"Uwielbiam smak pomarańczy z błotem" - czyli Yabtchynska show na Trophy day 3

Sobota, 9 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Dnia trzeciego miałem tą wątpliwą przyjemność dogonić na podjeździe dzielnie tańczącą na rowerze koleżankę z jakiegoś tam serialu. Do bufetu pod Rysianką dojechaliśmy razem i mój stosunek do niej był na początku obojętny. Niestety zaraz przed bufetem zaczęła wołać "ho ho ho" (a może to było "heee heee heee") i sztucznym śmiechem robić wokół siebie zamęt.
Ja na plecach dzwigałem plecak z bułką, bukłakiem i kurtką - ta na plecach miała jedynie napis HP Sferis. A ciepło nie było..."Macie jakąś kamizelkę" rzuciła po chwili do oblegającego bufet tłumu. Czeska obłsługa techniczna - (mechanicy+pomiar czasu) poszukali czegoś w samochodzie i znaleźli jej polara. "Nieeeeee. To nie może być. Nie macie kurtki?" skwitowała z grymasem na twarzy. W końcu chyba gość, który zrezygnował z wyścigu, albo stał tam jako gapio, oddał jej swoją jaskrawą kurtkę (licząc conajmniej na autograf).
Dalej prawie nie dało się jechać - bylo dość stromo i wszyscy solidarnie pchali rowery. Z góry schodził sam orGGanizator z fotografem i bardzo chcieli zrobić celebrytce fotkę. Jeden wsadzał ją na rower a drugi próbował zrobić szybko fotkę, zanim z niego nie spadła. No nic... Taki oto dzień mi się przytrafił...

Zjazd z Rysianki był dość ciężki - trochę kamieni, trochę mgły i sporo błota. Na Hali Boraczej pędząc szybko mijałem po lewej grupę pieszych, z której nagle jeden gość odbił mocno w lewo zachodząc mi drogę. Nacisnąłem na hamulce no i na barki zadziałała dość spora siła, która obudziła ze snu bark. Zabolało. Musiałem na jakiś czas przerwać jazdę.

Na dole bufet. Dojechała celebrytka wykrzykując swoje "ho ho ho" a po chwili załączając sztuczny śmiech. Zeskoczyła z roweru i cisnęła go w stronę mechaników. "Zróbcie coś z tym" rzuciła do nich i podeszła do lady z pokrojonymi pomarańczami. Wzięła jednego i niewiadomo do kogo (chyba do widzów przed telewizorami) powiedziała "uwielbiam smak pomarańczy zmieszanych z błotem". Chyba czas ruszać skwitowaliśmy z kolegą i wskoczyliśmy na rumaki.

Fot. galeria.bikelife.pl

I tak sennie powoli podjeżdżałem podziwiając widoki. Trans ten przerwał szybki oddech jednej z zawodniczek, która mnie dogoniła i po krótkiej rozmowie poinformowała, że tuż za nami jedzie "ona". O nie! Zredukowałęm bieg, dodałem gazu i pożegnałem obie panie. Zdzwiony, że potrafię tak szybko podjeżdżać wyprzedziłem wszystkich, którzy na podjeździe zdążyli mnie wyprzedzić i dotarłem do mety.

Na mecie kolejne show...Pokazowe mycie pod myjką (fotkę można zobaczyć u Sufy na blogu).

No i tak

Komentarze (1)

Wleczenie ogona na tym etapie miało dla mnie pozytywny aspekt. Po prostu ominął mnie ten cały cyrk.

silvian 05:13 wtorek, 12 czerwca 2012
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!