Pobudka o 6-tej rano i wyjazd na południe. Sezon snowboardowy rozpoczęty...i zarazem zakończona ponad 3 letnia przerwa w używaniu dechy, która dzięki temu ciągle wygląda jak nowa. Na Skrzycznym, zwłaszcza w niedzielę bardzo wietrznie (zamknięta nawet została kolejka w górnej części). Po pierwszym dniu dzięki treningom rowerowym nie było żadnych kondycyjnych problemów...raczej techniczne - więc tak czy owak parę pięknych gleb zaliczyłem No i tak..
Do pracy: Słoneczko dzisiaj przypiekało od rana tak więc przed wyjazdem wymieniłem szkła na ciemne przeciwsłoneczne. I jechało się przefajniście. Twardy ubity śnieg, przedeptane już od tygodnia ścieżki, tak, ze nawet morderczy wiadukt dało się pokonać na rowerze a nie z rowerem. Fot.1 Na wiadukcie i Fot.2. Na trasie :-)
Z pracy: Nerwowo.. Ludzie i w samochodach i ci na przejściach biegną jakby dzisiaj wieczorem był ostatni odcinek Isaury. Poza tym nic szczególnego. Dość ciekawym doświadczeniem było jednak zostawienie roweru w domu i udanie się z przysłowiowego "buta" na zakupy przed jutrzejszą wyprawą na Skrzyczne. Raz, że w ubraniu cywilnym po prostu jest zimno, dwa, że o mało nie pierdyknąłem gleby na drodze...i to w dodatku tej samej, po której pewnie się jechało rowerem. No i tak...
Do pracy.. Coż można napisać...Pogoda zawiodła i znowu mróz nie ścisnął mocniej niż -8C. Zaczyna mnie to nudzić! Z pracy.. Już myślałem, że nic interesującego nie może się wydarzyć tutaj parę ciekawostek. Pierwszą z nich było to, że temperatura spadła w końcu poniżej -10C. Wyjechałem z garażu no i powiało chłodem. Wiało i pod szyje i na policzki i uszy. Sobie pomyślałem "no to mam w końcu mrozik" i nawet rozważałem założenie maski. Przejechałem prawie połowę trasy i w końcu na chodniku zobaczyłem swój cień....i cień dyndających pasków od kasku. Jechałem po prostu z rozpiętym kaskiem, a luźne paski nie przyciskały kaptura do twarzy na bokach i stąd podmuchy pod uszy. Druga rzecz to, że spotkałem rowerzystę jadącego w tym samym kierunku. Wczoraj dopiero pierwszy raz zobaczyłem inny ślad rowerowy na mojej trasie...ale bliskie spotkanie..ho ho. Po krótkim pozdrowieniu on dał czadu a ja za nim. I gnałem tak za nim (on uciekal) aż mi zamarzły dziurki w nosie..no i mogłem albo przejść na oddychanie ustne albo sobie odpuścić...Więc odpuściłem
To jak na razie najniższa temperatura w jakiej jeździłem na rowerze - tzn. -8C. Wieczorem, gdy będę wracał mam nadzieję śmignąć w -13C (to na taką się zapowiada). Zrobiłem małą modyfikację w garderobie i zamiast jednej dość ciepłej bluzy pod kurteczką zastosowałem dwie ale cieńsze warstwy...i mam wrażenie że jest znacznie lepiej.tzn. wolniej się nagrzewa w piecu i mikroklimat podkurtkowy jest znacznie bardziej przyjazny jeździe w mrozie.
Ochraniacze na buty shit_mano po czterech wyjazdach wyglądają jakb ich żywot dobiegał końca. Myślałem, ze kupując w ciemno produkt tej firmy - kupuję coś na poziomie..i tym razem pudło. Shit! Porobię fotki i umieszczę wkrótce.
No i tak.
Powrót. ...to totalna porażka!! Miało być przynajmniej -13 (liczyłem po cichu na -15) a tu katastrofa. Tylko -7.5 podchodzące pod -8.
Chciałem sprawdzić jak sprawuje się we mrozach, porządnych mrozach maska neopranowa z decathlonu..Zanim po wyjeździe temperatura na wskaźniku ustabilizowała się jadąc w masce myślałem ale super. Pewnie musi być -15 a ja nic w tej masce nie czuję. Dopiero jak na skrzyżowaniu zsunąłem maskę (ludzie czeający na przejściu trochę odetchnęli z ulgą) to się zorientowałem że i bez maski jest ciepło. Ale ogólnie maseczka nie najgorzej się spisywała. Minus jest taki, ze przez nią parują mi okulary gdy się zatrzymam (nie ma tego zjawiska gdy nie ma maski).
Jak tylko wczoraj w radiu i tv trąbili o pogorszeniu pogody i o lodowym zmrożeniu wszytkiego tego co roztopiło sie przez niedzielę, zaraz zabrałem się za montaż kolcowanego Nokiana na tył.
I opłaciło się. Tył trzymał bardzo dobrze, trochę poślizgów na błocie pośniegowym. I jak zwykle zabawy po pachy :-) Tylko ten wiadukt..
Wiedziałem, których miejsc unikać by się nie zakopać i poszło jak z płątka. Zero gleby, zero zmoczenia i utkniecia po kolana w śniegu jak dzień wcześniej. Małym problemem stanowił nieodśnieżony wiadukt koło lotniska...i znak "zakaz jazdy rowerem" na jezdni. Tak więc częściowo wepchałem rower na górę a potem było już "z górki". Powrót równie przyjemny i nastrojowy jak dzień wcześniej...tylko jakieś dziwne stuki z korby..Pedał lub łożysko... Acha...okleiłem taśmą ochraniacze na nogi i gdy nie spadały z czubków butów jak dzień wcześniej to było naprawdę komfortowo. Jeszcze ciut zbyt ciepło pod w kurtce i bluzie ale ani trochę zimna.
Po zakupieniu pierwszych zimowych opon z kolcami - przyszedł czas na próbę generalną, czyli wyprawę do pracy rowerem (ok. 15km w jedną stronę). Ponieważ w czwartek była mała odwilż, zdecydowałem się założyć tylko jedną oponę kolcowaną na przód. No cóż...obawiałem się poślizgów na czystym asfalcie. Próba jednak przebiegła pomyślnie. Opona się nie ślizgała i bez problemu przejeżdżałem wszystkie lodowe chodniki. Wieczorem było nawet lepiej. Złapał mróz i po zmrożonych ścieżkach i chodnikach zapierdzielało się znacznie lepiej. Uroku dodawała super atmosfera - ciemne niebo i rozświetlone śniegiem podłoże. To sprawiło, że uzależniłem się i zdecydowałem następnego dnia też użyć roweru.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.