Nawet o tym nie marzyłem
Sobota, 31 grudnia 2011
· Komentarze(4)
Ciężko to mi wyrazić...ale nigdy taki szczęśliwy jeszcze w Sylwestra nie byłem..
W Sylwestra ponoć trzeba zrobić coś trochę szalonego. Więc padło na bieg Korony Himalajów w Katowicach. Licząc siły na zamiary wychodziło mi 8km. Może 10...maksymalnie 12. Nie za bardzo wiedziałem jak to jest z tymi dystansami. Wczoraj ojciec (który oczywiście po cichu miał zamiar w tym biegu wystartować) gdy go zdemaskowałem powiedział mi, że najmniejszy możliwy do ukończenia wariant to 12km. Może jakoś się dowlekę do tej mety - pomyślałem. Tak czy owak, okazało się, że nie miał racji. Można ukończyć każdą wielokrotność 4.2 km (pętla).
Tak czy owak liczyłem się z tym, że będę ostatni i że będę się ciągnąć za peletonem modląc się by nie pogubić drogi.
Ok 9.30 stawiłem się w biurze zawodów. Szybkie zapisy ale sporo moich rzeczy do rozstrzygnięcia - jak się ubrać, jaką czapkę, rękawiczki, kurtkę. Rano w dodatku nieźle sypało a potem jedni zapowiadali deszcz a inni mróz. Postanowiłem się trochę przebiec - dla rozgrzewki i ocenienia warunków pogodowych. No i nie było mi zbyt wesoło - czułem zmęczenie treningami. A dookoła rozgrzewali się żylaści biegacze. Pewnie za to nie potrafią pływać - pocieszałem się w myślach :-)
Ostatecznie wystartowałem w kurtce rowerowej - z zamiarem zrobienia 3 kółek - tzn. ok. 12km.
Meta przed 1.5 godz przed startem
Trasa 1.5 godz przed startem
Ja gotowy - ojciec w tyle dopiero przyjechał
Wspólne wyruszenie w kierunku startu
Na starcie stanąłem z ojcem na końcu. No i heja. Ruszyliśmy. I ku mojemu zdziwieniu nie zostałem sam...tylko przyjemnie sobie biegłem w grupce pościgowej. Pierwsze kółko, drugie i było całkiem ok. Na 3cim trochę zwolniłem bo w głowie zaczęło kiełkować "a może by tak porwać się na...". Ojciec mnie dogonił na 8, potem 10km. Ale potem udało mi się mu uciec. Biegnąc 4te wiedziałem już, że choćbym miał się czołgać do zrobię i piąte. No i zrobiłem....mój mały rekord..czyli półmaraton.
Tutaj dekorują mojego tatę (trzasnął 25km)
A tutaj wręczają nagrodę.
Super atmosfera i rewelacyjna impreza. Polecam wszystkim. Zero komercji. Startowe 10zł, piękny dyplom, dla niektórych medale, pamiątkowy breloczek i rewelacyjny bigos z bułką na koniec (no i grzaniec którego niestety nie mogłem skosztować).
No i tak..
W Sylwestra ponoć trzeba zrobić coś trochę szalonego. Więc padło na bieg Korony Himalajów w Katowicach. Licząc siły na zamiary wychodziło mi 8km. Może 10...maksymalnie 12. Nie za bardzo wiedziałem jak to jest z tymi dystansami. Wczoraj ojciec (który oczywiście po cichu miał zamiar w tym biegu wystartować) gdy go zdemaskowałem powiedział mi, że najmniejszy możliwy do ukończenia wariant to 12km. Może jakoś się dowlekę do tej mety - pomyślałem. Tak czy owak, okazało się, że nie miał racji. Można ukończyć każdą wielokrotność 4.2 km (pętla).
Tak czy owak liczyłem się z tym, że będę ostatni i że będę się ciągnąć za peletonem modląc się by nie pogubić drogi.
Ok 9.30 stawiłem się w biurze zawodów. Szybkie zapisy ale sporo moich rzeczy do rozstrzygnięcia - jak się ubrać, jaką czapkę, rękawiczki, kurtkę. Rano w dodatku nieźle sypało a potem jedni zapowiadali deszcz a inni mróz. Postanowiłem się trochę przebiec - dla rozgrzewki i ocenienia warunków pogodowych. No i nie było mi zbyt wesoło - czułem zmęczenie treningami. A dookoła rozgrzewali się żylaści biegacze. Pewnie za to nie potrafią pływać - pocieszałem się w myślach :-)
Ostatecznie wystartowałem w kurtce rowerowej - z zamiarem zrobienia 3 kółek - tzn. ok. 12km.
Meta przed 1.5 godz przed startem
Trasa 1.5 godz przed startem
Ja gotowy - ojciec w tyle dopiero przyjechał
Wspólne wyruszenie w kierunku startu
Na starcie stanąłem z ojcem na końcu. No i heja. Ruszyliśmy. I ku mojemu zdziwieniu nie zostałem sam...tylko przyjemnie sobie biegłem w grupce pościgowej. Pierwsze kółko, drugie i było całkiem ok. Na 3cim trochę zwolniłem bo w głowie zaczęło kiełkować "a może by tak porwać się na...". Ojciec mnie dogonił na 8, potem 10km. Ale potem udało mi się mu uciec. Biegnąc 4te wiedziałem już, że choćbym miał się czołgać do zrobię i piąte. No i zrobiłem....mój mały rekord..czyli półmaraton.
Tutaj dekorują mojego tatę (trzasnął 25km)
A tutaj wręczają nagrodę.
Super atmosfera i rewelacyjna impreza. Polecam wszystkim. Zero komercji. Startowe 10zł, piękny dyplom, dla niektórych medale, pamiątkowy breloczek i rewelacyjny bigos z bułką na koniec (no i grzaniec którego niestety nie mogłem skosztować).
No i tak..