Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2012

Dystans całkowity:652.00 km (w terenie 223.00 km; 34.20%)
Czas w ruchu:40:30
Średnia prędkość:16.10 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:43.47 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Zimno i mokro 2

Sobota, 14 kwietnia 2012 · Komentarze(4)
Rano wyprawa znowu po drzewo. Wczorajszy zakup nie starczyłby do poniedziałku. Pani była akurat na balkonie i gdy tylko mnie zobaczyła to zaraz krzykiem poinstruowała swojego syna/zięcia żeby mnie obsłużył. Znowu 30kg do wora i dźwiganie do domu. Uff...zmęczyłem się.
Potem krótka runda do San Pellegrino nową drogą rowerową, którą zrobili w miejscu dawnej trasy kolejowej. Przez tunele jeździłem do pracy...tyle, że tunele te były kiedyś nieoświetlone, z ogromnymi kałużami, kamieniami i innymi przeszkodami. Teraz po prostu luksusik.



Na drodze rowerowerej.


Tunelik po dawnej górskiej kolejce.

Jadąc tą trasą spoglądałem w dół na biegnące lasem ścieżki. Łezka w oku się kręci bo tymi ścieżkami w styczniu 2002 roku robiłem pierwsze "kroki" na zakupionym wtedy Treku Wyjadaczu. Ech...to były trasy. Czasem na tej trasie o długości 6km potrafiłem zaliczyć 12 gleb.
Potem znowu się zachmurzyło i zaczęło padać. Nic to. Wyciągnąłem rowerek i w deszczu pognałem klasyczną 52km trasą zwaną "Giro Talleggio". Pamiętam gdy pierwszy raz przejechałem tą trasę w marcu 2002 roku i uczucie dumy, że w końcu przejechałem coś o czym mogłem powiedzieć w pracy.


Na trasie mokro i pada. Ale jak się podjeżdża to zimna nie czuć prawie.


Tutaj mijanka z pulmanem.


Spojrzenie za siebie. W dole Sottochiesa i Taleggio


Tutaj spojrzenie przed siebie. Czeka mnie teraz 10km zjazd do Brembilli

Trasa jest swego rodzaju miernikiem formy. 2:25 robią ludzie w formie. Ja miewałem 2:30. Dzisiaj 2:55.
Tak czy owak. Wrażenia po dzisiejszym dniu są mieszane. I fajnie i niefajnie. Fajnie, że w ogóle dałem radę ją przejechać. Niefajnie, że z tak słabym czasem. Gdybym miał 3 godziny to nie przyznałbym się żadnemu znajomemu Włochowi....bo to byłby totalny obciach. Śmialiby się ze mnie przez kilka lat.
Tak czy owak fajnie się podjeżdżało mimo, że mokro. Kręcenie pod górę dobrze rozgrzewa. W dół masakra. Pierwszy zjazd chyba z Oldy. 4km więc myśląc, że dam radę nie założyłem dodatkowej kamizelki. No i wypiździało mnie nieźle. Namoknięte ubranie mimo ze windstopper pod wpływem podmuchu trochę się zmroziło...a nie wspomnę o przemokniętych butach i rękawiczkach. Na drugim kilkunastokilometroym zjeździe (na którym wytracało się całą wysokość) już włożyłem na siebie wszystko co miałem. Zapomniałem zresztą jak to jest tutaj z jazdą. Po długim podjeździe wszystkie mięśnie są rozgrzane. Potem gdy jest długi zjazd - wszystko zastyga...i gdy znowu trzeba podjeżdżać to uczucie jest strasznie nieprzyjemne.
Po przybyciu do domu wykręcałem wszystko nad rozgrzaną kozą robiąc sobie saunę. Rozgrzewała mnie dodatkowo zapobiegawczo aspirynka.
No i tak.

Zimno i mokro 1

Piątek, 13 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Rano bieg w stronę Taleggio. Droga wchodząca w wąską skalistą dolinę jest lekko nachylona pod górę. Oj biegło się ciężko. Z powrotem już leciutko. W dolinie jeszcze nie widać zieleni. Po skałach sączy się woda, która w dole formuje się w rwące strumienie a na dole w porywistą rzekę.



Potem wyjazd do San Pellegrino. Samochód postawiłem na swoim starym miejscu. Na każdym kroku się coś przypomina ale głównie uderzają wspomnienia zupełnie innego świata.


No nic. Po powrocie wyprawa po drzewo. Z instrukcji Alberto nie zrozumiałem czy dom, w którym mieszka gość handlujący drzewem mieszka za czy na przeciwko baru. Mimo, że słowo "davanti" dosłownie znaczy "za" to jakoś przed oczami miałem dom na przeciw. No nic. Wszedłem do baru, zapytałem a pani za lady wskazała dom na przeciwko. A więc jednak.

Zadzwoniłem i przez balkon wyjrzała starsza pani. "Ja po drzewo". Pani zeszła i na mój widok pokrzywiła się. "Pan jest z Mediolanu?" zapytała. No nic. Jak powiedziałem, że jestem z Polski i nie mieszkam w Mediolanie to pani nie mogła wyjść ze zdziwienia. A jak jeszcze dalej powiedziałem, że tutaj kiedyś pracowałem to nagle się okazało, że ona mnie kojarzy, bo jej córka pracowała wtedy w zakładowej kuchni i mówiła jej o Polaku, który pracował. No i tak. Świat jest mały.



W końcu wziąłem się za składanie roweru. Wyniosłem wszystko na zewnątrz no i na złość zaczęło padać. Najpierw słabo a potem mocniej.

Po 19tej mimo, że padało wskoczyłem na rower. Powoli zaczynało się ściemniać ale radocha wskoczenia na trasę, którą jeździłem 10 lat temu była ogromna. Włączyłem tylną lampkę (tylko taką zresztą posiadałem) i przejechałem dolinę aż do znaku miejscowości Taleggio. Nie jest tragicznie z formą. Między skałami jechałem jakieś 15-17km/h co jest ok 4-5km/h mniej niż kiedyś. Ale i tak nieźle. Potem nawrócilem. Założyłem dodatkowo kamizelkę deszczową i pomknąłem w dół. W tym momencie nie potrafilem przypomnieć sobie czegoś co sprawiało by mi więcej przyjemności.



Przemoczony ale zadowolony dojechałem po ciemku do domu i teraz siedzę przy rozpalonej kozie próbując sie dosuszyc.

No i tak.

Spalanie kalorii

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 · Komentarze(2)
"Panie, a pan jest z Katowic?" zapytał mnie miejscowy gdy po przebraniu się wyszedłem na drogę. Ciekawe skąd to wiedział...Pogadałem z nim trochę o warunkach na szlakach i poszedłem dalej. Śniegu przy wejściu nie było dużo. W dodatku był zmrożony, więc wchodziło się dobrze. Ciepło nie było ale słońce skutecznie rozweselało i rozgrzewało, zwłaszcza, że ubrany byłem na czarno.

Zejście było ciężkie. Poszedłem po śladach mając nadzieję na "oznakowane" zejście ale wkrótce dogoniłem dwóch gości, którzy po kolana w śniegu wśród połamanych drzew szukali śladu szlaku...bo nie wiedzieli gdzie iść.
Wspólnymi siłami znaleźliśmy drogę ale potem ich zostawiłem bo nasze tempa się różniły.

To początek


Tory w kierunku Zwardonia


Bezśniegowo (jeszcze)


...ale skute lodem


"tanio apartament w Wiśle z pięknym widokiem"


to już pod samym Stożkiem (spojrzenie za siebie)


to już zejście (śniegu sporo więcej)


a potem takie przeszkody


no i prawie koniec




Na dole znowu zaczepił mnie miejscowy. Pogadaliśmy o niemieckich turystach, którzy płacili 10euro za kg grzybów, samych grzybach i Piechniczku, który ma w Wiśle ponoć dwie wille.

No i tak.

pływanie ale bez lekcji

Środa, 4 kwietnia 2012 · Komentarze(2)
Trener musiał odpuścić więc samotne, wieczorne pływanko na pobliskim basenie. Pływałem systemem 124816 (kraul + plecy) i sam czułem jak wraz ze zmęczeniem moje ruchy stają się coraz mniej opływowe i efektywne. Chętnie bym sobie kiedyś nagrał jak zmienia się mój "styl" wraz z dystansem i zmęczeniem.


No i tak. Cholera ale mi brzucho urosło :-(

bike2job i zakładka

Wtorek, 3 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Rano krótszą drogą do pracy. Powrót przez park. Chciałem zerknąć jak się mają moje prześliczne, rude koleżanki - wiewióry. Sądząc po rozrzuconych wszędzie skorupkach orzechów włoskich - to źle im nie jest. Ech...te to mają życie...



Po dojechaniu do domu szybkie "transition" w strój biegowy i mała pętelka w lesie na typową zakładkę. Nie jestem już taki głupi by podkręcać po rowerze tempo. Wolno i przyjemnie przebiegłem sobie przez las.

No itak.