Skrzyczne

Wtorek, 24 kwietnia 2012 · Komentarze(3)
Założeniem dnia dzisiejszego było zrobić przynajmniej 60-70km po górach. Wstępnie skierowałem się na Skrzyczne przez Baranią Górę. Przejeżdzając przez frakcje Istebnej co raz mijałem jakiegoś małego kundelka, który w ogóle nie był zainteresowany obszczekiwaniem mnie. No cóż. ...pewnie nie mają prostego życia jak na równinie - pomyślałem. I gdy tak sunąłem sobie dróżkami między gospodarstwami i jakimiś małymi zakładami nagle usłyszałem niskie, dźwięczne szczeknięcie. Spojrzałem w lewo i widzę pędzącego na mnie wilczura. Nawet nie miałem czasu pomyśleć "O Boże...hit moich nocnych koszmarów się spełnia" tylko nacisnąłem hamulec i prawą nogą zamachnąłem w tył nad siodełkiem by przybrać pozycję obronną za rowerem. Ten cały manerw jednak pieska bardzo zaskoczył. Spodziewał się pewnie, że zacznę pedałować szybciej a ten mnie dziabnie w udo a tu masz babo placek. Piesio wyglądał na zaskoczonego a nawet lekko przestraszonego (chyba tym zamachem nogi nad tylnym kołem i siodłem) i się zatrzymał obszczekując mnie z daleka. Spokojnie zacząłem się wycofywać a w dodatku owego piesia nagle zaczął wołać jego pan.
Dalej szukanie czarnego szlaku, który miał mnie doprowadzić do Przysłopa. Zamiast czarnego szlaku zastałem znak "zakaz ruchu rowerów". Niestety nie było dla mnie innej alternatywy więc pognałem dalej aż nie dawało się jechać bo śnieg.

To jeszcze raczej na dole


Tędy szedł kiedyś czarny szlak. Na niektórych drzewach są jeszcze znaki. Trochę to mylące..


W kierunku Przysłopa...Coraz więcej śniegu..


Dalej nie jedziemy...Tylko pchamy lub niesiemy


Obwodnica Baraniej..



Obwodnica, którą zamierzałem objechać Baranią też była przysypana śniegiem a w dodatku też rozpoczynała się tym paskudnym znakiem. Nic to trochę jechałęm a potem już było brnięcie w śniegu...trochę pchania, trochę noszenia. Gdy wypierniczony doszedłem do pierwszego rozjazdu w dół to niewiele się wahałem. Rozpędziłem się mknąc w dół by po chwili znowu natrafić na przeszkody śnieżne.


Tutaj wątpliwości nie mam. Uciekam przed śniegiem w dół..


Ale i tutaj zasypane...


Z Wisły Czarne znowu obrałem kierunek "do góry" na Baranią. Dojechałem jak najwyżej się dało i gdzie znowu droga zawalona śniegiem była. Na mapie spojrzałem, że w sumie niewiele zostało do Malinowskiej - więc wziąłem rower na plecy i dobrnąłem do pasma Skrzycznego.


Pod górę z Czarnego..


Dalej "nie jedziemy"


Niesiemy i niesiemy...


Niestety w takich warunkach pod górę z "plecakiem"


Skrzyczne już na horyzoncie


Połowę drogi dało się jechać..


W dół trochę jazdy i brniecie po bardzo mokrym i bardzo zimnym śniegu. Z butów przy każdym kroku wysączała się woda a stopy zaczynały mi drętwieć z zimna. Ostatkiem silniej woli dobrnąłem do Skrzycznego, gdzie posiliłem się zupą, pepsi i herbatą. Przebrałem się też w zapasową podkoszulkę myśląc, że ten kto wybiera się w góry bez zapasowej podkoszulki to jest 'totalny amator'. W dół nie dało się początkowo jechać bo śnieg. Trochę niżej był na tyle zmrożony i ubity przez ratraki że dawało się coś tam pojeździć. Potem już w dół. W dole powinno być cieplej. Przy wjeździe w teren zabudowań zmroziła mnie jeszcze jedna rzecz - znak z napisem "Rowerzysto uważaj na psa". Kurde.


Początek spychania w dół...


Ubite i zmrożone podłoże...dało się trochę "rżnąć" przez to w dół

W dole jakbym natrafił na sklep z odzieżą, w którym skarpetki kosztowałyby nawet 500zł to bym je kupił. Ze wszystkim było ok poza stopami. Pedałowanie trochę poprawiało krążenie ale czasem gdy przestawałem czuć zimno zastanawiałem się czy to z powodu ocieplenia czy że tracę już czucie.
Nic to. Podjazd na Salmopol w lekkim deszczu, zjazd do Malinki i podjazd na Kubalonkę (znowu kropi). W zasadzie przypomniałem sobie, ze na Skrzycznym też mnie dobijał deszcz. Nic to. Wylałem na siebie całą gorącą wodę pod prysznicem, aspirynka i do śpiworka. Cóż..Co mnie nie zabije to mnie wzmocni.


Zjazd z Salmopola


Podjazd na Kubalonkę 2


I znowu lokalnymi dróżkami do domciu


Odmrażanie się...

Komentarze (3)

Kurczę wiedziałem że u Ciebie nie ma lipy. Ja już tydzień temu odpuściłem Skrzyczne bojąc się śniegu i widzę że był o się czego bać.

silvian 19:04 czwartek, 3 maja 2012

Podjazd z Lipowej już jest czysty...przynajmniej prawy wariant (widać to zresztą na jednym ze zdjęć). Zastanawiałem się wtedy czy nim nie zjechać ale było mi nie po drodze a jakoś nie miałem ochoty dylać przez Godziszka i Buczkowice. Pełno tam zresztą przydrożnych piesków ;-)

prinx 13:39 czwartek, 3 maja 2012

No niestety, wiosna w mieście nie oznacza wiosny w górach:/ też miałem sobie Skrzyczne zrobić przez weekend, ale póki co, widzę, że jeszcze czas jest. Najlepiej Skrzyczne podjeżdżać południowym stokiem od strony Lipowej (Ostre). Ale tak czy inaczej uznanie za pokonanie tej trasy!

k4r3l 05:23 czwartek, 3 maja 2012
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!