Na ogonie fajnie jest
Niedziela, 5 października 2014
· Komentarze(2)
27km zajęło mi dogonienie mojego taty podczas dzisiejszego silesia marathonu. Na mete wpadłem jakieś 10 minut przed nim...a dzieli nas 30 lat. Czapki z głów.
Tak czy owak. Biegło mi się superaście bo zawsze się superaście biegnie gdy nie ma parcia na życiówki i wyniki. Po prostu dla przyjemności, pięknej pogody i towarzystwa. I pozwiedzania sobie Śląska i przebiegnięcia przez Dąbrówkę Małą tuż obok technikum gdzie chodziłem.
W okolicy ogonowej, w której biegłem ludzie mieli podobne podejście..gadali sobie, żartowali, opowiadali o swoich problemach z lekarzami.
Z okazji 35 km otworzylem sobie żel bo żadnego kryzysu 35km nie było. Dopadł mnie jakieś 2km dalej. i tak od 37 do 39km biegło się fatalnie. Potem zadziałała psycha czująca już finisz. No i znowu było ok tak więc dobiegłem z uśmiechem.
2gi raz w życiu. Phi. Kiedyś jeszcze sobie pobiegnę
Na mecie z tatą:
no i tak.
Jeżeli myślisz, że jesteś mężczyzną, boś spłodził syna, posadził drzewo i wybudował dom, to jesteś w błędzie. Spróbuj przebiec maraton - napisał Jacek Hugo-Bader w artykule z 1997 roku.
Nie wiem, skąd wzięło się to głupie powiedzonko o drzewie, synu i domu. A cóż to za wyczyn spłodzić syna? Powiedziałbym, że nie lada przyjemność. W sadzie moich rodziców posadziłem kilkadziesiąt drzew, ale też nie powiem, żebym poczuł się nadzwyczajnie. Nawet gdy sprzedaliśmy z moją żoną Agatką małe mieszkanko na dziewiątym piętrze i kupili za to ruderę na dalekim przedmieściu, którą tytanicznym wysiłkiem zamieniliśmy w mieszkalny dom, nie poczułem dumy, tylko ulgę.
To, co czułem biegnąc w maratonie, o miliony lat świetlnych wyprzedziło wszystkie wysokolotne doznania, jakich doświadczyłem w życiu. Mało mnie nie rozerwało z dumy, że wystartowałem.
Tak czy owak. Biegło mi się superaście bo zawsze się superaście biegnie gdy nie ma parcia na życiówki i wyniki. Po prostu dla przyjemności, pięknej pogody i towarzystwa. I pozwiedzania sobie Śląska i przebiegnięcia przez Dąbrówkę Małą tuż obok technikum gdzie chodziłem.
W okolicy ogonowej, w której biegłem ludzie mieli podobne podejście..gadali sobie, żartowali, opowiadali o swoich problemach z lekarzami.
Z okazji 35 km otworzylem sobie żel bo żadnego kryzysu 35km nie było. Dopadł mnie jakieś 2km dalej. i tak od 37 do 39km biegło się fatalnie. Potem zadziałała psycha czująca już finisz. No i znowu było ok tak więc dobiegłem z uśmiechem.
2gi raz w życiu. Phi. Kiedyś jeszcze sobie pobiegnę
Na mecie z tatą:
no i tak.
Jeżeli myślisz, że jesteś mężczyzną, boś spłodził syna, posadził drzewo i wybudował dom, to jesteś w błędzie. Spróbuj przebiec maraton - napisał Jacek Hugo-Bader w artykule z 1997 roku.
Nie wiem, skąd wzięło się to głupie powiedzonko o drzewie, synu i domu. A cóż to za wyczyn spłodzić syna? Powiedziałbym, że nie lada przyjemność. W sadzie moich rodziców posadziłem kilkadziesiąt drzew, ale też nie powiem, żebym poczuł się nadzwyczajnie. Nawet gdy sprzedaliśmy z moją żoną Agatką małe mieszkanko na dziewiątym piętrze i kupili za to ruderę na dalekim przedmieściu, którą tytanicznym wysiłkiem zamieniliśmy w mieszkalny dom, nie poczułem dumy, tylko ulgę.
To, co czułem biegnąc w maratonie, o miliony lat świetlnych wyprzedziło wszystkie wysokolotne doznania, jakich doświadczyłem w życiu. Mało mnie nie rozerwało z dumy, że wystartowałem.