Chlew na mazovii

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(4)
Podkusiło mnie i pojechałem na mazovii. Myślałem sobie...pojadę, trasy łatwe i jezdne to się rozruszam. Tylko nie przewidziałem, że będę chodził kilometrami czasem po kolana w gnojówie.

Woda zbierała się tam od tygodnia ale org (tu celowo pomijam nazwisko gościa który sam siebie określa mianem jednego z najlepszych kolarzy polskich) nie kiwnął palcem by pociągnąć trasę objazdem mimo, że na forum wrzało od tygodnia. Burza przed wyścigiem dopełniła formalności.
Do rozjazdu fit praktycznie się szło a nie jechało. I to w śmierdzącej błotnej lawie.

Koniec końców straciłem na tyle czasu brnąc w brei, że nie załapałem się na giga. Ale kilka kilometrów po rozjeździe nie było mi żal. Znowu zaczęło się błoto i brnięcie w gównie.



Na mecie oprócz wody i wody różowawej załapałem się tylko na kawałek banana. Nic więcej nie zostało. Brawa dla organizatora!! Brawo! Brawo!

Komentarze (4)

Ale najlepsze jest to , że ponad połowa z tego tłumu ciągle ma przekonanie, że wzięła udział w prawdziwej imprezie Mtb.

prinx 21:04 sobota, 16 lipca 2011

Ale Rumunia :/

silvian 11:03 sobota, 16 lipca 2011

W kwietniu po masówie w Otwocku obiecałem sobie, że nie pojadę wiecej w mazovii... Ale pojechałem i mam co chciałem.
Ponad 6km sekcja błota byłba do przeżycia pod warunkiem pokonywania jej mając przed i za sobą kilka metrów. A w tłumie ludzi to zostaje tylko podążać z bezwładną masą.

prinx 11:44 poniedziałek, 11 lipca 2011

Oj chyba impreza Ci nie wyszła, żebyś tylko się nie zraził.

silvian 05:31 poniedziałek, 11 lipca 2011
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!