Rzece trzeba się pokłonić. Brick 90S80R
Sobota, 10 sierpnia 2013
· Komentarze(2)
Gdybym pisał sam dla siebie to byłaby to notka w stylu: Sobota 40minut pływania i 50zdychania, obiad, 65minut biegania i 15zdychania. Basen musiałem wykupić na 2godziny. Każdy kto pływa to wie, że wakacje to jedna wielka kicha - bo większość krytych basenów ma przerwy technologiczne i trzeba sobie jakoś radzić. Tak więc mając plan 1.5godz plywania trzeba zapłacić za dwie bo w tym co był otwarty nie ma czujników czasu. Ratownik wygania wszystkich z basenu o pełnej godzinie...więc założyłem swój czerwony czepek z napisami po bokach "selfish" i "ironman" i z wypiętą klatą zakomunikowałem ratownikowi, że ja na dwie godziny. Po 40 miutach miałem już jednak dość. Ale wyjść raz że głupio, dwa, że trochę bez sensu. Płynąłem stylem zmęczonym przy każdym oddechu na lewo zerkając czy aby ratownik nie zabiera się do ratowania mnie.
No i tak. Obiad, a potem bieganie. Biegło się świetnie. Temperatura ok 20C, zachmurzenie z przejaśnieniami. Po prostu wymarzony dzień. Zrobiłem kółeczko do centrum handlowego i wzdłuż obwodnicy na most. Zaraz przy wbieganiu rozwiązał mi się prawy but. Stanąłem i pokłoniłem się rzece zawiązując przy okazji buta. Potem do skrzyżowania i z powrotem przez most drugą stroną. Rozwiązał się lewy but - znowu pokłon.
Jak widać bez pokłonu nie da rady. Rzekom jak i górom należy się szacunek. Tak nawiasem dopiero na tym moście zorientowałem się, że zapomniałem podkleić stopy kinesiotapem.. Ups :-/
Podczas wchodzenia do domu czuję że coś mi chodzi po łydce...patrze się a tu osa. Kurde...co jest? Co roku żądli mnie osa podczas treningu...Tym razem zdążyłem ją strzepnąć...no i potem zgładzić podczas ataku paniki.
No i tak. Treningi zaliczone...można cieszyć się sobotą. Wreszcie.
No i tak. Obiad, a potem bieganie. Biegło się świetnie. Temperatura ok 20C, zachmurzenie z przejaśnieniami. Po prostu wymarzony dzień. Zrobiłem kółeczko do centrum handlowego i wzdłuż obwodnicy na most. Zaraz przy wbieganiu rozwiązał mi się prawy but. Stanąłem i pokłoniłem się rzece zawiązując przy okazji buta. Potem do skrzyżowania i z powrotem przez most drugą stroną. Rozwiązał się lewy but - znowu pokłon.
Jak widać bez pokłonu nie da rady. Rzekom jak i górom należy się szacunek. Tak nawiasem dopiero na tym moście zorientowałem się, że zapomniałem podkleić stopy kinesiotapem.. Ups :-/
Podczas wchodzenia do domu czuję że coś mi chodzi po łydce...patrze się a tu osa. Kurde...co jest? Co roku żądli mnie osa podczas treningu...Tym razem zdążyłem ją strzepnąć...no i potem zgładzić podczas ataku paniki.
No i tak. Treningi zaliczone...można cieszyć się sobotą. Wreszcie.