Stanowczo odrzucam wszelkie spiskowe teorie w stylu...

Niedziela, 16 stycznia 2011 · Komentarze(6)
...że poproszono Marka Galińskiego by nie jechał zbyt szybko by nie zdublować większośći zawodników na drugiej rundzie. Tak czy owak, gdy podczas sprawdzania obecności przed startem wyczytano nazwisko Marek Galiński - pomyślałem, że albo to żart albo ktoś inny tak samo się nazywa. He he...a tutaj nagle Marek wychodzi w stroju JBG2 gotowy do startu.
Fot1. Przed startem
Tak więc przez 80% pierwszej rundy jechałem zestresowany, że zaraz mnie w/w dogoni, zdubluje i przez to nie będę w elitarnym gronie tych co ukończylo cały wyścig. Przez pozostałe 20% było mi wszytko jedno. Przyznam się, ze nawet bym się z tego ucieszył. Trasa była wymagająca. Przez dużą część dystansu był lód, śnieg z lodem, błoto i woda. Na lodzie sporo osób się wywracało, mnie dzięki Nokianom jechało się w miarę. Natomiast cierpiałem katusze na podmokłym polu i błotnistych trasach..gdzie oponki mimo, że się nie zapychały to stawiały bardzo duży opór. Conajmniej 3 kumary.
Przez pierwszą pętle gdy większość mnie wyprzedziła i powoli znikała na horyzoncie myślalem o tym, że jednak nie trenuję właściwie i kondycja jest słaba.
Przez drugą rundę jechałem wyluzowany nawet wtedy gdy z 500m za sobą zauważyłem quada z pilotem. "Teraz to mogą mi skoczyć" pomyślałem i nawet zwolniłem. Powoli powoli i na ok 5km przed metą dogoniłem grupkę osób, która wcześniej mi uciekła i razem z Bartkiem podążyliśmy do mety. Nawet miałem ochotę pogonić ambitnego zawodnika w drażniących czerwonych barwach Mazovia MTB ale pościg zakończyły dwa niemiłe skurcze pod udami. No nic. Trzeba było wyluzować.
Tak czy owak byłem chyba w pierwszej 40-tce co stanowi jak na razie mój najlepszy wynik w historii. A jak dodatkowo pomyślę, że tylko 40 gnających dzieliło mnie od mistrza Polski to już stanowi nie lada wyczyn ;-D (lepiej nie wnikać ilu było za mną, he he)
Teraz wszystko się pierze. Wcześniej jednak wypłukałem wszystko w misce, w której w ciągu 15 sekund woda zmieniła kolor na ciemnobrązowy.
Fot2. Płukanie antybłotne przed praniem.
Ps.1. Pomysł by wypuścić ludzi w las by trochę pomęczyli się w śniegu w celu upamiętnienia rocznicy wyzwolenia uznaję za dobry. Jest to 1000 razy lepsze niż stanięcie przed pomnikiem i uczczenie poległych minutą ciszy.
Ps.2. Nie wiem jak to zrobili, że znaleźli trasę z taką ilością śniegu i wody, a przede wszystkim lodu. Wszędzie indziej po śniegu prawie nie ma śladu.
Ps.3. Forma i strategia treningowa nie jeset chyba taka zła, jak myślałem podczas pierwszej rundy. Koniecznie jednak muszę pomyśleć o większej ilości ćwiczeń na wzmocnienie mięśni pleców.
No i tak..

Komentarze (6)

Rzeczywiście, lodowa górka była za bufetem niezła. Mało też tam nie fiknąłem trzymając w jednej ręce kierownicę,a w drugiej kawałek ciasta.

Tak czy owak, będę Cię miał na oku :-) Obiecuję walczyć jak lew na następnym maratonie i nie dać się Tobie wyprzedzić.

prinx 20:15 wtorek, 18 stycznia 2011

:-)
Chyba sporo osób (w tym ja i mój drużynowy kolega) cierpialo na niedobór wody..bo na bufecie oprócz wrzącej (I runda) herbaty oprócz roztopionego śniegu nic nie było innego do pica. A hasło "bufet na trasie"+rundy spowodowało, że zabrałem jeden bidon, z którego jeszcze mi się częściowo woda wylała przy glebowaniu.

prinx 18:20 wtorek, 18 stycznia 2011

W takim razie start należy zaliczyć do udanych.

silvian 20:39 niedziela, 16 stycznia 2011
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!