Chlew na mazovii
Woda zbierała się tam od tygodnia ale org (tu celowo pomijam nazwisko gościa który sam siebie określa mianem jednego z najlepszych kolarzy polskich) nie kiwnął palcem by pociągnąć trasę objazdem mimo, że na forum wrzało od tygodnia. Burza przed wyścigiem dopełniła formalności.
Do rozjazdu fit praktycznie się szło a nie jechało. I to w śmierdzącej błotnej lawie.
Koniec końców straciłem na tyle czasu brnąc w brei, że nie załapałem się na giga. Ale kilka kilometrów po rozjeździe nie było mi żal. Znowu zaczęło się błoto i brnięcie w gównie.
Na mecie oprócz wody i wody różowawej załapałem się tylko na kawałek banana. Nic więcej nie zostało. Brawa dla organizatora!! Brawo! Brawo!