Błoto, ślisko, trochę deszczu, trochę słońca. Więcej chyba się nachodziłem niż najechałem. Chlap chlap...ciągnęło się rower na Wielką Raczę. Wprawa w chodzeniu po górach w okresie jesienno-zimowym skutkowała tym, że tempo brnięcia miałem dość spore wyprzedzając zrezygnowanych ubłoconych zawodników. Moim jedynym dylematem było czy iść do schroniska na Wielkiej Raczy na colę czy utrzymać przewagę nad tymi paroma osobami, które udało mi się wyprzedzić i zrezygnować. Odpowiedź nasuwa się oczywiście sama. Zostawiłem ubłocony rower na trasie (kto by ukradł takiego oblepionego gliną i trawą) i zszedłem do schroniska. Ech...Jak w zeszłym roku. Cola na Wielkiej Raczy smakuje najlepiej.
foto. galeria.bikelife.pl
Uszczęśliwiony tym smakiem i zasilony 30kostkami cukru ruszyłem dalej...w krótkim czasie doganiając tych wszystkich, którzy prześliznęli się w czasie degustacji. Do ostatniego bufetu dotarłem jednak dość zmęczony. Panowie pomogli mi uruchomić tylny hamulec i ruszyłem po swoją koszulkę finishera.
.
MTB Trophy finisher 2011, 2012
Głupek Roku 2011 (biegłem 8km ze skręconą nogą..bieg ukończyłem..medal dostałem..tytuł przyznał mi dużurny lekarz w szpitalu)
Ironman 70.3 Austria 2013 finisher
Borówno Triathlon HIM 2013 finisher
...and on the road to ....hmm..chyba w końcu dobry czas by wyleczyć kontuzje
Po rocznej przerwie we wpisach znowu jestem.