Oczy kleszcza, deser i pani "ja pie...lę"

Czwartek, 4 września 2014 · Komentarze(0)
Rano nie dało się spać, bo przyjechała pani "ja pier..lę". Ciężko to opisać ale pani rozpierducha operowała takim językiem, że nawet murarz na komunistycznej budowie poczulby sie nieswojo. Pani rozpierducha z panią Sabiną poszły na grzyby. Ja rowerem na basen. Przeginam z tym rowerem bo w nogach już czuć przemęczenie. Nic to. Wysiedze się w biurze to nogi odpoczną albo i nie.

Potem do Rudy na deser(y).
Podwójne cappuccino, lody, gofry i soki. Na koniec zamówiłem by jeszcze mnie po tym wszystkim ktoś posadził na rower bo jakoś wstać się nie chciało.

No i tak.
Wieczorem znowu klimatycznie. Podczolgałem się na wzgórze z karimatem by posiedzieć i popodziwiać widoki.  No i przykleszczył się taki jegomość. Gdy go strzepnąłem z nogi to ten na karimacie znowu uparcie w moim kierunku. Trudno. Dostał więc w ryj.

Nie było rano nawet gdzie usiąść by załozyć buty:


ciągnymy na ten basen...w nogach wata;


znowu lato


to było zaraz po kawie


hmm...czy koty mnie lubią?


a potem było to:


na resztki byli chętni:


tutaj panie wróciły i obrobiły już zebrane grzyby:


wiejsko-wakacyjne klimaty


śliwki są przesłodkie (to ostatnia która się zachowała na tej wysokości)


w górze jeszcze trochę jest


tutaj już wieczorowo


No i pan uparty..


no i ciemniej


No i panorama z miejsca leżenia (w tym białym domku w dole mieszkamy)


No i tak. Niech żyją wakacje

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!