Wyskoczyłem na trening w 'h..jugendach' (opaskach kompresyjnych w białym kolorze) do parku. W parku mimo zachmurzenia sporo ludzi. No i kręcę sobie, deszcz się wzmaga, ludzi ubywa. W końcu na biku zostałem chyba tylko ja + paru biegaczy...bo wiadomo...przy bieganiu deszcz nie przeszkadza.
No i sobie tak kręciłem, na tyłku mokro od zaciąganej z tylnego koła wody. Nogi mokre..a moje 'hjugendy' zrobily się najpierw szare a potem prawie czarne...z brudu. No i wtedy do mnie dotarło...że co ja zrobiłem. Przecież białą koszulkę jak się weźmie na maraton w góry gdy pada...to plam z błota się już nie dopiera.
No i tak. Po praniu ręcznym w zimnej wodzie - całkiem całkiem - znowu prawie białe :-) Nie jest więc źle.
Pieprzone drzewa w lesie. W czasie mżawki leci z nich więcej wody niż tej prosto z nieba. Dodam tylko, że temperatura była ok 2C a ja wybrałem się późnym popołudniem na Klimczok, w stroju do biegania.
Nie chodzi, że mam krzywe nogi ale o nasiąkające wodą spodnie..
Tak więc na początku szło się dobrze..bo w górę - było ciepło i za mocno nie padało. Na górze wiało, padało a jeszcze wiatr skraplał wszystko z drzew. Dobrnąłem do schroniska na Klimczoku bo w głowie urodziła się myśl, że może tam zjem ciepłą zupę. Ale dzisiaj święto - wszyscy z obsługi poprzebierani w góralskie stroje - specjalnie dla nas - mieszczuchów. I cennik też był chyba specjalny - bo najtańsza zupa 10zł. A że tylko tyle miałem przy sobie - postanowiłem zadowolić się żelem z plecaczka. W plecaczku tym miałem drugą czapkę, drugie rękawiczki, podkoszulek i drugą parę skarpetek no i ten żel. Wszystko się przydało. Oj jak piździało przy schodzeniu. Zresztą czasoprzestrzeń się jakoś zakrzywiła i schodziło się 2x odczuciowo dłużej niż wchodziło. Dylemat miałem tylko jeden - czy iść na coś ciepłego do macdonalda czy na stację benzynową. I tak jakoś zleciało.
Gdyby nie te drugie rękawiczki...chyba bym nie pisał w tej chwili..
Wpisów dodawać się często nie chce. Ale czasem dobrze sięgnąć do archiwum i zobaczyć jak było rok lub dwa lata temu. Tak więc dodadaję wpis z czwartku: rano pływnie, wieczorem chodzenie...zamiast biegania (coś kontuzyjny ten rok wyjątkowo)
Wieczór po prostu boski.
No i ja w swoich nowych podkolanówkach - znaczy opaskach kompresyjnych -cepach. W stanach kiedyś w outlecie za 10$ kupiłem skarpetki do biegania ander armour..co się okazały podkolanówkami..i to kompresyjnymi. Biegało się w nich naprawdę dobrze..jakby dodatkowy tryb turbo włączyć. Potem chciałem mieć opaski...bo nie trzeba prać codziennie...Ale mojego rozmiaru nie mieli i by przez tydzień coś mieć kupiłem w decathlonie. Ale jak przyszły cepy i je w końcu założyłem to się się w nich od razu zakochałem i to nie z powodu wyglądu..(bo wygląd to trochę jak hitlerjugend)
Szedłem sobie tą drogą co wygląda na fotach płasko ale nachylenie czuć podchodząc. Szedłem i myślałem "ło ludu..niezłe nachylenie..Jak ja tu wjechałem na biku?.."
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.