Mówiłem, że nie lubię zimy? Kłamałem.
Sobota, 25 grudnia 2010
· Komentarze(0)
Zima jest jednak super...pod warunkiem, że dobrze się czlowiek ubierze. Dzisiaj po prostu bajkowy wypad na Klimczok. Cała chlapa zamarzła i szło się bardzo dobrze. Dopóki ścieżka szła przez las, było cicho i spokojnie. Po prostu bajkowo.
Na górze, jak to na gorze. Wiatr, śnieg i jednym słowem mała syberia. Ale przygotowany byłem i na to...więc zabawy była na całego.
Na Klimczoku okazalo się, że czarny szlak zostal zamknięty. Probowałem podejść kawałek ale po pięciu zapadnięciach się po uda, uznałem, że decyzja o zamknięciu była słuszna. Zwłaszcza, ze do schroniska dojść można było inną drogą. Po drodze zobaczyłem jakiegoś osobnika po prawej stronie, poza szlakiem. Dziwnie mnie obserwował. Tak się potem zastanawiałem, co tam ktoś mógł robić...ale uznałem, że może to miejscowy albo, że może to właściciel orczyka..buu.
W schronisku sprawa się wyjaśniła, bo po wypiciu herbaty i zjedzeniu pełnego talerza pomidorowej tenże osobnik klnąc pod nosem zjawił się w przedsionku. Chwilę się zastanowiłem czy jest to on czy ona zanim zagadałem..Jednak to była "ona". Otóż jak się okazało, owa dzielna pani postanowiła po prostu kontynuować marsz zamkniętym szlakiem i brnęła dzielnie przez zaspy. To co ja widziałem jako czyjeś stanie, bylo w rzeczywistości posuwaniem się milimetr po milimetrze do przodu ..He he...
Zejście trochę karkołomne..bo mróz chwicił na dobre i oblodzone było wszystko poza lodem.
No i tak.
Na górze, jak to na gorze. Wiatr, śnieg i jednym słowem mała syberia. Ale przygotowany byłem i na to...więc zabawy była na całego.
Na Klimczoku okazalo się, że czarny szlak zostal zamknięty. Probowałem podejść kawałek ale po pięciu zapadnięciach się po uda, uznałem, że decyzja o zamknięciu była słuszna. Zwłaszcza, ze do schroniska dojść można było inną drogą. Po drodze zobaczyłem jakiegoś osobnika po prawej stronie, poza szlakiem. Dziwnie mnie obserwował. Tak się potem zastanawiałem, co tam ktoś mógł robić...ale uznałem, że może to miejscowy albo, że może to właściciel orczyka..buu.
W schronisku sprawa się wyjaśniła, bo po wypiciu herbaty i zjedzeniu pełnego talerza pomidorowej tenże osobnik klnąc pod nosem zjawił się w przedsionku. Chwilę się zastanowiłem czy jest to on czy ona zanim zagadałem..Jednak to była "ona". Otóż jak się okazało, owa dzielna pani postanowiła po prostu kontynuować marsz zamkniętym szlakiem i brnęła dzielnie przez zaspy. To co ja widziałem jako czyjeś stanie, bylo w rzeczywistości posuwaniem się milimetr po milimetrze do przodu ..He he...
Zejście trochę karkołomne..bo mróz chwicił na dobre i oblodzone było wszystko poza lodem.
No i tak.