Pana za rana
Niedziela, 6 lipca 2014
· Komentarze(0)
Rise & Shine w letniej odsłonie.
Rano (6.30) tak ciepło, że nie trza było wyjeżdżać w rękawkach ani w bluzie. Od razu w stroju kolarzowym.
Wjeżdżam do parku i szok. Pełno biegaczy. A to dopiero 6.39. Pfffff...letni sportowcy. Jakoś nigdy ich nie widziałem wiosną czy zimą.
Na ulicach pusto - zero samochodów. Jedzie się superaście. Mało pstrykam bo jakoś tak..
Powrót przez drogę krzyżową. Na Rogoźniku staję na pedały - dociążam przód i z tego przodu spieprza powietrze. Na szczycie wymieniam dętkę...dziura przy wentylu..ze starości..z tego dociążenia przodu.
Potem Jura i leżenie nad zalewem. Powrót w strugach deszczu i burzy. Piękny dzień.
I jak tu nie kochać lata.
Rano (6.30) tak ciepło, że nie trza było wyjeżdżać w rękawkach ani w bluzie. Od razu w stroju kolarzowym.
Wjeżdżam do parku i szok. Pełno biegaczy. A to dopiero 6.39. Pfffff...letni sportowcy. Jakoś nigdy ich nie widziałem wiosną czy zimą.
Na ulicach pusto - zero samochodów. Jedzie się superaście. Mało pstrykam bo jakoś tak..
Powrót przez drogę krzyżową. Na Rogoźniku staję na pedały - dociążam przód i z tego przodu spieprza powietrze. Na szczycie wymieniam dętkę...dziura przy wentylu..ze starości..z tego dociążenia przodu.
Potem Jura i leżenie nad zalewem. Powrót w strugach deszczu i burzy. Piękny dzień.
I jak tu nie kochać lata.