I czar prysł..
Niedziela, 29 września 2013
· Komentarze(2)
Każdy miał jakąś wymówkę na nie więc wybrałem się solo. Na luzie. Nie śpieszyłem się z wczesnym wyjazdem ani nie postarałem się nawet o przygotowanie trasy. Ba. Nawet nie wziąłem ze sobą mapy...ani szkicu który narysowałem dzień wcześniej. Jakoś tak wyszło.
Tak więc zbyt szybko odbiłem w lewo i błotna droga dość szybko powiedziała "tutaj się kończę". Więc zaczęło się podejście na przełaj. Czasami nie było łatwo przedzierać się przez gęstorosłe choinki, trawy po pas lub podmokłe grzęsawiska. Ale parłem na przód. Gdy zastrzymałem się by trochę odpocząć moim oczom ukazał się grzybek. Zostawiłem plecak i zataczając kilka kółek uzbierałem może z kilogram. Potem już doszedłem do ładnej i znanej z trophy drogi..ale potem ją porzuciłem dla błotnistej..która tradycyjnie powiedziała "dalej nie idę". Więc znowu na przełaj - aż do jakiejś ścieżyny...i znowu grzyby wskakiwały do plecaka.
Potem wyszedłem na szlak. I czar prysł.
Tak więc zbyt szybko odbiłem w lewo i błotna droga dość szybko powiedziała "tutaj się kończę". Więc zaczęło się podejście na przełaj. Czasami nie było łatwo przedzierać się przez gęstorosłe choinki, trawy po pas lub podmokłe grzęsawiska. Ale parłem na przód. Gdy zastrzymałem się by trochę odpocząć moim oczom ukazał się grzybek. Zostawiłem plecak i zataczając kilka kółek uzbierałem może z kilogram. Potem już doszedłem do ładnej i znanej z trophy drogi..ale potem ją porzuciłem dla błotnistej..która tradycyjnie powiedziała "dalej nie idę". Więc znowu na przełaj - aż do jakiejś ścieżyny...i znowu grzyby wskakiwały do plecaka.
Potem wyszedłem na szlak. I czar prysł.