Miało być lekkie pływanko ale znów na koniec pościgałem się z gościem z toru obok. Po 10ciu basenach w końcu się zmęczyłem. Odpuściłem kiedy dotarło do mnie, że koleś płynął cały czas z nakładkami na ręce. Tak czy owak jest nieźle. Trochę mnie to podbudowało skoro potrafię płynąć nawet szybciej od kogoś z nakładkami.
Punkt równowagi na lewym boku jest bardzo słaby. Przy dłuższym płynięciu z deską nogi w końcu lecą w dół. Znaczy, że jest nad czym ciągle pracować. Dodatkowo chyba odkryłem jeszcze coś ze zbyt wczesną rotacją - ale sprawa jeszcze do zbadania.
Jutro może pobiegam trochę na bieżni i na ten tydzień to by bylo tyle - pływanie, bieganie ale roweru zero.
...chociaż czwartek to dzień iście treningowy. Przełożyłem bieganie z wczoraj na dzisiaj. No i dzisiaj pierwszy raz bieganie w lasku z podniesioną głową :-) No bo przecież po przebiegnięciu półmaratonu to chyba nie jestem już biegową ofermą. A biegało się dobrze. Pusto, twardo i umiarkowanie błotniście.
Czapka z decathlonu za 19zł jest albo bardzo dobra albo jakaś dziwna. Zauważył to ojciec tydzień temu podczas biegu. Cała powierzchnia czapki podczas biegu wydaje się oszroniona. Dzisiaj zauważyłem to samo. Cała wilgoć trzyma się w postaci mikrokropelek z dala od skóry głowy - tzn. jest na zewnętrznej powierzchni - przy czym czapka od wewnątrz wydaje się tylko bardzo lekko wilgotna. Wygląda bardzo dziwnie ale biega się w niej dobrze.
No i tak. Jutro trochę pływania.
Środa w moim kalendarzu jest dniem raczej odpoczynku ale dzisiaj po kolejnej lekcji pływania i wczorajszych treningach jestem zwyczajnie wypruty.
Dzisiejsze ćwiczenia uwidoczniły u mnie brak symetrii w rotacji. Gorzej wychodzi na prawą stronę. Całe to pływanie jest niesamowite. Kilkanaście lub może nawet kilkadziesiąt bardzo drobnych elementów ruchu, które składają się na proces płynięcia. Udoskonalenie każdego z nich osobno poprawia niewiele, może 1%. Dopiero jak każdy z nich jest dopracowany do perfekcji i wszystkie grają jednocześnie to widać i czuć poprawę.
A tutaj jeszcze dietę trza trzymać i nic se pojeść nie można wieczorem...No cóż..Słówko się rzekło i zakład to zakład. 10 kg do czerwca trzeba zrzucić.
No i tak..
Dwa dni przerwy no i trzeba brać się znowu do roboty. Dzisiaj w pracy napchałem się ciastek co nie jest zgodne z moją nową strategią zrzucania balastu. A jest co znowu co zrzucać.
Tak czy owak, krótkie 40minutowe truchtanie na bieżni i wieczorem zaliczyłem jeszcze lekki basen. Luźno sobie pływałem, trochę poćwiczyłem...ale zero konkretów. Na sąsiednim torze dwóch młodych gości koniecznie chciało się ze mną pościgać płynąc kraulem. Miałem to gdzieś ale dwa razy włączyłem turbinkę i panowie zostali w tyle.
Jutro też basenik.