Central Park
Środa, 25 września 2013
· Komentarze(0)
Przed wyjściem zerknąłme na termometr i było 15. Eeee...cieplutko pomyślałem i wskoczyłem w krótkie spodnie. Jednak zanim dojechałem do parku to trochę chłodno było i w palce u rąk i w kolana. Po powrocie zerknąłem na termometr - było 12C a więc było włoskie "calo" a może nawet "calo veloce".
W parku ciekawie..przy drugiej pętli doczepił się do mnie na plecki jakiś starszy góral i miałem wrażenie, że chciał pokazać, że potrafi mnie wyprzedzić na góralu (ja byłem na szosie). Dałem się wyprzedzić - nie przyjechałem się ścigać. Znam dobrze swoje miejsce w szeregu. Potem tradycyjnie ktoś blokował ścieżkę rowerową. Tym razem para biegaczy biegła sobie po środku..a gość ani myślał by zbiec na bok i jeszcze próbował mnie przedrzeźniać gdy podjeżdżając rozłożyłem ręce na boki w geście "no i co teraz". Niech przedrzeźnia. Nie mogę się już bić.
No i na koniec na "górce" skręcam w lewo do zjazdu a tu gość ciśnie prosto we mnie. Ledwośmy się nie pacnęli - tzn. lekko pacnął w moje przednie koło swoim tylnim. Zderzenie górala z szosą źle się kończy dla szosy...ale chyba wszystko ok. Przeprosiłem, że niby ja za mocno ściąłem ale ja zwolniłem gdy zobaczyłem co się dzieje a gość jakoś nie. Niech będzie moja wina. Nie mogę się ze wszystkimi kłócić.
Na koniec minąłem wojownika Niegasnącego Uśmiecha na swoim czarnym rumaku na czerwonej ścieżce. Pozdrowiliśmy się starym indiańskim sposobem.
No i tak.
W parku ciekawie..przy drugiej pętli doczepił się do mnie na plecki jakiś starszy góral i miałem wrażenie, że chciał pokazać, że potrafi mnie wyprzedzić na góralu (ja byłem na szosie). Dałem się wyprzedzić - nie przyjechałem się ścigać. Znam dobrze swoje miejsce w szeregu. Potem tradycyjnie ktoś blokował ścieżkę rowerową. Tym razem para biegaczy biegła sobie po środku..a gość ani myślał by zbiec na bok i jeszcze próbował mnie przedrzeźniać gdy podjeżdżając rozłożyłem ręce na boki w geście "no i co teraz". Niech przedrzeźnia. Nie mogę się już bić.
No i na koniec na "górce" skręcam w lewo do zjazdu a tu gość ciśnie prosto we mnie. Ledwośmy się nie pacnęli - tzn. lekko pacnął w moje przednie koło swoim tylnim. Zderzenie górala z szosą źle się kończy dla szosy...ale chyba wszystko ok. Przeprosiłem, że niby ja za mocno ściąłem ale ja zwolniłem gdy zobaczyłem co się dzieje a gość jakoś nie. Niech będzie moja wina. Nie mogę się ze wszystkimi kłócić.
Na koniec minąłem wojownika Niegasnącego Uśmiecha na swoim czarnym rumaku na czerwonej ścieżce. Pozdrowiliśmy się starym indiańskim sposobem.
No i tak.