Bystra woda - czyli Trophy etap 2

Piątek, 8 czerwca 2012 · Komentarze(0)
To był najprzyjemniejszy dzień. Zaczęło się od dojazdu do Kemplandu. Pojechałm asfaltówką jak rok temu by po zjechaniu 8km na sam dół zobaczyć, że most przez rzekę jest rozebrany - stała tylko sama stalowa konstrukcja. Już kombinowałem czy nie zejść do rzeki gdy jadący za mną rosyjscy zawodnicy stając przed takim samym dylematem wzięli rower na plecy i balansując kilka metrów nad wodą przeszli po wąskich belkach na drugą stronę. Przeszedłem i ja :-)

Druga to guma, którą złapałem zaraz po "szybkim starcie". Zostałem na urokliwej polance całkiem sam i pompowałem dętkę chyba z 4 razy nie mogąc namierzyć dziury. Cierpliwość jednak się opłaciła bo po jej znalezieniu namierzyłem piękny metalowy wiór w oponie. Ruszyłem więc do przodu pokonując samotnie leśne single w przypiekającym słoneczku. Po jakimś czasie zacząłem doganiać wszystkich zagubionych na końcu peletonu wysłuchując w różnych językach historię ich wyścigowych bolączek. Kurcze - pomyślałem - tak samo zanudzałem innych urazem swojego barku :-)

W końcu spotkałem i silviana i paru innych w tym wojownika Sufę, który miał małą awarię. Razem dojechaliśmy do bufetu. Tutaj w końcu zrobiłem to, co odpuściłem sobie rok temu i przez co zżerały mnie wyrzuty sumienia. Zdjąłem buty i wskoczyłem do rzeki chłodząc się do pasa pod przypiekającym słoneczkiem przez parę minut. Ech. To było to. Przy drugim bufecie, który też był nad rzeką zrobiłem to samo. Słońce już tam nie przypiekało - bo wszystko było w cieniu - ale przyjemność ze schłodzenia zmęczonych mięśni naprawdę spora.


fot. galeria.bikelife.pl

Pod Wielkim Stożkiem spotkałem Rafała, który mimo, że poważnie struty ani myślał o wycofaniu się. "Ja sobie teraz poleżę" powiedział kładąc się wycieńczony na trawę. Do mety jednak dotarł.
Do tego doszedł ciężki powrót. Będąc zmęczonym nie chciałem ryzykować przechodząc przez most i postanowiłem wrócić przez Jasnowice. Kur.. ma... Droga powrotna to praktycznie trzy porządne podjazdy na których moje wymęczone nogi odmawiały posluszeństwa. W dodatku złapałem jeszcze jedną gumę. No nic. Słaniając się jak rosyjski artylerzysta po wypiciu litra wódki dotarłem do kwatery.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!