zostawiłem plecak i zataczając kilka kółek uzbierałem może z kilogram. Potem już doszedłem do ładnej i znanej z trophy drogi..ale potem ją porzuciłem dla błotnistej..która tradycyjnie powiedziała "dalej nie idę". Więc znowu na przełaj - aż do jakiejś ścieżyny...i znowu grzyby wskakiwały do plecaka.






















Potem wyszedłem na szlak. I czar prysł.

Brick S:45 B:1:30 R:0

Sobota, 28 września 2013 · Komentarze(0)
Czy ja już pisałem, że jestem fanem zegarków Timex? Pewnie nie raz....Jakoś chyba jestem fanem rzeczy, które nie są perfekcyjne...Zresztą z drugiej strony co to za sztuka być fanem czegoś co jest tip top.

A do zegarków timex mam ogromny sentyment, bo takowy zegarek za 220zł sprezentowała mi kiedyś mama z okazji zakończenia studiów. I służył mi bardzo dobrze i w ciężkich warunkach i w różnych miejscach. I tak to już zostało.

Zresztą tak sobie myślę, że jeśli chodzi o zeagrki to w obencych czasach, gdzie skopiować jest bardzo prosto zatarły się różnice między markami. Kiedyś lubiłem timexy za to, że są proste, czytelne, w miarę eleganckie ale jednocześnie pogodne. Teraz widzę, że firma produkuje 1000 modeli kopiując często pomysły innych.

Ale ciągle potrafi zrobić coś po swojemu...jak za starych dobrych czasów. I tak na przykład całkiem ładny i w miarę oryginalny model military z 2011...



Oczywiście sobie go nie kupię, jako że i tak mi wstyd za ilość zegarków, które posiadam...ale kto szuka ciekawego zegarka w góry..może się skusi.



Dodam tylko, że serię zegarków cyfrowych Timex Ironman używałem od dawna ale znaczenie słowa Ironman jest dla mnie jasne dopiero od niecałych dwóch lat. Tak zresztą jak słowo Kona...które do 2011 roku przyciągało mi na myśl rowery górskie/downhillowe o tej nazwie. No a teraz to już wiadomo....Santiago de Compostela każdego triathlonisty.

Zresztą...kazdy timex, który przeszedł przez moje ręce ma ciekawą historię. Np. takowy, który kupiłem w outlecie Wrentham pod Bostonem.


Nosi się go na boku nadgarstka, taka by nie trzeba było obracać ręki podczas biegu/roweru by zobaczyc jaki czas.
No więc kupiłem takich w sumie trzy. Jeden rok wcześniej dla siebie, dwa później na zapas ...też dla siebie...Ale leżały miesiące w szufladzie i się marnowały. No więc jeden dostał mój trener od pływania..a drugi dostał K. na gwiazdkę. I 8 miesięcy później pojechał z nim na Norsemana.
I tego Norsemana ukończył przebywając całą trasę z tym zegarkiem.



I co ciekawe K. i ten zegarek na ręce został uwieczniony na oficjalnym filmie (4:41)

A tak leżałby w szufladzie...a wcześnie w outlecie..


p.s.
Pływało się super dzisiaj...skoro świt prawie że.
Potem wypuściłem się na biku w stronę Pyrzowic. Trochę samochodów było ale całkiem przyjemna trasa. Szast prast i jest się poza miastem.

Central Park

Środa, 25 września 2013 · Komentarze(0)
Przed wyjściem zerknąłme na termometr i było 15. Eeee...cieplutko pomyślałem i wskoczyłem w krótkie spodnie. Jednak zanim dojechałem do parku to trochę chłodno było i w palce u rąk i w kolana. Po powrocie zerknąłem na termometr - było 12C a więc było włoskie "calo" a może nawet "calo veloce".

W parku ciekawie..przy drugiej pętli doczepił się do mnie na plecki jakiś starszy góral i miałem wrażenie, że chciał pokazać, że potrafi mnie wyprzedzić na góralu (ja byłem na szosie). Dałem się wyprzedzić - nie przyjechałem się ścigać. Znam dobrze swoje miejsce w szeregu. Potem tradycyjnie ktoś blokował ścieżkę rowerową. Tym razem para biegaczy biegła sobie po środku..a gość ani myślał by zbiec na bok i jeszcze próbował mnie przedrzeźniać gdy podjeżdżając rozłożyłem ręce na boki w geście "no i co teraz". Niech przedrzeźnia. Nie mogę się już bić.



No i na koniec na "górce" skręcam w lewo do zjazdu a tu gość ciśnie prosto we mnie. Ledwośmy się nie pacnęli - tzn. lekko pacnął w moje przednie koło swoim tylnim. Zderzenie górala z szosą źle się kończy dla szosy...ale chyba wszystko ok. Przeprosiłem, że niby ja za mocno ściąłem ale ja zwolniłem gdy zobaczyłem co się dzieje a gość jakoś nie. Niech będzie moja wina. Nie mogę się ze wszystkimi kłócić.

Na koniec minąłem wojownika Niegasnącego Uśmiecha na swoim czarnym rumaku na czerwonej ścieżce. Pozdrowiliśmy się starym indiańskim sposobem.

No i tak.

Central Park

Niedziela, 22 września 2013 · Komentarze(0)
najpierw umiarkowanie potem coraz szybciej. Bez fotek mimo, że miałem aparat.

Brick S:30 R:45

Sobota, 21 września 2013 · Komentarze(0)
W końcu wyrwałem się z tego stanu, w którym byłem od środy. Na basenie jednak nie wytrzymałem długo. Potem 1 pętelka biegu w parku.

Obdukcja

Czwartek, 19 września 2013 · Komentarze(0)
Miałem w końcu okazję doświadczyć co to takiego i jak to wygląda.
Nici z biegania. Głowa ciężka jakaś. Zero apetytu.